sobota, 24 października 2015

Rozdział 6

~*~
   Przeraziła się. Krzyk Marco był bardzo prawdziwy i nie wydawał się, że woła ją dlatego, bo przyszedł kurier z jej kosmetykami. Chodziło o coś innego. Szybkim krokiem zeszła ze schodów i poszła w kierunki drzwi. Zastała tam Marco, jak przytulał kogoś. Jakąś dziewczynę. Nie poznała jej, ale dopiero po chwili dotarło do niej, że słyszy dźwięk płakania. To ona płakała. 
   Stanęła jak wryta i obserwowała tę scenę. Już wie, kto to jest. To Laura.
- Marco? Wszystko okej? Laura? - podeszła do niej i dziewczyna oderwała się od męża jej koleżanki, a  wtuliła się w Polkę. - Co się stało? - zwróciła się tym razem do piłkarza.
- Nic nie wiem - odpowiedział rozkładając ramiona. - Przyszła już taka cała roztrzęsiona. Spytała się o ciebie i o mały włos by się przewróciła. Jest wykończona - mówił.
- Idź zrób jej herbatę i nałóż lasagne, co zrobiliśmy. Ja z nią pogadam - powiedziała.
   Marco od razu udał się do kuchni i zaczął parzyć wodę na herbatę oraz odgrzewać włoską kolację. Wiktoria udała się na kanapę z przyjaciółką. Musiała jednak chwilę poczekać, bo nic do niej nie dochodziło. Cała się trzęsła i płakała. Wygląda to jakby była już w taki stanie od dobrych kilku godzin. Polka bardzo przejęła się stanem dziewczyny i za wszelką cenę chciała jej pomóc, ale nie wiedziała jak. Nie wiedziała, co ma od niej oczekiwać. Ale z jednej strony Wanke sama do niej przyszła, więc wcześniej czy później opowie małżeństwu Reus wszystko po kolei.
   Czekała chwilę na Marco, który miał przynieść kubek ciepłego napoju, wraz ze swoja przyjaciółką, która ciągle była do niej przyklejona.
- Laura - odezwała się w końcu. - Nie mam pojęcia co się stało, ale z Marco chcemy ci pomóc. Musisz tylko powiedzieć jak - zaproponowała łagodnie, ale wiedziała, że nie ma co liczyć na szybkie odpowiedzi. Dziewczyna jest roztrzęsiona i pewnie sama nie rozumie, co się właśnie dzieje.
- Nikt mi już nie pomoże - wypowiedziała z trudnością.
- Ale skoro do nas przyszłaś, to w jakimś celu - odezwał się piłkarz. - Nie odtrącaj pomocy, bo z każdego dołka da się wyjść - mówił.
- Właśnie - zgodziła się żona piłkarza. - Powiedź tylko co się dzie...
- WŁAŚNIE SIĘ DOWIEDZIAŁAM, ŻE JESTEM ADOPTOWANA!!! - wykrzyczała najgłośniej jak tylko mogła odrywając się jednocześnie od przyjaciółki.
   Byli w szoku. Otworzyli szeroko oczy i nie mogli uwierzyć w słowa wypowiedziane, przez dziewczynę. Dla nich to był szok, a co dopiero dla Laury.
   Blondynka, która przestała przytulać Wiktorię skuliła się i schowała twarz w dłoniach. Była jej ciężko. Jeszcze nigdy nie czuła się w taki sposób, jak właśnie wtedy. Gdyby prowadziła dziennik z zapiskami każdego dnia, pewnie nie wiedziałaby, jak ubrać zdanie w odpowiednie słowa, które pasują do tej sytuacji.
   Była zagubiona i w pełni samotna. Mimo, że znajdywała się w domu swojej dobrej przyjaciółki, ale czuła się mimo wszystko obco. Jak intruz. Ale nie miała gdzie się udać. Do tych ludzi, którzy przez całe życie udawali jej rodziców? Nie. Nie wyobrażała sobie tego. Gdy tylko wróciła ze szkoły i przez przypadek podsłuchała rozmowę państwa Wanke, nie czekała na wyjaśnienia od nich. Rozpętało się piekło. Laura z trudnym charakterem nie mogła poradzić sobie z tą informacją, co skończyło się, jak po prostu źle. Cały ten czas była sama i błąkała się po mieście płacząc na przemian.
- Laura - szturchnęła ją cicho Wiki. - Proszę powiedź coś.
- Nie potrzebnie tu przyszła. Tylko narobiłam wam problemów - odparła nagle i wstała z kanapy, na której siedziała.
- Co ty robisz? Wracaj, Laura! - krzyknął piłkarz.
   Wiktoria również wstała, a zaraz po niej ruch powtórzył piłkarz.
- Dokąd chcesz wrócić? - zapytał.
- Nie wiem - odpowiedziała pociągając nosem.
   Polka natychmiast do niej podeszła i wyciągnęła pomocną dłoń.
- Chcemy ci pomóc. Wiem, że tego nie powiesz, ale sama szukasz tej pomocy. Zostań na noc, bo ja, a tym bardziej Marco nie wypuścimy cię z domu, dobrze? A jutro porozmawiamy na spokojnie, bo jestem cały dzień w domu.
   Co miała zrobić? Najchętniej by odmówiła, bo to nie idzie w parze z jej zasadą, ale nie mogła. Nie miała innego wyjścia. Musiała w końcu przyjąć pomoc, bo bardzo jej potrzebowała.
- Dobrze - zgodziła się.
- Ale najpierw coś zjedź, a potem się położysz - dodał Reus, który nie mniej niż Wiktoria przejął się sytuacją jej koleżanki.

~*~
   Ich ostatnie dni nie różniły się zbytnio od siebie. Wszystko, każdy ruch wykonywali automatycznie, gdy jedno z nich było obok. Ignorowali się i praktycznie nie rozmawiali. Wyjątkiem były sprawy konieczne związane z opieką nad Dianą, czy powroty któregoś z domu. Chociaż nawet i to było pretekstem do częstych kłótni. Tak, niestety. Mimo, że nie rozmawiali ze sobą, to kłótnie były codziennością. Atakowali siebie nawzajem, a Ann coraz bardziej denerwowała obojętność Mario, która była powodem wielu sprzeczek. Żadne z nich nie chciało wyjść na przekór i zwyczajnie wyciągnąć dłoń na zgodę.
   Tego ranka Ann lekko zaspała. Nie miała, co liczyć, że obudzi  ją Mario, bo spali w oddzielnych pokojach. Kathrin w ich wspólnej sypialni, a piłkarz w pokoju gościnnym.
   Jak wstała było parę minut po 8, a na 9 miała spotkanie z dietetykiem. Musiała się śpieszyć, ale co najgorsze, odezwać do Götze, bo nie będzie miała czasu odwieźć małej Diany do opiekunki. 
   Wstała szybko z łóżka i popędziła do pokoju córki, ale nie było jej tam. Jakiś plus, że Mario zajął się nią w końcu sam. Zmieniła więc kierunek i zawróciła do sypialni i wyjęła z niej ubrania na dzisiejsze spotkanie. Złapała za ciemne, trochę grubsze leginsy oraz szarą, asymetryczna tunikę. Wzięła te rzeczy oraz jeszcze czystą bieliznę i poszła do łazienki, gdzie najpierw wzięła szybki, ale bardzo odprężający prysznic. Ubrała się i wykonała wszystkie inne konieczne, poranne sprawy. Nie chciała się zbytnio śpieszyć, bo wiedziała, że pośpiech tylko przeszkadza, więc wykonywała czynności tylko trochę szybciej. 
   Wyszła, gdy zegarek wskazywał kilka minut po 8.30. Miała dobry czas i to się liczyło. Zeszła 
powoli ze schodów i dostrzegła jak jej mały skarb wesoło bawi się w korytarzu ulubionymi zabawkami. Przy tym śmiała się i mówiła po swojemu wiele słów, ale i też wypowiedziała te, których się już nauczyła, czyli "mama" i "tata".
- Cześć szkrabie - powiedziała, gdy była już blisko Diany.
   Dziewczyna, gdy tylko zobaczyła swoją matkę uśmiechnęła się i wyciągnęła do niej swoje rączki. Była bardzo związana ze swoimi rodzicami. Była mała, ale kochała już. Nie wiedziała, co się dzieje w okół niej, ale czuła. Czuła, że jest coś nie tak.
   Blondyna z Dianą na rękach weszła do kuchni, w której urzędował sportowiec. Nawet się nie przywitali. Żadne z nich nie spojrzało na drugie. Zachowywali się, jakby nie istnieli. Przypominali tylko o sobie, gdy to było konieczne.
   Brömmel z dzieckiem na rękach, nalała sobie wody do szklani i zarazem ją wypiła. Spojrzała jeszcze raz na zegarek i zrozumiała, że goni ją czas. Musiała już wyjechać, ale ktoś, a konkretnie ona musi powiadomić bruneta, że będzie musiał odwieźć swoją córkę do opiekunki. 
   Niemka czuła wielkie rozżalenie i niechęć do jego osoby. Czuła się źle z tym, że on ją tak ignoruje. ale z drugiej strony sama to robi. Kocha go. Kocha go bardzo i nie rozumie tego zachowania, które pojawiło się w weekend, które pojawiło się znikąd. Chciałaby go zapytać o powody jego zachowania, przytulić, a następnie pocałować. Jednak nie może i to jest dla niej coś dziwnego. Nie może pocałować osoby, którą kocha nad życie. Tylko pytanie brzmi, czy on kocha ją równie mocno?
- Jadę na spotkanie z dietetykiem - odezwała się stojąc tyłem do Mario. - Zawieziesz Dianę do Natalie - oznajmiła. 
   Na twarzy piłkarza malowała się ta sama obojętność, co wcześniej. Jego mimika nie ulegała zmianie, chociaż bardzo chciał. 
- Nie możesz ty tego załatwić? Śpieszę się na trening - odezwał się.
- Nie, bo spotkanie mam na 9 i powinnam być już w drodze - odwróciła się mówiąc. 
- A może ja też powinienem być już w drodze? - postawił się.
   Kobieta nie poznawała go. Stał się zupełnie obcą osobą dla niej. Teraz jeszcze bardziej nie rozumiała zachowania i postępowania mężczyzny. Zachowywał się jak nie on. Jak nie osoba, którą zna. Coś tu nie gra.
- Przestań Mario, słyszysz?! W co ty grasz?! Nie rozumiesz, że się śpieszę? Tak trudno zaprowadzić swoją córkę do opiekunki, która jest po drodze? - krzyczała, ale na brązowookim nie zrobiło to żadnego wrażenia. Niestety na Dianie tak i to duże. Zaczęła płakać z przerażenia się tą sytuacją. - Widzisz co zrobiłeś? - zapytała z pogarda i zajęła się uspokajaniem dziecka.
- Tak, bo to zawsze ja coś robię! To ja jestem najgorszy!  To ja...
- Nie zachowuj się jak dziecko! Tak się składa, że to wszystko twoja wina, bo nie chciało ci się powiedzieć, gdzie szanowny pan się znajdował całą noc! - nie przestawała atakować Niemca.
- Nie mam nigdzie nakazane, że muszę ci się spowiadać! 
- Mam cię dość, rozumiesz? - ponownie podniosła głos, ale tym razem była już bliska płaczu. - Powiedz od razu, że znalazłeś sobie jakąś dziewczynę! Że ja ci się już nie podobam, bo jestem po ciąży! No dawaj! Dobij mnie!
   Z jej oczu popłynęły pierwsze strumienie słonej wody. Natomiast Götze tylko lekko spuścił głowę i zamilkł. Właśnie wtedy, gdy ona chciała coś od niego usłyszeć.
Nie mam pojęcia co kombinujesz, ale nie podoba mi się to - odezwała się ponownie. - Mam dość twojego znikania, marudzenia i ciągłych humorków, które czasami bywały gorsze od moich w czasie ciąży! Albo mi zaraz powiesz co się dzieje, albo tam masz drzwi! - wskazała na nie palcem.
   Nic nie powiedział. Po prostu odwrócił się i najszybciej jak tylko mógł ubrał buty i kurtkę. Ann śledziła go uważnie i nie mogła pojąć, co on właśnie robi i co się dzieje.
- Nie... - szepnęła. - Gdzie ty się wybierasz? - mówiła do niego, lecz on po raz kolejny ignorował ją. Po raz kolejny ją ranił.
   Nagle podszedł do drzwi i mocno za nie szarpnął wychodząc, łapiąc wcześniej za swoją torbę treningową.  
-Mario, do cholery! - krzyknęła bezsilnie. 
   Ciągle miała mała na rękach. Delikatnie zsunęła się po ścianie i schowała twarz w główce córeczki. Zaczęła płakać, a minuty mijały. Potem przypomniała sobie, że ciągle jest umówiona. Jednak nie pójdzie na to spotkanie. Nie w takim stanie. Nie teraz.
   On w tym czasie wsiadł w samochód i odjechał z piskiem opon. Sam był cały roztrzęsiony. Ostatnie dni zmieniły jego życie diametralnie. Już nic nie będzie takie samo i to go dobijało. Pewna era się skończyłam, tak jak i on sam.

~*~
   Stała w kuchni ubrana w jasne, dopasowane jeansy. Górę zdobił biały top oraz narzutka z szarego, rozpinanego swetra. Wesoło nuciła śpiewaną piosenkę w radiu i przygotowywała naleśniki specjalnie robione dla niespodziewanego gościa, który wczoraj ją odwiedził. 
   Nie wie jak długo Laura spędziła na płakaniu, ale wie, że było jej bardzo ciężko. Wraz z Marco chciała bardzo jej pomóc i to najlepiej natychmiast, ale wie, że to nie możliwe od tak. Potrzeba czasu, a Niemka potrzebuje go bardzo dużo. W szczególności po takiej wiadomości. Teraz, przede wszystkim trzeba z nią porozmawiać, bo wiele spraw jest dla Wiktorii niejasnych. Jednak musi podjeść do niej zupełnie inaczej. Łagodnie, a co najważniejsze nie naciskać. Dowiedzenie się, że było się adoptowanych, a osoby, za które uważałeś rodziców, nimi naprawdę nie są, jest straszne. To kompletne odwrócenie życia do góry nogami.
   Gdy nakładała właśnie ostatniego naleśnika na talerz, usłyszała kroki. To schodziła na pewno Laura, bo tylko one dwoje zostały w domu, a Marco od godziny jest już na treningu. Dziewczyna po chwili odwróciła się i ujrzała blondynkę, która szła ślimaczym tempem do przodu. Jej wygląd nie należał do korzystnych. Włosy porozrzucane na wszystkie strony, poczerwienione oczy i wczorajszy strój. Polka uśmiechnęła się do niej życzliwie. Odwzajemniła gest, ale widać było, że zrobiła to wymuszająco.
- Zrobiłam twoje ulubione naleśniki - powiadomiła ją. - Siadaj i jedz - powiedziała oraz postawiła talerz na stole.
   O dziwo Laura od razu wykonała jej polecenie. Nie powiedziała żadnego "ale". Wiki od razu pomyślała, że może to już jakieś postępy.
- A ty nie jesz? - zapytała cicho i spojrzała na nią z dołu.
- Nie, ja już jadłam z Marco - wyjaśniła wycierając przy okazji dłonie papierowym ręcznikiem.
- Nie musiałaś - szepnęła jeszcze ciszej i spuściła przy okazji głowę, zupełnie jakby było jej głupio.
- Ale chciałam! - podniosła na nią głos. - Nie pyskuj, tylko jedz. Idę na górę sprawdzić maile, a jak wrócę talerz ma być pusty - zagroziła palcem i nie czekając na odpowiedź udała się na górę w celu sprawdzenia wiadomości.
   Nie chciała się już z nią kłócić i pewnie, gdyby nie to, że nie miała już na to siły, to wdałaby się w poważniejszą rozmowę z Wiki. Jednak dała sobie spokój i postanowiła zajadać się tymi naleśnikami, które Wiktoria przyrządziła idealnie. Smakowała je i zastanawiała się, co ma teraz zrobić ze sobą. Dokąd pójść? Wie, że może liczyć na koleżankę, ale ona jest typem osoby, dla której pomoc jest oznaką dużej słabości. Laura nie lubi pokazywać, że jest słaba. Głupio jest jej być na głowie Reusów. Jednak z drugiej strony nie ma gdzie się udać. Nie ma też wystarczająco dużo pieniędzy na rozpoczęcie nowego, własnego życia. Wprawdzie zaczęła od niedawna praktyki, ale tylko by się usamodzielnić i chociaż trochę odciąć od rodziców. Chociaż teraz nie wie, jak ma nazywać tych ludzi. Mama i tata? Nie ma pojęcia. Ma pustkę w głowie i zupełny brak pomysłu na to, co dalej. Jest po prostu w kropce.
   Jej rozmyślenia przerwała świadomość tego, że skończyły się właśnie wszystkie naleśniki. Wstała od stołu i od razu zabrała się za sprzątanie. Gdy własnie skończyła myć naczynia z góry schodziła brunetka.
- Smakowało? - zapytała od razu o opinie.
   Zależało jej, bo odkąd mieszka z Marco musiała nauczyć się tej magicznej umiejętności jaką jest gotowanie.
- Było pyszne - uśmiechnęła się szczerze. Pierwszy raz odkąd to wszystko się wydarzyło.
- Zrobię nam coś do picia i pogadamy, co?- zaproponowała gospodyni.
   Chciała jej odmówić tak naprawdę. Nie miała ochoty na rozmowę z koleżanką, bo nie było jej tak zwyczajnie na to stać. Jednak wie, że może się przełamać. Przynajmniej dla Wiktorii i dla samej siebie.
   Pięć minut później, dziewczyny siedziały na kanapie z gorącymi kubkami gorącej czekolady. która jest chyba dobra na wszystko. W tle było słychać grający telewizor przełączony na jakiś kanał informacyjny.
- Nie zapytałam nawet, czy chcesz ze mną porozmawiać - zaczęła i wzięła łyk picia.
- Gdybym nie chciała, to bym coś powiedziała - odparła.
- Co się tak naprawdę wydarzyło wczoraj, Laura. Opowiedz, proszę.
   Od razy przeszła do konkretów. Wanke się zawahała, ale pomyślała, że i tak nie ma już nic do stracenia. Głośno westchnęła i zabrała się za opowieść.
- To było, jak wróciłam do domu. Zaraz po spotkaniu z tobą poszłam do sklepu kupić moją ulubioną herbatę, ale nie było jej, bo ktoś przede mną ją wykupił. Zezłościłam się lekko i po prostu poszłam do domu. Gdy jestem zła, zachowuje się spokojnie i nie krzyczę, gdy wchodzę do mieszkania, więc zachowywałam się ciszej niż zazwyczaj. Wtedy właśnie usłyszałam ich rozmowę. Mówili o tym, że w końcu będą musieli mi powiedzieć o... - zacięła się i przełknęła głośnio ślinę. - ... o tym, że jestem adoptowana. Jak to usłyszałam to cały świat się zawalił. Mówili też coś, o jakiś dokumentach, które powinnam zobaczyć. Wspominali, że jestem już dorosła i ich obowiązkiem jest powiadomieni mnie. Już wtedy jednak nie miałam siły i chciałam wybiec, ale usłyszeli mnie - mówiła, a z jej oczu pociekły pierwsze łzy. - Pytali się mnie, czy coś usłyszałam, a wtedy się po prostu zaczęło. Nie umiałam zapanować nad swoim gniewem i po prostu krzyczałam na nich. Powiedziałam, że ich nienawidzę i wybiegłam z domu. Przez cały ten czas błąkałam się po ulicach i zastanawiałam dokąd pójść. Chciałam to zrobić wcześniej, ale bałam się, że będę przeszkadzać. Tobie i Marco. Chciałaś my przecież powiedzieć o ciąży. Nie zdążyłaś prawda?
- To nie ważne teraz - wypowiedziała i przytuliła się do blondynki, odkładając wcześniej kubek. - Po pierwsze to zwariowałaś. Od razu trzeba było tu przyjść. Przecież nigdy bym cię nie wyrzuciła, a tym bardziej Marco. Są rzeczy ważne i ważniejsze. W tamtym momencie ty byłabyś najważniejsza. Pamiętaj o tym.
- Nawet nie wiesz, jak mi jest teraz ciężko - wyznała hamując potok łez. Jednak nie wytrzymała i rzuciła się w ramiona przyjaciółki, która bez niczego ją przygarnęła.
- Nie wątpię - przyznała rację. - Ale co chcesz teraz zrobić?
- Nie mam pojęcia... - westchnęła. - Nie mam dokąd się udać, nie nam też pieniędzy. Jestem w kropce - schowała twarz w swoje dłonie. 
- Laura, pamiętaj ja ci pomogę. Możesz na mnie liczyć, ale nie sądzisz, że powinnaś porozmawiać ze swoimi ro... - zatrzymała się i zastanowiła chwilę. - No z nimi. Chyba należą się jakieś wyjaśnienia?
- Oni mi nie wyjaśnili, że jestem adoptowana - oburzyłam się.
- A dałaś im taką możliwość? Nie przeczę, że to w jaki sposób się dowiedziałaś jest straszne i zdecydowanie powinni ci powiedzieć wcześniej, ale jestem prawie pewna, że zrobili to by cię ochronić. Może nie chcieli pokazywać ci smutnej prawdy, albo prawdy o twoich prawdziwych rodzicach. Nie możesz być na nich zła, że ci nie powiedzieli. Jedynie możesz być przerażona całą tą sytuacją - tłumaczyła.
- Wiki, ale ty nie wiesz jak to jest! - zdenerwowała się i wstała. - Właśnie się dowiedziałam, że osoby, które mnie wychowały, którym mówiłam "kocham cię", nie są moimi rodzicami.
- A czy to coś zmienia? Mimo, że biologicznie są dla ciebie obcymi ludźmi, to oni cie wychowali. Nie osoby, po których odziedziczyłaś cechy, a te, które były z tobą całe życie. Kochasz ich przecież - mówiła spokojnie.
   Wiktoria starała się zachowywać spokojnie. Nie krzyczała, a starała się pomóc najlepiej jak tylko może. To już kolejny dowód, który pokazuje, że dziewczyna wyraźnie wydoroślała. Po raz kolejny pokazała ile nauczyła się od Ani?
   Wanke chodziła niespokojnie po salonie i jakby analizowała słowa Wiktorii. Miała racje i w środku zdawała sobie, że kocha przecież tych ludzi, którzy ją wychowali. Kocha, ale na razie jest w zbyt wielkim szoku, by racjonalnie myśleć. Całe jej dotychczasowe życie się zmieni. Przecież już nie może być tak samo.
- Wszystko się ułoży - wstała i podeszła do przyjaciółki. - Z czasem będzie lepiej. Teraz potrzebujesz spokoju - uśmiechnęła się do niej, a Laura odwzajemniła miły gest. - Idź weź gorącą kąpiel. Ona mi zawsze pomaga - zaproponowała.
- Wiktoria, ale mi i tak jest już okropnie głupio, że siedzę wam na głowie, a ty mi tu jeszcze kąpiele proponujesz - wyznała.
- Przecież chcę ci pomóc - odparła. - To żaden problem. W końcu siedzimy w tym razem - zaśmiała się, a następnie przytuliła przyjaciółkę.

   Podczas, gdy Niemka siedziała w łazience, ona oglądała programy sportowe. Analizowała i słuchała wywiadów ekspertów, co jakiś czas robiła notatki. Praca jako stażystka w tak dużej redakcji nie jest wcale łatwa. Wymaga się zdecydowanie więcej, a pogodzenie jeszcze do tego studiów, które do najłatwiejszych nie należą, nie ułatwia sprawy. Ona to jednak lubi, a nawet kocha. Nie narzeka na nudę, a praca sprawia jej przyjemność. W szczególności, gdy wie, że ma tam wsparcie w Cathy, która naprawdę jej pomagała w pierwszych dniach. Sam straż jest zasługą pani Hummels. Jednak ani szef, ani inni pracownicy nie narzekają na Wiktorię, a wręcz ją chwalą, co ją tylko buduje do lepszej pracy. Ona sama nie ma jeszcze dość i planuje zrobić kolejny krok. Wraz z Ann od bardzo dawna planują założyć klub fitness, który chcą nazwać imieniem Ani. Stąd te wszystkie spotkania byłej modelki i zerwanie z byłym zawodem. Chcą zrobić coś nowego, bo Lewandowska wiele razy powtarzała, że życie trzeba ubarwiać i łapać się wielu działalności, by nie było nudno. Anna była tego idealnym przykładem i nigdy nie wyglądała na niezadowoloną. Czy sobie poradzi? Czas na pewno pokaże.
   Jest jednak coś, co przeraża Wiki. Boi się, że pewnego dnia, kiedy ona osiągnie tu po prostu sukces, kiedy ona będzie miała tu wszystko i kiedy ona będzie spełnia swoje marzenia w Dortmundzie, Marco powie : " Wiki! Mam wspaniałą wiadomość. Dostałem propozycję gry w Realu Madryt! Czuję, że to jest mój moment. Chcę się przenieść!".  Co ona wtedy zrobi? Zostawi wszystko i po prostu wyjedzie? Zacznie w nowym miejscu od zera? Zostanie?
   Gdy słuchała pomeczowych głosów, do jej uszu doszedł dźwięk telefonu, który leżał obok. Złapała za niego od razu. Dzwoniła Ann.
- No cześć - przywitała się.
- Hej - odpowiedziała. - Masz może czas na spotkanie? - zapytała.
- Wiesz...- A mogłabyś do mnie przyjść? Mam mały problem i nie bardzo mogę się wyrwać z domu - wyznała.
- Jasne, ale będę z Dianą - zaśmiała się uprzedzając przyjaciółkę.
- Sama przyjemność. W końcu ją zobaczę, bo chyba z tydzień nie odwiedzałaś nas - oskarżyła Niemkę, na co ona się zaśmiała.
- Będę za 30 minut. Wstaw herbatę!
- Wstawię, do później - uśmiechnęła się sama do siebie.
- Do później!
   Akurat odkładała telefon, gdy ze schodów zeszła dziewczyna. Miała na sobie wczorajsze ubrania, co nie uszło uwadze Wiktorii.
- Przecież mogłaś wziąć sobie jakieś ubrania z mojej szafy - oznajmiła odkładając iPhona.
- Wiktoria, proszę. Nie stawiaj mnie w takiej sytuacji - odparła lekko zażenowana.
- Co?- zdziwiła się.- Chcę ci tylko pomóc byś poczuła się najlepiej, jak tylko możesz.
- Ja wiem i bardzo to doceniam, ale mi już jest wystarczająco głupio, siedząc wam na głowie - powiedziała, co miała na języku.
- Nie przejmuj się niczym, okej? Przyszłaś do mnie i musisz "cierpieć" - zaśmiała się gestykulując cudzysłów w powietrzu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomagasz. Dziękuje ci - uśmiechnęła się lekko do niej.
   Wiktoria wstała i przytuliła przelotem blondynkę i zaczęła kierować się do toalety. Jednak na chwilę odwróciła się do niej i również ukazała lekko swoje zęby.
- Hej, przecież siedzimy w tym razem, nie?
____________________________________________________________
Dzień dobry!
Jestem, ale chyba z ogromnym opóźnieniem, z którego muszę się wytłumaczyć :)
Miałam ostatnio troszkę na głowie i musiałam zająć się trochę nauką by podtrzymać dobrą serię :D
Ja wiem, że u Was na pewno jest podobnie, więc jesteśmy chyba w tym samym miejscu.
No, ale mam nadzieję, że rozdział wynagrodził Wam czekanie i  spodobał się.

Właśnie...
Co do rozdziału jestem tak 2/10 zadowolona XD
Mogło być lepiej i co najlepsze urwałam go w zupełnie innym momencie niż zamierzała. Najpierw miał zakończyć się zupełnie dalej, ale potem go skróciłam, a przed samą publikacją jeszcze ukróciłam go, bo nie miałam już po prostu siły na pisanie, a chciałam coś dodać.
Także rozdział jest rozbity, ale... chyba to nawet dobrze, nie?

A i taka mała ciekawostka :)
Ostatnie zdanie... Jest pewnym nawiązaniem do poprzedniego bloga. Odgadniecie o co w nim chodzi? :D
Podpowiedzią są ostatnie rozdziały ;)

Następny:
10 komentarzy! 

Powodzenia życzę i w szkole i w życiu haha!
No i w komentowaniu oczywiście :D
Miłej nauki, a do Waszych opowiadań zajrzę z czasem. Powoli, nie  wszystko na raz, bo jak to ja mam zawsze jakieś zaległości ;__;

Buziaki i do następnego ♥

12 komentarzy:

  1. 2/10?! Serio?! Kochana, przecież to jest dzieło sztuki!!! Rozdział jest wprost przecudowny i nie będę ukrywać, że bardzo na niego czekałam, zresztą jak na każdy kolejny w twoim wykonaniu.
    Wiadomością, że Laura jest adoptowana po prostu mnie zestrzeliłaś. Szok!!! Wiem, że będzie jej teraz ciężko, ale nie może odrzucać pomocy swoich przyjaciół. Wiki i Marco zachowali się wspaniale.
    Co do sytuacji z Ann i Mario to nie wiem co ty tam znowu wymyśliłaś, ale bardzo mi się to podoba. Goetze ma jakieś kłopoty i to widać gołym okiem, tylko jakie...??? Mam nadzieję, że w następnym nam to wyjaśnisz, bo umieram z ciekawości!!! Ten wątek mnie pochłania po prostu!
    U mnie w szkole też urwanie głowy, ale ty masz pewnie ciężej, bo liceum... Nawet nie chcę wiedzieć co mnie czeka w przyszłości... Dla mnie teraz głównym priorytetem są olimpiady, więc mam masę nauki... Masakra XD
    Ploszeeee szybko o nexta... ;***
    Trzymaj się, kochana. Pozdrawiam i weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ten Mario wyprawia ja się pytam!?
    Niech się lepiej weźmie za siebie bo jak nie to ja tam wparuję!
    wENY, WENY, WENY!

    OdpowiedzUsuń
  3. No... Jestem.
    Nie będę się powtarzała, dlaczego ciągle się spóźniam, bo jeśli masz dużo nauki, to na pewno rozumiesz :p
    Mnie także martwi zachowanie Mario, nie mogę zrozumieć, dlaczego tak postępuje, mając dziecko i dziewczynę, która go kocha i się o niego martwi. Myślę, że jej nie zdradza, to byłoby za proste :p Chodzi o coś innego, może o kolejny transfer... Nie wiem, ale kiedy Götze powie o wszystkim Ann, pewnie będzie to przełomem w ich wspólnym życiu.
    Nie mogę się też doczekać, kiedy Wiktoria powie Marco o ciąży, bo chcę w końcu poznać jego reakcję! :D Kierując się tymi cytatami w zakładce z bohaterami, mam wrażenie, że będzie miał z tym jakiś problem... I jeszcze teraz pojawienie się Laury... Hmm, robi się tajemniczo i ciekawie. A tak lubię :D
    Przepraszam za opóźnienia, ale ciągle nad tym pracuję. Nauka i prowadzenie dwóch blogów nie jest jednak tak proste, jakie wydawało się jeszcze miesiąc temu :p
    Dużo duuuużo czasu i dalej takich dobrych ocen w szkole! Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział mega *,* Czekam na następny kochana! ��❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział (jak zwykle...;) ) Zastanawiam się co się dzieje między Ann a Mario. Przecież to wszystko odbija się na małej!! Może sobie w następnej części coś wyjaśnią? Zaczynam się martwić o Wiki i Marco... Sądząc po cytatach w "bohaterach" nie będzie za kolorowo... Ehhh... Błagam cię o choć odrobinę optymizmu, bo pogoda za oknem+brak weny i chęci do pisania mnie przytłaczają...No i jeszcze moi ulubieni bohaterowie się mają kłócić?! :<
    Laura...Czy mam czuć podstęp? Wiem, że na pewno wiele sie tu będzie działo i to już niedługo!..
    Dużo, dużo weny kochana!:**
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki wspaniały rozdział i do tego jaki długi. <3
    Od razu wzięłam się za nadrabianie wszystkich pozostałych rozdziałów. Cieszę się, że zostawiłaś ślad u mnie i mogę teraz czytać te perełki. Martwi mnie co jest między Mario i Ann.. Nie powinni się tak zachowywać zwłaszcza, że mają córkę i to na niej powinni się skupić. Czuć w powietrzu, że każdy następny rozdział będzie jeszcze lepszy i jeszcze ciekawszy.
    Już nie mogę się doczekać następnego.

    Buziaki ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział fenomenalny:) Kurczę co się dzieje z tym Mario...Nie mogę go rozgryść:/ Szkoda jest mi Ann bo bardzo to przeżywa:(Martwi mnie to,że jeszcze się rozejdą a nie chciałabym tego:(
    Ciekawe kiedy Wiki powie Marco o bobasku i jak on zaraguje, myślę że będzie się cieszyć jak małe dziecko :D Niepokoi mnie tylko Laura... Przecież jej ''rodzice'' ją wychowali, wzięli ją i pokochali jak własne dziecko.No ale cóż chyba moja rekacja byłaby taka sama jak jej. Szkoda mi jej bardzo:( Mam nadzieję ze w kolejnym rozdziale wszystko się wyjaśni:*
    Pozdrawiam ściskam i dużo weny! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Krótki komentarz, bo brak czasu, a potem zapomnę, więc najzwyczajniej czekam na następny i mam nadzieję, że w końcu powie o tej ciąży! Ile to można czekać na reakcję Reusa?!
    Także spiesz się i dodawaj!!
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem mega ciekawa reakcji Marco na ciążę.. Mam nadzieję że będzie poprawna XDD Rozdział genialny, czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem mega ciekawa reakcji Marco.. Mam nadzieję że będzie poprawna XDD Rozdział genialny! ❤

    OdpowiedzUsuń
  12. O kurczaczki :D
    Każdy kolejny rozdział jest lepszy! Naprawdę! :)
    Jestem strasznie wkurzona na Mario!!!! Jak on się zachowuje?! Z wszystkiego robi problem. Nic mu się nie podoba. Ann ma rację, że zachowuje się gorzej, niż ona, kiedy była w ciąży! Jeżeli dalej będzie tak postępował naprawdę straci wszystko. :/
    A Laura... żal mi jej. Dowiedziała się, że ludzie, których kocha, którzy byli dla niej podporą, którzy ją wychowywali nie są jej prawdziwymi rodzicami... To musi być straszne przeżycie, ale jednak... to chyba niewiele zmienia, prawda? Wiktoria tak powiedziała i ja też tak uważam. Przecież kochali ją wcześniej, więc teraz też tak będzie. Pomagali jej wcześniej, więc teraz także. Jedyna strona, po której się coś zmieniło, to strona Laury. Ona dowiedziała się, że jest adoptowana. Ale nic poza tym. Chyba nie przestała ich kochać, prawda?
    Podoba mi się, że Wiki i Marco tak starają się jej pomóc. :)
    A co do Ann... mam nadzieję, że dobre rady pani Reus jeszcze się nie skończyły. :)
    Lecę na 7! :*

    OdpowiedzUsuń