~*~
- Wiktoria... Ty jesteś w ciąży...
Pytanie, czy bardziej stwierdzenie? Ani on, a tym bardziej ona nie wiedzieli. Polka była w wielkim szoku po zachowaniu Reusa. Myślała, że może na niego liczyć, a jeszcze lepsze jest to, że sam wiele razy ją zatwierdzał, że nie zostawi jej samej. Rozmawiali o dzieciach nie raz, więc o co chodzi? Te wszystkie zatwierdzenia diabli wzięli?
Piłkarz ciągle wpatrywał się, jakby zaczarowany w tę kartkę papieru. Myślał. Dużo myślał, ale przede wszystkim był w tak wielkim szoku, że nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Tylko, to co skierował do swojej żony. Stać go było na tyle, a ona cierpiała.
Piłkarz ciągle wpatrywał się, jakby zaczarowany w tę kartkę papieru. Myślał. Dużo myślał, ale przede wszystkim był w tak wielkim szoku, że nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Tylko, to co skierował do swojej żony. Stać go było na tyle, a ona cierpiała.
- Dlaczego? - wyszeptała cicho i próbowała hamować atakujący potok łez.
Wtedy sportowiec w końcu podniósł głowę i popatrzał na młodą dziennikarkę. Dotarło do niego, co zrobił. Wiktoria natomiast postanowiła oddalić się. Wyminęła go i ruszyła przed siebie.
- Wiki? - ocknął się. - Dokąd idziesz?
- Jak najdalej - odparła nieprzyjemnie i po prostu szła.
Teraz Marco musi zadziałać.
- Zaczekaj! - krzyczał i zaczął do niej biec, ale ona ani myślała by się zatrzymać. - Wiktoria! - dogonił ją.
Zatarasował jej drogę i nie pozwolił odejść. Chciał coś powiedzieć, ale brunetka go natychmiastowo wyprzedziła.
- Powiedziałeś, że mnie nie zostawisz i pomożesz! - krzyknęła. - Te wszystkie twoje czułe słówka to były jakieś zakłamane brednie, tak? To masz problem, bo zostanę matką, a ty ojcem i nic na to nie poradzisz. Ale jak chcesz! Ja dam sobie radę. Cześć - skończyła i ponownie chciała go wyminąć, ale te wysportowane ciało jej to po prostu zabrania. - Zejdź mi z drogi - powiedziała lekko zirytowana.
- Dlaczego myślisz, że ja się nie cieszę? - zapytał i położył ręce na jej barki.
Polka jest już oficjalnie wybita z tropu.
- Co?
- No to co słyszysz - uśmiechnął się do niej. - Zostanę ojcem. Cieszę się głupku. Ja po prostu na początku byłem w szoku i wystraszyłem się, bo zwyczajnie mogę sobie nie poradzić - wyjaśnił, a jego żona powoli się uspokajała. - Pomogę ci. Nigdy bym cię nie zostawił. Wychowamy to dziecko razem. Kurczę! - krzyknął. - Zostanę ojcem! Będę miał dziecko!
Zaciesz nie schodził z jego twarzy i natychmiast przytulił się do Wiki. Tylko ona stała jeszcze lekko zszokowana i zawiedziona samą sobą, bo w ogóle pomyślała, że Reus mógłby ją zostawić.
- Wiki? O co chodzi? - zauważył, że teraz to ona jest w jakimś innym nastroju.
- O nic - odparła i podniosła kąciki ust. - Po prostu głupio mi teraz, że oskarżyłam cię o to wszystko. Wystraszyłam się i myślałam, że zostałam sama - tłumaczyła.
- Nigdy nie zostaniesz sama - odpowiedział. - Kocham cię i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę.
- Ja też, ale się boję, że sobie nie poradzę z rolą matki. To coś całkiem nowego, a nie miałam nigdy możliwości zajęcia się małymi dziećmi więcej niż kilka godzin.
- Kochanie, poradzimy sobie. Zobaczysz. Będziemy najlepszymi rodzicami, jakich można sobie tylko wyobrazić. Będzie dobrze, bo jesteśmy rodziną, która za kilka miesięcy się powiększy.
- Naprawdę tak sądzisz? - spojrzała na niego z dołu tymi swoimi oczkami.
Marco nie mógł się oprzeć i musiał ją pocałować. Schylił się lekko i dosięgnął swoimi ustami jej. Musnął leciutko by zaraz potem wbić się w nie zawzięcie.
- Naprawdę.
Zegar powoli wybijał godzinę siódmą. O dziewiątej powinien znaleźć się pod Signal Iduna Park, by następnie udać się do hotelu i odbyć sesje treningową przed dzisiejszym spotkaniem. Mimo, że mógł, to już nie spał. Właściwie oka nie zmrużył od godziny. Leży i przygląda się Wiktorii, która nie ma nawet o tym pojęcia. Śpi jak zabita, a on obserwuje i nienawidzi się za to, że nie zauważył tej zmiany. Widział jej brzuch i teraz, jakby od razu w jego oczy rzuca się, że jest lekko zaokrąglony. A może mózg Marco robi mu po prostu takie żarty.
Myślał też nad tym, jak jego życie się niesamowicie zmieni. Będzie miał dziecko. Nie może jeszcze w to uwierzyć. Cieszy się. I to ogromnie. Najchętniej dzisiaj na stadionie poprosiłby o mikrofon od Nobby'iego i wykrzyczała na cały stadion, że zostanie ojcem.
Już wyobrażał sobie, jak to wszystko będzie wyglądać. Jak będzie dumny jeździł wózkiem razem z Wiki. Jak będzie karmił, przewijał, czytał do snu i bawił się. Był lekko przerażony, ale to normalne. Jednak teraz dla niego było ważniejsze to, że teraz otrzyma nową rolę. Rolę ojca. Na początku, jak zobaczył USG, to życie mu się zatrzymało. Analizował i próbował zrozumieć, ale nie mógł. Tyle rzeczy działo się ostatnio, że dziecko... Nigdy by na to nie trafił. Wszystko, ale nie to. Jednak teraz rozumie dlaczego Wiktoria się tak wystraszyła. Sam zachowałby się podobnie. Jednak wtedy to wszystko wydawało się takie trudne i skomplikowane. Bał się wtedy w parku. Obawiał przyszłości. Teraz, jak sobie tak spokojnie leży w ciepłym łóżku, a obok niego leży kobieta, która pod sercem nosi jego dziecko, to wydaje się takie proste i spokojne. Rzeczywistość zapewne pokaże się jeszcze inna, ale już przynajmniej nie boi się. Nie, bo ma w okół siebie wiele osób, które w razie problemów mu pomogą. To niesamowite szczęście obracać się w towarzystwie osób, gdzie tylko pojawi się jakiś problem, to od razu znajdzie się ktoś, kto ci pomoże. Jednak on sam ma już lekkie doświadczenie przy dzieciach. Nie raz tak było, że zajmował się Nico, Mią, czy małą Dianą. Ostatnio potrafił nawet ją ułożyć do snu. Poradzi sobie. On to wie, a Wiki w końcu się do tego przekona. Na razie nie ma jeszcze tego instynktu, o którym można wiele słyszeć, ale na pewno wkrótce go pozyska. To tylko kwestia czasu. Kobiety bycie matką mają we krwi. Potrzeba tylko miłości do dziecka i chęci.
Marco leżał dalej i bawił się ciemnymi włosami Polki. Musiał powoli wstawać. Za chwilę musiał znaleźć się na stadionie, bo dzisiaj grają mecz. Najchętniej spędziłby cały dzień z dziewczyną w łóżku, ale wiedział, że obowiązki i klub wzywają. Postanowił po cichu się ruszyć z miejsca i udać na szybkie śniadanie. Nie chciał budzić Wiktorii. Wiedział, że ma dzisiaj wolne, to postanowił dać jej pospać dłużej.
Bezszelestnie wstał i już po chwili znajdował się w łazience, gdzie zabrał się za wszystkie poranne czynności. Nie zajęło mu to dużo czasu, bo już po pół godzinie z niej wychodził. Brunetka ciągle spała. Rozczulił go ten widok. Wyglądała tak niewinnie, ale przecież ci, co znają Wiktorię bliżej wiedzą, że to tylko pozory. Chociaż w sumie... Może to się już zmieniło? Dziewczyna dorosła. Szybko wydoroślała i to bardzo widać. Kiedyś wybuchowa, gwałtowna. Podejmowała decyzje szybko i nie zawsze przemyślała, czy dobrze robi. Żyła chwilą i nie zastanawiała się nad konsekwencjami. Teraz, jest już zdecydowanie inaczej. Uspokoiła się znacząco i na pewno nie postąpiłaby tak, jak postępowała w przeszłości. Co nie zmienia jednak faktu, że drzemie w niej gdzieś ta Wiktoria, która na pierwszym spotkaniu z Marco Reusem, uderzyła go.
Piłkarz przeszedł dalej i znalazł się na dole. Napił się kawy, a nim się obejrzał było już dużo po 8. Chciał się już zbierać, ale usłyszał, jak dzwoni jego telefon, więc najpierw podszedł po iPhona i zauważył, że dzwoni Lewy.
- Co jest? - powiedział, gdy odebrał.
Sam w między czasie zajął się szukaniem kluczyków oraz sprawdzeniem, czy w jego torbie treningowej znajduje się wszystko, co powinno.
- Jesteś gotowy? - zapytał. - Bo ja czekam na ciebie - odpowiedział, co zdziwiło bardzo Niemca.
- Przyjechałeś po mnie? - zmarszczył czoło. - Czym sobie na to zasłużyłem?
- Nie marudź tylko dawaj na dół, bo mój dobry humor może się zaraz dla ciebie skończyć. Czekam na parkingu - dodał szybko.
Niemiec tylko zaśmiał się głośno i zapewnił przyjaciela, że już schodzi. Czasami nie dowierza z jakimi głupkami się on zadaje, ale to dzięki tym głupkom jego życie jest takie barwne.
Spakowany i ubrany złapał za klamkę od drzwi, które potem zamknął na klucz, a następnie wyszedł powoli do auta przyjaciela, który stał gdzieś na dole. Czyżby dzisiaj był jeden z dni, w których Robert ma lepszy humor? Ostatnio zdarzają się one coraz częściej.
- Tobie chyba się nie śpieszy? - zagadał, gdy Marco znalazł się w samochodzie polskiego napastnika, a Lewandowski ruszył.
- A ty dzisiaj jakiś wesoły jesteś? Z jakiego powodu?
- A do tego potrzebny jest powód? Po prostu, obudziłem się i czułem to w kościach, że dzisiaj będzie jakoś dobrze. Pomyślałem nawet, kurczę, a może by tak podjechać po tego debila Reusa, który pewnie się jeszcze wyleguje w łóżku. No zaryzykowałem i proszę! Nawet mnie też zaskoczyłeś, bo czekałem tylko, uwaga, 5 minut - krzyknął teatralnie. - Ty chyba też masz dzisiaj dobry dzień - bardziej stwierdził.
- Nawet bardzo - odparł tajemniczo, a Polak nie wnikał.
Droga minęłam im spokojnie. Cały czas dyskutowali o meczu i o tym, jak dzisiaj się Leverkusen się pokaże i jaką taktykę zastosuje trener. Robert jednak myślami krążył w okół Lauren. Nie ma pojęcia, czy przyjdzie. Nic nie obiecała, ale przyjęła bilety, więc teoretycznie jakaś szansa jest. Moss jest bardzo dziwną postacią i nie zdziwiłby się po niej jakiegokolwiek ruchu. Liczy, że się pojawi. Zna miejsca, które dostała, więc będzie zerkał, czy tam jest. Będzie na nią czekał. Na razie cały czas trzyma się wersji, że nowa koleżanka się pojawi, dzięki czemu jego humor jest jaki jest.
Dziesięć minut przed dziewiątą, dwójka przyjaciół wchodziła już na stadion. Nie zostali tam długo. Zgłosili się, że są, a potem wsiedli do autokaru. Tym razem zajęli miejsca blisko końca, ale usiedli razem. Przed meczem jest zawsze stres. To nieuniknione, a gdy ktoś mówi, że się nie stresuje po prostu kłamie. Każdy piłkarz ma jakąś obawę przed wejściem na murawę. Dlatego tak często przed spotkaniami widzi się ich ze słuchawkami w uszach. Muzyka najzwyczajniej łagodzi niepokój.
Po pół godzinie jazdy do hotelu, w którym się zakwaterują na dzisiejszy dzień, w końcu mogli wyjść. Od razu odstawili swoje rzeczy do pokoi i tym razem, ci dwoje ponownie mieli go ze sobą. Jednak nie mogli się nim nacieszyć. Od razu mieli przyszykowane śniadanie, na które musieli się udać. Dwaj zawodnicy Borussii w klubowych strojach dosiedli się do Aubameyanga, Kuby, Łukasza, Matsa oraz Juliana. Gadali i zajadali się smacznym, ale i jednocześnie zdrowym śniadaniem, gdy nagle Marco zwyczajnie zawiesiło. Ponownie zaczął zastanawiać się nad sprawą z Wiktorią, ale myślał bardziej nad tym, jak zareagują inni. Co powiedzą jego rodzice, co powiedzą Wiktorii, co przyjaciele? Nie ma pojęcia dlaczego się nad tym zastanawia, bo przecież najważniejsze jest to, że
on się cieszy i zależy mu na Wiki oraz na tym maluszku. O co więc chodzi?
- Chyba na dobre nas opuścił - usłyszał nagle ten charakterystyczny angielski akcent Auby, który jednocześnie pstrykał mu palcami przed nosem.
- Hm? - obrócił głowę zdziwiony.
- Jednak wrócił do świata żywych - skomentował Hummels na co reszta się zaśmiała.
- Odpłynąłeś - odezwał się Pierre. - i to beze mnie - dodał rozbawiony.
- Przepraszam - zwróciłem się do niego - Obiecuje, że następnym razem zabiorę cię - zatwierdził.
Reszta śniadania minęła już normalnie. Marco starał się kontrolować już swoje "odpływanie" i być ciągle skupionym. Nie chciał na razie zachowywać się dziwnie, bo przyjaciele wcześniej, czy później zauważyli by, że jednak coś jest grane. A tego nie chciał. Przynajmniej nie teraz.
Po śniadaniu chłopaki mieli jeszcze godzinę dla siebie, a potem czekał ich trening, a o 15.30 mecz. Przyjaciele w takim samym składzie, jak przy jedzeniu udali się razem do jednego z pokoju, gdzie mogliby zagrać w ping ponga. Szli razem korytarzem i rozmawiali. Reus znowu siedział cicho, ale tym razem nie wytrzymał długo. Przed pomieszczeniem zatrzymał się, na co chłopaki popatrzeli na niego zdziwieni. Już mieli pytać, ale piłkarz ich wyprzedził.
- Wiktoria jest w ciąży - wyznał. - Zostanę tatą, rozumiecie? Zostanę ojcem!
- Naprawdę.
Zegar powoli wybijał godzinę siódmą. O dziewiątej powinien znaleźć się pod Signal Iduna Park, by następnie udać się do hotelu i odbyć sesje treningową przed dzisiejszym spotkaniem. Mimo, że mógł, to już nie spał. Właściwie oka nie zmrużył od godziny. Leży i przygląda się Wiktorii, która nie ma nawet o tym pojęcia. Śpi jak zabita, a on obserwuje i nienawidzi się za to, że nie zauważył tej zmiany. Widział jej brzuch i teraz, jakby od razu w jego oczy rzuca się, że jest lekko zaokrąglony. A może mózg Marco robi mu po prostu takie żarty.
Myślał też nad tym, jak jego życie się niesamowicie zmieni. Będzie miał dziecko. Nie może jeszcze w to uwierzyć. Cieszy się. I to ogromnie. Najchętniej dzisiaj na stadionie poprosiłby o mikrofon od Nobby'iego i wykrzyczała na cały stadion, że zostanie ojcem.
Już wyobrażał sobie, jak to wszystko będzie wyglądać. Jak będzie dumny jeździł wózkiem razem z Wiki. Jak będzie karmił, przewijał, czytał do snu i bawił się. Był lekko przerażony, ale to normalne. Jednak teraz dla niego było ważniejsze to, że teraz otrzyma nową rolę. Rolę ojca. Na początku, jak zobaczył USG, to życie mu się zatrzymało. Analizował i próbował zrozumieć, ale nie mógł. Tyle rzeczy działo się ostatnio, że dziecko... Nigdy by na to nie trafił. Wszystko, ale nie to. Jednak teraz rozumie dlaczego Wiktoria się tak wystraszyła. Sam zachowałby się podobnie. Jednak wtedy to wszystko wydawało się takie trudne i skomplikowane. Bał się wtedy w parku. Obawiał przyszłości. Teraz, jak sobie tak spokojnie leży w ciepłym łóżku, a obok niego leży kobieta, która pod sercem nosi jego dziecko, to wydaje się takie proste i spokojne. Rzeczywistość zapewne pokaże się jeszcze inna, ale już przynajmniej nie boi się. Nie, bo ma w okół siebie wiele osób, które w razie problemów mu pomogą. To niesamowite szczęście obracać się w towarzystwie osób, gdzie tylko pojawi się jakiś problem, to od razu znajdzie się ktoś, kto ci pomoże. Jednak on sam ma już lekkie doświadczenie przy dzieciach. Nie raz tak było, że zajmował się Nico, Mią, czy małą Dianą. Ostatnio potrafił nawet ją ułożyć do snu. Poradzi sobie. On to wie, a Wiki w końcu się do tego przekona. Na razie nie ma jeszcze tego instynktu, o którym można wiele słyszeć, ale na pewno wkrótce go pozyska. To tylko kwestia czasu. Kobiety bycie matką mają we krwi. Potrzeba tylko miłości do dziecka i chęci.
Marco leżał dalej i bawił się ciemnymi włosami Polki. Musiał powoli wstawać. Za chwilę musiał znaleźć się na stadionie, bo dzisiaj grają mecz. Najchętniej spędziłby cały dzień z dziewczyną w łóżku, ale wiedział, że obowiązki i klub wzywają. Postanowił po cichu się ruszyć z miejsca i udać na szybkie śniadanie. Nie chciał budzić Wiktorii. Wiedział, że ma dzisiaj wolne, to postanowił dać jej pospać dłużej.
Bezszelestnie wstał i już po chwili znajdował się w łazience, gdzie zabrał się za wszystkie poranne czynności. Nie zajęło mu to dużo czasu, bo już po pół godzinie z niej wychodził. Brunetka ciągle spała. Rozczulił go ten widok. Wyglądała tak niewinnie, ale przecież ci, co znają Wiktorię bliżej wiedzą, że to tylko pozory. Chociaż w sumie... Może to się już zmieniło? Dziewczyna dorosła. Szybko wydoroślała i to bardzo widać. Kiedyś wybuchowa, gwałtowna. Podejmowała decyzje szybko i nie zawsze przemyślała, czy dobrze robi. Żyła chwilą i nie zastanawiała się nad konsekwencjami. Teraz, jest już zdecydowanie inaczej. Uspokoiła się znacząco i na pewno nie postąpiłaby tak, jak postępowała w przeszłości. Co nie zmienia jednak faktu, że drzemie w niej gdzieś ta Wiktoria, która na pierwszym spotkaniu z Marco Reusem, uderzyła go.
Piłkarz przeszedł dalej i znalazł się na dole. Napił się kawy, a nim się obejrzał było już dużo po 8. Chciał się już zbierać, ale usłyszał, jak dzwoni jego telefon, więc najpierw podszedł po iPhona i zauważył, że dzwoni Lewy.
- Co jest? - powiedział, gdy odebrał.
Sam w między czasie zajął się szukaniem kluczyków oraz sprawdzeniem, czy w jego torbie treningowej znajduje się wszystko, co powinno.
- Jesteś gotowy? - zapytał. - Bo ja czekam na ciebie - odpowiedział, co zdziwiło bardzo Niemca.
- Przyjechałeś po mnie? - zmarszczył czoło. - Czym sobie na to zasłużyłem?
- Nie marudź tylko dawaj na dół, bo mój dobry humor może się zaraz dla ciebie skończyć. Czekam na parkingu - dodał szybko.
Niemiec tylko zaśmiał się głośno i zapewnił przyjaciela, że już schodzi. Czasami nie dowierza z jakimi głupkami się on zadaje, ale to dzięki tym głupkom jego życie jest takie barwne.
Spakowany i ubrany złapał za klamkę od drzwi, które potem zamknął na klucz, a następnie wyszedł powoli do auta przyjaciela, który stał gdzieś na dole. Czyżby dzisiaj był jeden z dni, w których Robert ma lepszy humor? Ostatnio zdarzają się one coraz częściej.
- Tobie chyba się nie śpieszy? - zagadał, gdy Marco znalazł się w samochodzie polskiego napastnika, a Lewandowski ruszył.
- A ty dzisiaj jakiś wesoły jesteś? Z jakiego powodu?
- A do tego potrzebny jest powód? Po prostu, obudziłem się i czułem to w kościach, że dzisiaj będzie jakoś dobrze. Pomyślałem nawet, kurczę, a może by tak podjechać po tego debila Reusa, który pewnie się jeszcze wyleguje w łóżku. No zaryzykowałem i proszę! Nawet mnie też zaskoczyłeś, bo czekałem tylko, uwaga, 5 minut - krzyknął teatralnie. - Ty chyba też masz dzisiaj dobry dzień - bardziej stwierdził.
- Nawet bardzo - odparł tajemniczo, a Polak nie wnikał.
Droga minęłam im spokojnie. Cały czas dyskutowali o meczu i o tym, jak dzisiaj się Leverkusen się pokaże i jaką taktykę zastosuje trener. Robert jednak myślami krążył w okół Lauren. Nie ma pojęcia, czy przyjdzie. Nic nie obiecała, ale przyjęła bilety, więc teoretycznie jakaś szansa jest. Moss jest bardzo dziwną postacią i nie zdziwiłby się po niej jakiegokolwiek ruchu. Liczy, że się pojawi. Zna miejsca, które dostała, więc będzie zerkał, czy tam jest. Będzie na nią czekał. Na razie cały czas trzyma się wersji, że nowa koleżanka się pojawi, dzięki czemu jego humor jest jaki jest.
Dziesięć minut przed dziewiątą, dwójka przyjaciół wchodziła już na stadion. Nie zostali tam długo. Zgłosili się, że są, a potem wsiedli do autokaru. Tym razem zajęli miejsca blisko końca, ale usiedli razem. Przed meczem jest zawsze stres. To nieuniknione, a gdy ktoś mówi, że się nie stresuje po prostu kłamie. Każdy piłkarz ma jakąś obawę przed wejściem na murawę. Dlatego tak często przed spotkaniami widzi się ich ze słuchawkami w uszach. Muzyka najzwyczajniej łagodzi niepokój.
Po pół godzinie jazdy do hotelu, w którym się zakwaterują na dzisiejszy dzień, w końcu mogli wyjść. Od razu odstawili swoje rzeczy do pokoi i tym razem, ci dwoje ponownie mieli go ze sobą. Jednak nie mogli się nim nacieszyć. Od razu mieli przyszykowane śniadanie, na które musieli się udać. Dwaj zawodnicy Borussii w klubowych strojach dosiedli się do Aubameyanga, Kuby, Łukasza, Matsa oraz Juliana. Gadali i zajadali się smacznym, ale i jednocześnie zdrowym śniadaniem, gdy nagle Marco zwyczajnie zawiesiło. Ponownie zaczął zastanawiać się nad sprawą z Wiktorią, ale myślał bardziej nad tym, jak zareagują inni. Co powiedzą jego rodzice, co powiedzą Wiktorii, co przyjaciele? Nie ma pojęcia dlaczego się nad tym zastanawia, bo przecież najważniejsze jest to, że
on się cieszy i zależy mu na Wiki oraz na tym maluszku. O co więc chodzi?
- Chyba na dobre nas opuścił - usłyszał nagle ten charakterystyczny angielski akcent Auby, który jednocześnie pstrykał mu palcami przed nosem.
- Hm? - obrócił głowę zdziwiony.
- Jednak wrócił do świata żywych - skomentował Hummels na co reszta się zaśmiała.
- Odpłynąłeś - odezwał się Pierre. - i to beze mnie - dodał rozbawiony.
- Przepraszam - zwróciłem się do niego - Obiecuje, że następnym razem zabiorę cię - zatwierdził.
Reszta śniadania minęła już normalnie. Marco starał się kontrolować już swoje "odpływanie" i być ciągle skupionym. Nie chciał na razie zachowywać się dziwnie, bo przyjaciele wcześniej, czy później zauważyli by, że jednak coś jest grane. A tego nie chciał. Przynajmniej nie teraz.
Po śniadaniu chłopaki mieli jeszcze godzinę dla siebie, a potem czekał ich trening, a o 15.30 mecz. Przyjaciele w takim samym składzie, jak przy jedzeniu udali się razem do jednego z pokoju, gdzie mogliby zagrać w ping ponga. Szli razem korytarzem i rozmawiali. Reus znowu siedział cicho, ale tym razem nie wytrzymał długo. Przed pomieszczeniem zatrzymał się, na co chłopaki popatrzeli na niego zdziwieni. Już mieli pytać, ale piłkarz ich wyprzedził.
- Wiktoria jest w ciąży - wyznał. - Zostanę tatą, rozumiecie? Zostanę ojcem!
~*~
Gdy się obudziła, miejsce obok było puste. Nie zdziwiła się jednak, bo jest już dość późno, a Marco gra dzisiaj mecz. Sama przed sobą przyznała, że wyjątkowo pospała. Chociaż może po ostatnich wydarzeniach należało się jej?
Przeciągnęła się wygodnie na łóżku i złapała za swój telefon. W sumie, postąpiła dobrze, bo zauważyła, że jest tam nieodczytana wiadomość od Mario.
"Wstajemy :)
O 11 będziemy u ciebie!"
Zaśmiała się tylko pod nos i postanowiła wstać w końcu, bo skoro Götze będzie za ponad godzinę. Wstała i od razu udała się do łazienki. Rozebrała się akurat stanęła w bieliźnie przed lustrem. Patrzyła na swoje ciało i już widziała zmiany. Rzeczywiście przytyła, ale nie jeszcze tak znacząco. Dalej miała swoje ciało, na które kiedyś pracowała. Miała widoczne kobiece kształty, ale była przy tym wystarczająco szczupła. Jednak już teraz może powiedzieć, że jej idealnie płaski brzuch powoli zaczął nabierać krągłości. Nie było to zbyt widoczne i gdyby ktoś nie wiedział, że Wiktoria jest w ciąży nie domyśliłby się. Na razie ona to widzi i to wystarczy. Czy obawia się, że w oczach Marco nie będzie już wystarczająco atrakcyjna? Jasne, że tak. Każda kobieta w takim stanie ma takie obawy. Jednak ona ufa Marco i wierzy, że dla niego nie będzie takiego problemu. Stara się na razie nie myśleć o swoim ciele, a skupić na tym, które znajduje i rozwija się w jej brzuchu. Nie ma innego marzenia na ten moment oprócz tego by dziecko urodziło się zdrowe. Nic innego bardziej nie pragnie, a to jak będzie wyglądać odkłada na drugi plan. To jest mniej istotne.
Gdy uznała, że wystarczy tego przeglądania w lustrze, zaczęła wykonywać wszystkie poranne czynności związane z toaletą. Po półgodzinie wyszła otulona ręcznikiem. W sypialni ubrała się w wąskie, ciemne dresy, a na górę nałożyła czarną bluzkę na długi rękaw. Włosy spięła w luźnego koka i zeszła na dół, gdzie planowała zrobić sobie jakieś śniadanie. Podczas, gdy ona robiła sobie płatki, po całym mieszkaniu unosił się zapach perfum Reusa, które tak uwielbiała. Zastanawiała się, czy dzisiaj pochwali się kolegom o tym, że zostanie tatą. Jest bardzo ciekawa.
- Dzień dobry! - nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i krzyk Mario.
Nie kryła zdziwienia, bo nie było jeszcze tej jedenastej. Wyjrzała zza rogu i widziała, jak piłkarz rozpina kurteczkę Dianie. Nagle dziewczynka zauważyła Polkę i od razu wyrwała się swojemu tacie oraz podbiegła do Wiktorii krzycząc.
- Diana, daj cioci odpocząć - powiedział do córki i sam rozebrał.
- To ty daj spokój, a nam daj się nacieszyć - odparła młoda żona piłkarza, a on w odpowiedzi pokręcił głowa.
Wiki chwile zajęła się córką Mario, a ten wstawił wodę na herbatę. Akurat, gdy się zagotowała, mała poprosiła gospodynie o włączenie bajki na tv.
- W końcu chwila oddechu - skomentował i głośno westchnął.
- Nie daje ci spokoju, co?
- Żebyś wiedziała - zgodził się. - Nie śpi od 6 rano. Potem musiałem coś zjeść, czymś zająć. Ciężko samemu zająć się dzieckiem i podziwiam wszystkich samotnych rodziców. Ale z drugiej strony, jak myślę, że Ann dzisiaj ją zabiera, to robi mi się przykro - wyznał i lekko posmutniał.
- Chciałabym cię pocieszyć, ale dobrze ci tak - odparła. - Zasłużyłeś na to.
- Wiem...
- Mario, kurde, nie dochodzi do mnie to, że pokłóciliście się o pierdołę! Ty nie chciałeś powiedzieć jej gdzie jesteś i widzisz do czego się dociągnęło! Zamiast od razu wyznać prawdę to ty wolałeś ciągnąć swoje i teraz masz, że widzisz własną córkę w weekendy. Do tego chciałeś doprowadzić? - atakowała go.
- Wiki, obiecałaś, że odpuścisz. Mam dzisiaj dość dobry humor i chce by taki pozostał. Nie psujmy tego - nalegał. - Masz wystarczająco dużo problemów i własnych spraw na głowie, więc to nimi się zajmuj, a nie mną. Ja sobie poradzę.
- Właśnie widzę, jak sobie radzisz - zakpiła. - Rozpierdalasz sobie rodzinę! - krzyknęła szeptem, bo nie chciała zwracać na siebie uwagi.
- Wszystko będzie wkrótce dobrze. Obiecuję - popatrzał jej głęboko w oczy. - Po prostu zajmij się sobą, okej?
- Nie wierzę, że zadaje się taką amebą umysłową, jak ty -pokręciła głową, a Mario się zaśmiał.
- Lepiej powiedź, czy udało ci się? - zagadał po krótkiej chwili.
Wiktoria nie odpowiedziała na początku. Chciała, żeby Niemiec się trochę namęczył. I rzeczywiście, bo zaczął się niecierpliwić po paru sekundach.
- WIKI! - krzyknął.
- Powiedziałam! - odpowiedziała w końcu.
- No i co? Opowiadaj, a nie! - poganiał ją.
- Ucieszył się, ale na początku był w szoku. Ja też się wystraszyłam trochę, bo myślałam, że to znaczy, że nie chce mieć dziecka, że nie jest gotowy - mówiła. - No, ale potem wszystko się wyjaśniło. Zapewnił, że jest szczęśliwy, że wychowa to dziecko. Cieszył się potem rzeczywiście. Najwidoczniej wy faceci macie ograniczone mózgi i potrzeba dla was czasu na przyjęcie pewnych informacji - śmiała się, a brunet karcił ją groźnym spojrzeniem.
- Diana! - zawołał ją, a dziewczynka się odwróciła. - Ciocia Wiktoria mówi, że mamy ją wygilgotać.
- Napjawde? - nie dowierzała. Przecież ona kocha gilgotać inne osoby.
- Naprawdę, ale najpierw musimy ją złapać - dodawał i powoli wstał ze swojego miejsca.
- Mario, nie - broniła się. - Wszystko tylko nie to. Błagam.
- Przykro mi, ale ta zniewaga krwi wymaga - dodał tylko i rzucił się na brunetkę, a Diana zaraz do niego dołączyła. Złapał dziewczynę w pasie i przeniósł ją na sofę, gdzie zaczął gilgotać wraz z córeczką.
Polka rzucała się na wszystkie strony, a mała Ann - Kathrin, jak kiedyś nazwała ją sama Wiktoria, miała wielką radochę. Reus również się w sumie cieszyła, że może dać radość jej. Ona jeszcze tego nie rozumie, ale na pewno widzi i czuje, że coś jest na rzeczy. Widziała też pierwszy raz od bardzo dawna prawdziwy uśmiech i prawdziwą radość na twarzy Mario. Oby to był zwiastun nadchodzących zmian. Bo skoro zatwierdza, że musi sobie sam poradzić z problemem, to tak jest i będzie? Może rzeczywiście sam musi działać, ale dlaczego takim kosztem?
Około godziny 14 zaczęli szykować się do wyjścia. Po wspólnym przedpołudniu, który okazał się bardzo udanym, ruszają na mecz Borussii, która podejmuje u siebie Bayer Leverkusen. Zacięty i widowiskowy mecz. Mario go opuści przez swoją głupotę o kombinowanie. Tak, to brałby udział w tym wydarzeniu.
Gdy uznała, że wystarczy tego przeglądania w lustrze, zaczęła wykonywać wszystkie poranne czynności związane z toaletą. Po półgodzinie wyszła otulona ręcznikiem. W sypialni ubrała się w wąskie, ciemne dresy, a na górę nałożyła czarną bluzkę na długi rękaw. Włosy spięła w luźnego koka i zeszła na dół, gdzie planowała zrobić sobie jakieś śniadanie. Podczas, gdy ona robiła sobie płatki, po całym mieszkaniu unosił się zapach perfum Reusa, które tak uwielbiała. Zastanawiała się, czy dzisiaj pochwali się kolegom o tym, że zostanie tatą. Jest bardzo ciekawa.
- Dzień dobry! - nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i krzyk Mario.
Nie kryła zdziwienia, bo nie było jeszcze tej jedenastej. Wyjrzała zza rogu i widziała, jak piłkarz rozpina kurteczkę Dianie. Nagle dziewczynka zauważyła Polkę i od razu wyrwała się swojemu tacie oraz podbiegła do Wiktorii krzycząc.
- Diana, daj cioci odpocząć - powiedział do córki i sam rozebrał.
- To ty daj spokój, a nam daj się nacieszyć - odparła młoda żona piłkarza, a on w odpowiedzi pokręcił głowa.
Wiki chwile zajęła się córką Mario, a ten wstawił wodę na herbatę. Akurat, gdy się zagotowała, mała poprosiła gospodynie o włączenie bajki na tv.
- W końcu chwila oddechu - skomentował i głośno westchnął.
- Nie daje ci spokoju, co?
- Żebyś wiedziała - zgodził się. - Nie śpi od 6 rano. Potem musiałem coś zjeść, czymś zająć. Ciężko samemu zająć się dzieckiem i podziwiam wszystkich samotnych rodziców. Ale z drugiej strony, jak myślę, że Ann dzisiaj ją zabiera, to robi mi się przykro - wyznał i lekko posmutniał.
- Chciałabym cię pocieszyć, ale dobrze ci tak - odparła. - Zasłużyłeś na to.
- Wiem...
- Mario, kurde, nie dochodzi do mnie to, że pokłóciliście się o pierdołę! Ty nie chciałeś powiedzieć jej gdzie jesteś i widzisz do czego się dociągnęło! Zamiast od razu wyznać prawdę to ty wolałeś ciągnąć swoje i teraz masz, że widzisz własną córkę w weekendy. Do tego chciałeś doprowadzić? - atakowała go.
- Wiki, obiecałaś, że odpuścisz. Mam dzisiaj dość dobry humor i chce by taki pozostał. Nie psujmy tego - nalegał. - Masz wystarczająco dużo problemów i własnych spraw na głowie, więc to nimi się zajmuj, a nie mną. Ja sobie poradzę.
- Właśnie widzę, jak sobie radzisz - zakpiła. - Rozpierdalasz sobie rodzinę! - krzyknęła szeptem, bo nie chciała zwracać na siebie uwagi.
- Wszystko będzie wkrótce dobrze. Obiecuję - popatrzał jej głęboko w oczy. - Po prostu zajmij się sobą, okej?
- Nie wierzę, że zadaje się taką amebą umysłową, jak ty -pokręciła głową, a Mario się zaśmiał.
- Lepiej powiedź, czy udało ci się? - zagadał po krótkiej chwili.
Wiktoria nie odpowiedziała na początku. Chciała, żeby Niemiec się trochę namęczył. I rzeczywiście, bo zaczął się niecierpliwić po paru sekundach.
- WIKI! - krzyknął.
- Powiedziałam! - odpowiedziała w końcu.
- No i co? Opowiadaj, a nie! - poganiał ją.
- Ucieszył się, ale na początku był w szoku. Ja też się wystraszyłam trochę, bo myślałam, że to znaczy, że nie chce mieć dziecka, że nie jest gotowy - mówiła. - No, ale potem wszystko się wyjaśniło. Zapewnił, że jest szczęśliwy, że wychowa to dziecko. Cieszył się potem rzeczywiście. Najwidoczniej wy faceci macie ograniczone mózgi i potrzeba dla was czasu na przyjęcie pewnych informacji - śmiała się, a brunet karcił ją groźnym spojrzeniem.
- Diana! - zawołał ją, a dziewczynka się odwróciła. - Ciocia Wiktoria mówi, że mamy ją wygilgotać.
- Napjawde? - nie dowierzała. Przecież ona kocha gilgotać inne osoby.
- Naprawdę, ale najpierw musimy ją złapać - dodawał i powoli wstał ze swojego miejsca.
- Mario, nie - broniła się. - Wszystko tylko nie to. Błagam.
- Przykro mi, ale ta zniewaga krwi wymaga - dodał tylko i rzucił się na brunetkę, a Diana zaraz do niego dołączyła. Złapał dziewczynę w pasie i przeniósł ją na sofę, gdzie zaczął gilgotać wraz z córeczką.
Polka rzucała się na wszystkie strony, a mała Ann - Kathrin, jak kiedyś nazwała ją sama Wiktoria, miała wielką radochę. Reus również się w sumie cieszyła, że może dać radość jej. Ona jeszcze tego nie rozumie, ale na pewno widzi i czuje, że coś jest na rzeczy. Widziała też pierwszy raz od bardzo dawna prawdziwy uśmiech i prawdziwą radość na twarzy Mario. Oby to był zwiastun nadchodzących zmian. Bo skoro zatwierdza, że musi sobie sam poradzić z problemem, to tak jest i będzie? Może rzeczywiście sam musi działać, ale dlaczego takim kosztem?
Około godziny 14 zaczęli szykować się do wyjścia. Po wspólnym przedpołudniu, który okazał się bardzo udanym, ruszają na mecz Borussii, która podejmuje u siebie Bayer Leverkusen. Zacięty i widowiskowy mecz. Mario go opuści przez swoją głupotę o kombinowanie. Tak, to brałby udział w tym wydarzeniu.
Dwójka przyjaciół i mała Diana, po 30 minutach drogi, zajechali pod Signal Iduna Park, który był już pełen kibiców BVB, ale i i również przyjezdnych z Leverkusen. Piłkarz zaparkował na odpowiednim miejscu, następnie odpiął się pierwszy i zajrzał do córki, która już nie mogła się doczekać spotkania. Najwidoczniej dziewczynka jest już częścią Borussii, a jej serce powoli staje się czarno - żółte. Gdy wszyscy byli gotowi, wybrali się na trybuny, gdzie mieli miejsca. Loża VIP, gdzie można spotkać wiele osobistości, należała do nich. Wiktoria, jak i Mario, spotkali koleżanki, a konkretnie partnerki piłkarzy, które również dopingowały swoich ukochanych. To dziwne, ale czasami taka zwykła obecność potrafi podnieść na duchu i dodać wiele siły. Dla piłkarzy, to nie tylko zwykła obecność, ale coś więcej. Oni często grają dla tych partnerek i strzelają grami, które dedykują właśnie im. Marco sam to potwierdzi. Gdy wie, że Wiktoria gdzieś tam siedzi, to jest to zupełnie co innego, gdy nie ma jej.
Akurat, gdy siadali na swoje miejsca, piłkarze zaraz mieli wejść na murawę i rozpocząć mecz. Niesamowita atmosfera. Południowa trybuna, która jest w tym momencie najgłośniejsza, śpiewa klubowe piosenki i wymachują flagami oraz szalikami. Zawodnicy to widzą, a ich śpiew ich niesie. Takiego stadionu, jak tutaj w Dortmundzie, to nie na nigdzie indziej.
Nagle z tunelu zaczęli wyłaniać się sędziowie, a następnie zaraz po nich sportowcy, którzy są prowadzeni przez dzieci. Wszyscy wstają i śpiewają jeszcze głośniej. Piłkarze przystają i machają w każdą stronę, do każdej trybuny. Marco zauważył Wiktorię. Widział, że będzie, ale chciał ją zobaczyć. Zobaczyć jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Ona również go zauważyła i wysłała mu całusa w powietrzu, a Marco udał, że go złapał. Wtedy równocześnie się zaśmieli i jeszcze raz pomachali.
Lewy też był, ale jak się spodziewał, kolejny mecz na ławce. Szczerze, to on myślał, że może jednak dzisiaj się coś zmieni. Że trener da mu szansę i pozwoli zagrać w pierwszym składzie. Popsuł mu się humor. Jednak nie dlatego, że ponowne nie został wybrany, ale dlatego, bo nie było jej. Miejsce, które powinna zajmować było puste. Lauren mimo wszystko nie obiecała mu, a nawet wzięła te bilety przymusowo. Sadził jednak, że może ją ujrzy i pomoże mu. Jej obecność na pewno mu by pomogła. Nie ma pojęcia dlaczego aż tak bardzo jest to dla niego ważne, ale nie umiał tego wytłumaczyć. Tak już się stało i jak na razie zostanie.
W pewnym jednak momencie, gdy piłkarze ustawiali się na swoje pozycje, zauważył ją. Szła. To była Lauren. Ubrana w jeansowe spodnie i do tego czarne botki na wysokim obcasie. Miała na sobie szary płaszcz, który był rozpięty i odsłaniał czarną bluzkę z białymi elementami. Włosy, które były tym razem wyprostowane, falowały w rytm wiatru.
Wiktora też ją zauważyła. Widziała pierwszy raz tę dziewczynę i od razu zaczęła zastanawiać się kim jest. Wyglądała pięknie i zadbanie, więc sądziła, że może to być jakaś nowa dziewczyna, któregoś z piłkarzy Borussii. Obserwowała ją dyskretnie i zauważyła, jak siada kawałek dalej od niej. Wtedy zauważyła Roberta, który wyglądał i gdy tylko zauważył tę tajemniczą dla niej kobietę, pomachał jej, co całkowicie wybiło Wiktorię z rytmu, a jeszcze bardziej to, że ona mu odmachała Zmarszczyła brwi i usłyszała gwizdek sędziego, który rozpoczął grę.
- Kto to jest? - zapytała Mario.
Ten nie bardzo wiedział, o co chodzi przyjaciółce.
- Co? Kto?
- Ta kobieta, co tam siedzi - wskazała niezauważalnie w stronę Lauren.
Pomocnik Dortmundu również na nią zerknął. Marszczył brwi, jakby to mu pomagała oraz domykał swoje oczy, ale nie umiał odpowiedzieć na jej pytanie, bo zwyczajnie nie miał pojęcia.
- Nie wiem - odparł. - Pierwszy raz ją na oczy widzę - powiedział zgodnie z prawdą.
- Ale najwidoczniej Lewy ją zna, bo machali do siebie - mówiła i poprawiła czapeczkę Dianie, bo prawie jej spadła.
- Może to jakaś rodzina - zgadywał. - Kuzynka, albo coś.
- Może, ale sama? Dziwne.
- Albo to jakaś nowa koleżanka - wypowiedział, a Wiki popatrzała gwałtownie na niego z jakby przerażeniem w oczach, co rozbawiło Mario. - Nie patrz się tak- śmiał się. - To jego życie i prywatna sprawa. Sama namawiałaś go do zmian.
- Wiem, wiem - westchnęła i jak na razie nie chciała poruszać tematu tej kobiety.
Doskonale wie, co mówiła i sama chciała, żeby Lewandowski był szczęśliwy, ale nie ukrywa, że poczuła się dość dziwnie. Długo myślała nad tym mimo, że nie chciała. Wyrwano ją dopiero, gdy usłyszała pojękiwania oraz krzyki przyjezdnej drużyny. Spojrzała na boisko i widziała, jak Roman Bürki wyciąga piłkę z siatki. Była dopiero 3 minuta, a Dortmund już przegrywał po golu Karima Bellarabiego.
- Roomann - pojękiwał brunet i założył ręce z kark.
- Odrobią jeszcze - mówiła pewnie młoda dziennikarka.
- Miejmy nadzieję.
Marco i Auba, którzy nie mieli za wesołych min, wznowili grę. Leverkusen okazał się ciężkim przeciwnikiem i przedostanie się przez linię obrony było wyzwaniem, a co dopiero strzeleniem gola. Do przerwy utrzymywał się identyczny wynik, jak z 3 minuty. Cały mecz był zacięty i trzymał wysoki poziom. Było mnóstwo okazji, ale nikomu nie udało się wykorzystać sytuacji. Było też kilka nieporozumień z sędzią, który nie odgwizdał faulu na Marco. Kibice nie byli zadowoleni, ale ciągle wierzyli w pozytywny wynik. Wiktoria postanowiła przez te 15 minut porozmawiać z Mario i Dianą, ale ciągle obserwowała tę kobietę, która się pojawiła.
W tym samym czasie w szatni Borussii trwa zawzięta dyskusja na temat tego, co się dzieje. Mats, jako kapitan tłumaczy i mówi kolegą, co złego zauważył w grze. On sam również był dla siebie krytyczny i wiedział, że musi się poprawić. Marco obwiniał się, bo mógł doprowadzić do remisu, ale tuż przed polem karnym został sfaulowany, ale sędzia nie odgwizdał przewinienia.
- Marco, to nie twoja wina - bronił go Błaszczykowski. - To ten sędzia potrzebuje okularów.
- Mogłem to rozegrać inaczej - ciągnął.
- Mogłeś - usłyszał głos trenera. - Mogłeś, ale nie zrobiłeś i nie ma co to rozpamiętywać, Marco - wszedł głębiej. - Gramy dobrze i mamy czas. Nie możemy pozwolić, by strzelili nam jeszcze jedną bramkę, dlatego będziemy teraz grać bardziej defensywnie i gdy tylko nadarzy się okazja jedziemy z kontrą, a mecz zaczyna się od nowa - mówił, kolejne 15 minut omawiał, jaki mają plan.
Przerwa się skończyła i musieli udać na boisko. Tuchel go widział, jak schodził z rozgrzewki. Byli blisko siebie i Niemiec powiedział do niego:
- Przygotuj się, bo w 50 wchodzisz.
Nie dowierzał. Myślał, że się przesłyszał, a to, co powiedział trener, to tylko jakiś wymysł jego umysłu, który ostatnio lubi z niego żartować. Ale nie, to była prawda. Najprawdziwsza prawda. Wchodzi. Będzie mógł pomóc kolegom trochę dłużej niż kilkanaście minut. Cieszył się ogromnie, ale wiedział, że szkoleniowiec będzie go szczególnie oglądał, a on pokaże, że nie wszedł na darmo. W szczególności, że na trybunach siedzi osoba, która przyszła specjalnie dla niego.
- Dziękuję, trenerze - wykrztusił w końcu z siebie i uradowany poszedł się przygotować.
Niby to 5 minut, ale dla Lewandowskiego stawały się wiecznością. Do tego dochodził stres, który powodował, że nogi miał, jak z waty. Jednak starał się ogarnąć. Taka szansa nie pojawia się codziennie. Ma szansę zmienić wynik i przyczynić się do zwycięstwa zespołu. Nagle zawołał go Thomas. Robert wykonał polecenie i wstał. Tuchel tłumaczył mu, co powinien robić i jaką ma rolę. Piłkarz uważnie go słuchał i wiedział, że teraz zamienia się z Aubą na pozycje. To Lewy jest teraz napastnikiem i to od niego będzie wiele zależało. Boi się, ale taka jest piłka i w pewnym sensie kocha to uczucie adrenaliny. Gdy wszystko było już jasne, trener zdjął Mkhitariana. Gdy kibice zobaczyli Lewego powstawali i przywitali go ogromnymi brawami.
- Teraz nie ma odwrotu - powiedział do siebie i ruszył.
Od razu chciał dominować, ale wiedział, że nie może przesadzać. Musi grać z głową i dokładnie podawać, czy odbierać wszystkie piłki. Nie miał zamiaru popisywać się. Wiedział, że to jest jego czas i musi go wykorzystać najlepiej, jak tylko może. Nie może pozwolić sobie na głupie błędy. Nagle, zauważył, że Piszczek odebrał w polu karnym piłkę i zaczął biec do przodu. Szybka kontra, czyli to z czego słynie niemiecka piłka. Podał szybko do Juliana, który ominął kolejnego zawodnika Bayeru. Piłka powędrowała do Marco, który dryblingiem wyminął obrońców. Nie chciał strzelać, bo nie był na czystej pozycji. On nie, ale Lewy tak. Podał, a piłka wpadła Lewandowskiemu prosto na stopę i strzelił. Gol! Zrobił to chociaż sam do końca nie dowierzał. Strzelił bramkę, a gra zaczęła się od nowa. Doprowadził do wyrównania. Cały stadion popadł w euforię, no może oprócz strefy, gdzie znajdowali się fanatycy aptekarzy. Wszyscy na raz krzyczeli nazwisko Roberta, a on w głębi duszy był dumny. Zrobił to co chciał.
Po kolejnym wznowieniu gry, to co się działo przechodzi najśmielsze oczekiwania. Lewandowski nie zwalniał tępa i zaraz po strzeleniu swojej brami walczył dalej i po podaniu Aubameyanga, a następnie w efektownym stylu ominięciu kilku piłkarzy, strzelił piękną bramkę, która bez dwóch zdań będzie pokazywana w wielu telewizjach na świecie. Spotkanie się jeszcze nie skończyło i Leverkusen walczyło o nadrobienie strat, ale bez sukcesów. W 60 minucie po raz kolejny Lewy wpisał się na listę strzelców, który trafił do bramki z dystansu. To niesamowite i nikt nie mógł uwierzyć, co się dzieje. Hattrick w ciągu 10 minut strzelone przez rezerwowego sportowca, który dodatkowo przechodził kryzys. Nikt nie mógł uwierzyć. Wiktoria z Mario przecierali oczy, gdy patrzeli na wynik, a Lauren uśmiechała się, bo była dumna. Czuła się, jakby dołożyła malutką cegiełkę do tego wyniku.
Mimo, że Borussia była już w prawdzie bezpieczna, to nie zwalniali tępa. Walczyli i nie chcieli przestać strzelać. Zachowywali się zupełnie, jakby Robert dodał im skrzydeł i pewności siebie, bo nagle każdy miał ciąg na bramkę. Każdy chciał coś ustrzelić, ale jak na razie udało się tylko Lewemu.
89 minuta. Sędziowie decydują się na tylko jedną minute doliczonego czasu, a Bayer już nawet nie próbuje. Nie chce tylko pozwolić sobie, na strzelenie kolejnej bramki. Piłkarze BVB również się już oszczędzają, bo nie chcą niepotrzebnych kontuzji. Jednak, gdy mecz miał się już kończyć piłkarze Borussii ponownie przechodzą do szybkiej kontry. Znowu Robert biegnie z piłką i dostrzega Marco. Nie mógł przepuścić takiej okazji i pomógł przyjacielowi wykonać plan. Wiedział, że wykorzysta to i podał mu prostopadle, a Reus bez problemu posyłka futbolówkę do siatki, jednak zaraz po nią poszedł.
- Wiki patrz! - krzyknął Mario do przyjaciółki, która odpisywała na SMS, ale i jednocześni cieszyła się z golu swojego męża.
Spojrzała się na boisko i zobaczyła, jak Marco wkłada piłkę pod koszulkę i wsadza kciuka do buzi. Myślała, że śni, że zaraz się popłacze, gdy to zobaczyła. Nie wierzyła w to, co widzi i co on wyprawia. Blondyn podbiegł do swoich kolegów, a Lewandowskiemu podziękował za podanie osobno. Wtedy też zwrócił się do trybun, gdzie wiedział, że siedzi Wiktoria i wysłał jej buziaka. Dziewczyna nie reagowała. Wiele osób zerkało na nią uśmiechając się szczerze. Ona nie patrzała na innych. Była w transie i próbowała powstrzymać się przed płaczem. Była szczęśliwa, że Marco w taki sposób ukazał swoją radość i pochwalił się, że zostanie ojcem. Była dumna, że to właśnie on jest jej mężem i to on zostanie ojcem jej dziecka. Była dumna i wzruszona, że odważył się na taki krok. Była i żyła jak w bajce.
- Boże, ale on to cię kocha, Wiki - podsumował Götze.
Wiktoria spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Nie mogła się powstrzymać i popłakała się.
- Ja też go kocham, Mario - wyznała i przytuliła się do przyjaciela, a zaraz potem przyjmowała gratulacje od koleżanek, które podbiegły do niej.
Sędzia też zakończył mecz. Borussia wygrała 4:1.
- Kto to jest? - zapytała Mario.
Ten nie bardzo wiedział, o co chodzi przyjaciółce.
- Co? Kto?
- Ta kobieta, co tam siedzi - wskazała niezauważalnie w stronę Lauren.
Pomocnik Dortmundu również na nią zerknął. Marszczył brwi, jakby to mu pomagała oraz domykał swoje oczy, ale nie umiał odpowiedzieć na jej pytanie, bo zwyczajnie nie miał pojęcia.
- Nie wiem - odparł. - Pierwszy raz ją na oczy widzę - powiedział zgodnie z prawdą.
- Ale najwidoczniej Lewy ją zna, bo machali do siebie - mówiła i poprawiła czapeczkę Dianie, bo prawie jej spadła.
- Może to jakaś rodzina - zgadywał. - Kuzynka, albo coś.
- Może, ale sama? Dziwne.
- Albo to jakaś nowa koleżanka - wypowiedział, a Wiki popatrzała gwałtownie na niego z jakby przerażeniem w oczach, co rozbawiło Mario. - Nie patrz się tak- śmiał się. - To jego życie i prywatna sprawa. Sama namawiałaś go do zmian.
- Wiem, wiem - westchnęła i jak na razie nie chciała poruszać tematu tej kobiety.
Doskonale wie, co mówiła i sama chciała, żeby Lewandowski był szczęśliwy, ale nie ukrywa, że poczuła się dość dziwnie. Długo myślała nad tym mimo, że nie chciała. Wyrwano ją dopiero, gdy usłyszała pojękiwania oraz krzyki przyjezdnej drużyny. Spojrzała na boisko i widziała, jak Roman Bürki wyciąga piłkę z siatki. Była dopiero 3 minuta, a Dortmund już przegrywał po golu Karima Bellarabiego.
- Roomann - pojękiwał brunet i założył ręce z kark.
- Odrobią jeszcze - mówiła pewnie młoda dziennikarka.
- Miejmy nadzieję.
Marco i Auba, którzy nie mieli za wesołych min, wznowili grę. Leverkusen okazał się ciężkim przeciwnikiem i przedostanie się przez linię obrony było wyzwaniem, a co dopiero strzeleniem gola. Do przerwy utrzymywał się identyczny wynik, jak z 3 minuty. Cały mecz był zacięty i trzymał wysoki poziom. Było mnóstwo okazji, ale nikomu nie udało się wykorzystać sytuacji. Było też kilka nieporozumień z sędzią, który nie odgwizdał faulu na Marco. Kibice nie byli zadowoleni, ale ciągle wierzyli w pozytywny wynik. Wiktoria postanowiła przez te 15 minut porozmawiać z Mario i Dianą, ale ciągle obserwowała tę kobietę, która się pojawiła.
W tym samym czasie w szatni Borussii trwa zawzięta dyskusja na temat tego, co się dzieje. Mats, jako kapitan tłumaczy i mówi kolegą, co złego zauważył w grze. On sam również był dla siebie krytyczny i wiedział, że musi się poprawić. Marco obwiniał się, bo mógł doprowadzić do remisu, ale tuż przed polem karnym został sfaulowany, ale sędzia nie odgwizdał przewinienia.
- Marco, to nie twoja wina - bronił go Błaszczykowski. - To ten sędzia potrzebuje okularów.
- Mogłem to rozegrać inaczej - ciągnął.
- Mogłeś - usłyszał głos trenera. - Mogłeś, ale nie zrobiłeś i nie ma co to rozpamiętywać, Marco - wszedł głębiej. - Gramy dobrze i mamy czas. Nie możemy pozwolić, by strzelili nam jeszcze jedną bramkę, dlatego będziemy teraz grać bardziej defensywnie i gdy tylko nadarzy się okazja jedziemy z kontrą, a mecz zaczyna się od nowa - mówił, kolejne 15 minut omawiał, jaki mają plan.
Przerwa się skończyła i musieli udać na boisko. Tuchel go widział, jak schodził z rozgrzewki. Byli blisko siebie i Niemiec powiedział do niego:
- Przygotuj się, bo w 50 wchodzisz.
Nie dowierzał. Myślał, że się przesłyszał, a to, co powiedział trener, to tylko jakiś wymysł jego umysłu, który ostatnio lubi z niego żartować. Ale nie, to była prawda. Najprawdziwsza prawda. Wchodzi. Będzie mógł pomóc kolegom trochę dłużej niż kilkanaście minut. Cieszył się ogromnie, ale wiedział, że szkoleniowiec będzie go szczególnie oglądał, a on pokaże, że nie wszedł na darmo. W szczególności, że na trybunach siedzi osoba, która przyszła specjalnie dla niego.
- Dziękuję, trenerze - wykrztusił w końcu z siebie i uradowany poszedł się przygotować.
Niby to 5 minut, ale dla Lewandowskiego stawały się wiecznością. Do tego dochodził stres, który powodował, że nogi miał, jak z waty. Jednak starał się ogarnąć. Taka szansa nie pojawia się codziennie. Ma szansę zmienić wynik i przyczynić się do zwycięstwa zespołu. Nagle zawołał go Thomas. Robert wykonał polecenie i wstał. Tuchel tłumaczył mu, co powinien robić i jaką ma rolę. Piłkarz uważnie go słuchał i wiedział, że teraz zamienia się z Aubą na pozycje. To Lewy jest teraz napastnikiem i to od niego będzie wiele zależało. Boi się, ale taka jest piłka i w pewnym sensie kocha to uczucie adrenaliny. Gdy wszystko było już jasne, trener zdjął Mkhitariana. Gdy kibice zobaczyli Lewego powstawali i przywitali go ogromnymi brawami.
- Teraz nie ma odwrotu - powiedział do siebie i ruszył.
Od razu chciał dominować, ale wiedział, że nie może przesadzać. Musi grać z głową i dokładnie podawać, czy odbierać wszystkie piłki. Nie miał zamiaru popisywać się. Wiedział, że to jest jego czas i musi go wykorzystać najlepiej, jak tylko może. Nie może pozwolić sobie na głupie błędy. Nagle, zauważył, że Piszczek odebrał w polu karnym piłkę i zaczął biec do przodu. Szybka kontra, czyli to z czego słynie niemiecka piłka. Podał szybko do Juliana, który ominął kolejnego zawodnika Bayeru. Piłka powędrowała do Marco, który dryblingiem wyminął obrońców. Nie chciał strzelać, bo nie był na czystej pozycji. On nie, ale Lewy tak. Podał, a piłka wpadła Lewandowskiemu prosto na stopę i strzelił. Gol! Zrobił to chociaż sam do końca nie dowierzał. Strzelił bramkę, a gra zaczęła się od nowa. Doprowadził do wyrównania. Cały stadion popadł w euforię, no może oprócz strefy, gdzie znajdowali się fanatycy aptekarzy. Wszyscy na raz krzyczeli nazwisko Roberta, a on w głębi duszy był dumny. Zrobił to co chciał.
Po kolejnym wznowieniu gry, to co się działo przechodzi najśmielsze oczekiwania. Lewandowski nie zwalniał tępa i zaraz po strzeleniu swojej brami walczył dalej i po podaniu Aubameyanga, a następnie w efektownym stylu ominięciu kilku piłkarzy, strzelił piękną bramkę, która bez dwóch zdań będzie pokazywana w wielu telewizjach na świecie. Spotkanie się jeszcze nie skończyło i Leverkusen walczyło o nadrobienie strat, ale bez sukcesów. W 60 minucie po raz kolejny Lewy wpisał się na listę strzelców, który trafił do bramki z dystansu. To niesamowite i nikt nie mógł uwierzyć, co się dzieje. Hattrick w ciągu 10 minut strzelone przez rezerwowego sportowca, który dodatkowo przechodził kryzys. Nikt nie mógł uwierzyć. Wiktoria z Mario przecierali oczy, gdy patrzeli na wynik, a Lauren uśmiechała się, bo była dumna. Czuła się, jakby dołożyła malutką cegiełkę do tego wyniku.
Mimo, że Borussia była już w prawdzie bezpieczna, to nie zwalniali tępa. Walczyli i nie chcieli przestać strzelać. Zachowywali się zupełnie, jakby Robert dodał im skrzydeł i pewności siebie, bo nagle każdy miał ciąg na bramkę. Każdy chciał coś ustrzelić, ale jak na razie udało się tylko Lewemu.
89 minuta. Sędziowie decydują się na tylko jedną minute doliczonego czasu, a Bayer już nawet nie próbuje. Nie chce tylko pozwolić sobie, na strzelenie kolejnej bramki. Piłkarze BVB również się już oszczędzają, bo nie chcą niepotrzebnych kontuzji. Jednak, gdy mecz miał się już kończyć piłkarze Borussii ponownie przechodzą do szybkiej kontry. Znowu Robert biegnie z piłką i dostrzega Marco. Nie mógł przepuścić takiej okazji i pomógł przyjacielowi wykonać plan. Wiedział, że wykorzysta to i podał mu prostopadle, a Reus bez problemu posyłka futbolówkę do siatki, jednak zaraz po nią poszedł.
- Wiki patrz! - krzyknął Mario do przyjaciółki, która odpisywała na SMS, ale i jednocześni cieszyła się z golu swojego męża.
Spojrzała się na boisko i zobaczyła, jak Marco wkłada piłkę pod koszulkę i wsadza kciuka do buzi. Myślała, że śni, że zaraz się popłacze, gdy to zobaczyła. Nie wierzyła w to, co widzi i co on wyprawia. Blondyn podbiegł do swoich kolegów, a Lewandowskiemu podziękował za podanie osobno. Wtedy też zwrócił się do trybun, gdzie wiedział, że siedzi Wiktoria i wysłał jej buziaka. Dziewczyna nie reagowała. Wiele osób zerkało na nią uśmiechając się szczerze. Ona nie patrzała na innych. Była w transie i próbowała powstrzymać się przed płaczem. Była szczęśliwa, że Marco w taki sposób ukazał swoją radość i pochwalił się, że zostanie ojcem. Była dumna, że to właśnie on jest jej mężem i to on zostanie ojcem jej dziecka. Była dumna i wzruszona, że odważył się na taki krok. Była i żyła jak w bajce.
- Boże, ale on to cię kocha, Wiki - podsumował Götze.
Wiktoria spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Nie mogła się powstrzymać i popłakała się.
- Ja też go kocham, Mario - wyznała i przytuliła się do przyjaciela, a zaraz potem przyjmowała gratulacje od koleżanek, które podbiegły do niej.
Sędzia też zakończył mecz. Borussia wygrała 4:1.
___________________________________
_________________________
Hej, cześć :)
Już w końcu chyba wszystko jest jasne, a w każdym bądź razie, jeżeli chodzi o Marco :v
Zadowolone?
Bo ja tak haha
Jestem zadowolona z tego rozdziału i podoba mi się :)
I tak dobrze myślicie ; )
Ta sytuacja z hattrickiem Lewego nawiązuje do jego 5 w 9 minut. Chciałam tego nie byli w planie, ale pomyslałam, że fajnie byłoby nawiązać 🙈
A i jak widzicie, Kuba jest w Borussii. Ostatecznej zostawiłam go mimo, że w blogu nie będzie miał większe roli, ale jednak go zostawiłam nawiazując do tej paczki przyjaciół z pierwszej części :)
Ja juz kończę i życzę miłej niedzieli :*
Następny dodam, jak będzie dużo komentarzy!
<szantażystka>
Buziaki :*
O matko!!! Boski rozdział, byłam pewna w 90%, że Marco tak zareaguje na wieść o ciąży. Nie wiem co pisać, czekam na kolejne i zapraszam do siebie, przy okazji liczę na komy.
OdpowiedzUsuńNo, i już wiem, gdzie mnie brakowało... Właśnie u Ciebie! :D
OdpowiedzUsuńJedenaście rozdziałów czekania (hmm, przypadek? :D) na tą chwilę, na reakcję Reusa i wreszcie jest! :D Przyznam szczerze, że jestem zaskoczona, nie spodziewałam się, że tak pozytywnie odbierze tą wiadomość, jednak w głowie cały czas mam te słowa z zakładki o bohaterach, gdzie Marco mówi Marcelowi o 'problemie'... Więc w sumie jeszcze nie do końca wiadomo, jak tam, co tam się wydarzy :D
Sprawa Mario... Nadal zagadka. Za to Lewy w końcu się podnosi i mam nadzieję, że to nie jest jednorazowy przypływ energii. A ten mecz... Idealnie pokazane, że bliskie osoby na trybunach potrafią zdziałać cuda :) Osobiście nawet lubię Leverkusen, ale jeśli bramki strzelają im tacy piłkarze, to nawet mi nie żal :p
Ja też czasami szantażuję, więc doskonale Cię rozumiem :p Mimo wszystko, dużo, dużo weny i mam nadzieję, że następny będzie szybko!!! Buźka ♡
Kochana, zawaliłam. :x Jestem dopiero teraz. Dopiero po tak długim czasie. Wybacz. ♥
OdpowiedzUsuńRozdział jest przecudowny! :D
Marco zareagował pozytywnie. A tak chciałam. ^^ Myślałam, że wpadnie w szał radości, dzikie tańce i te sprawy, ale nie. Na początku była groza, by później nastąpił happy end. :D A na koniec ten gest... Boże! :D Kciuk, brzuch i całus w trybuny! ♥ Rozpłynęłam się. :))
No, a o Mario nadal niewiele wiemy. Niech to wszystko już się wyjaśni i niech mają te szczęście. Niech Mario w końcu zmądrzeje!
A Lewy? Kibicuję jego szczęściu! :)
Czekam na kolejny! ;*
Buziaki! ;*
Właśnie miałam tu wejść w celu wpisania się do listy marzących, abyś odwiedziła ich bloga (poetycko, jak na humana przystało:D) (oczywiście, chodzi o "spam"-to nie poetyckie :() i ogarnęłam, że nie napisałam komentarza i przyczyniam się do tego, że rozdział się nie pojawia ( o ja niedobra!)
OdpowiedzUsuńKomentuję z pamięci (mogłabym przeczytać drugi raz ale..jem xd przepraszam, szczerość...:) )
Zdajmy się na moją sklerozę..tzn. pamięć. Miałam zachwalać cię pod niebiosa,że wreszcie Reus się dowiedział. WRESZCIE. Nie chcę zrzędzić, no ale ile można..
I ta cieszynka na koniec:) Czyli się no ewidentnie cieszy (jak nazwa mówi)
No i mogę powtarzać w kółko jak rewelacyjnie piszesz, tak samo, jak i to, że nie rozwiązałaś jeszcze sprawy Mario.:D
Cóż mogę jeszcze powiedzieć..Jeszcze nigdy nie pisałam takiego komentarza...prawie miesiąc po opublikowaniu! Gdzie czytałam go tego samego dnia co był wstawiony xd Pan od informatyki mi ostatnio powiedział, że się znam nawet na tym, na czym się nie znam. :D Na szczęście ten rozdział kiedyś (dawno, dawno temu(-aby wypomnieć twoją nieaktywność i moją tęsknotę Twojego geniuszu) )czytałam i ten zachwyt, który towarzyszył mi po jego przeczytaniu...
Mogę usunąć ten komentarz?
Mogę nic więcej nie pisać?
To jest już żenada.
Śmieję się sama z siebie :'D Pierwszy raz piszę taki komentarz..
To może ja już pójdę do tego "spamu", napiszę co mam do napisania i umiejętnie wycofam się z tej dziwnej sytuacji. Możesz mnie nominować do najbardziej dziwnego, żenującego, dennego, (i co ci na myśl przyjdzie) komentarza.
Czekam na next!!!:)
Buźka;D