piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 10

all my life I've been living in the fast lane
can't slow down
I'm a rollin' freight train
one more time
gotta start all over
can't slow down
I'm a lone red rover

~*~
   Zajeżdżał właśnie na parking swojego apartamentu. Był bardzo zmęczony, ale doby humor go nie opuszczał. Po kilku godzinach spędzonych z tymi wariatami z klubu można ześwirować, ale nie sposób nie mieć dobrego nastroju. Jednak on teraz marzył tylko o tym, by wtulić się w swoją żonę. To było ostatnio jego ulubione i niestety, ale jedyne zajęcie, bo czas wolny został im praktycznie odebrany i to nawet nie z własnej woli. Z dobrego serca pomagali swoim przyjaciołom, których spotkało wiele problemów. Nie mogli przecież przejść obok tego obojętnie, bo im w przeszłości pomagało się równie mocno, jak oni teraz. Jednak Marco liczy, że chociaż dzisiaj, będzie mógł pobyć sam na sam ze swoją kobietą. Chociaż przypomniał sobie właśnie, że Wiktorii może jeszcze nie być, bo wspominała, że planuje odwiedzić rodziców. Oby jednak, pojawiła się w mieszkaniu szybciej. 
   Właśnie parkował swojego Astona, gdy nagle zauważył, że stoi auto Wiktorii, co oznacza, że jest w domu. Od razy na jego twarzy pojawił się uśmiech i zapał do tego, by jak najszybciej znaleźć się na górze. Wysiadł więc ze sportowego pojazdu, zabrał swoją torbę treningową, a następnie zamknął samochód, po czym udał się do mieszkania wesoło podgwizdując.
   Po kilku chwilach znalazł się przed drzwiami jego apartamentu. Chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Wszedł po cichu i bardzo powoli. Gdy znalazł się już w środku zastała go cisza. Pomyślał, że Wiktoria śpi, bo ostatnio robi to dość często w dzień. Nie jest zaskoczony, bo bardzo ciężko pracuje i uczy się. Wielokrotnie jej powtarzał, że może zrezygnować ze studiów, skoro dobrze sprawuje się w redakcji i na pewno będą chcieli przedłużyć z nią współpracę, albo niech tylko na razie odstawi pracę, a skupi się na studiach, a pieniędzmi nie ona powinna się martwić. Jednak młoda Polka nie zgadza się na razie na żadne z rozwiązań. Chciałaby poszerzać swoje umiejętności, a studia jej w tym pomagają. Natomiast praca jest jej źródłem zarobków. Może to nie są jeszcze strasznie kolosalne zarobki, które mogą się równać z jej ambicjami, ale dla niej wystarcza. Po za tym, wie, że musi dawać z siebie 100%, bo tylko tak można dosięgnąć upragnionego celu. Chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że za jakiś czas będzie musiała zastanowić się nad tym, co powinna zrobić ze względu na dziecko, które jest w drodze,
   Gdy wszedł już głębiej, dalej szukał ukochanej, a ona właśnie schodziła powoli ze schodów. Nawet go nie zauważyła. Szła zamyślona, aż rozbawiła tym zachowaniem Marco, który zaśmiał się lekko przez co zwrócił na siebie uwagę.
- Już jesteś - bardziej stwierdziła i skierowała się w stronę mężczyzny.
- Jestem i jestem już wolny od wszystkich zajęć - podsumował, a w jego ramionach pojawiła się właśnie dziewczyna. Natychmiast ją objął i pocałował w delikatne usta. - Jestem dostępny tylko dla ciebie.
- W końcu  chyba będziemy mieli dla siebie czas - dopowiedziała. - Po tych szalonych ostatnich dniach marzę tylko o leniwym wieczorze - zaśmiała się.
- Przykro mi, ale nie będę mógł spełnić twojego marzenia, niestety - odparł.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo porywam cię na wspaniałą kolację - oznajmił.
   Cały Reus. Może i nie jest mistrzem romantyzmu, ale potrafi wyczuć moment i gdy się postara potrafi uszczęśliwić, a nawet zaimponować Wiktorii. Polka, oczywiście bardzo się ucieszyła i wiedziała, że to jest ten wieczór. Wiedziała też, że w końcu los jej sprzyjał. Ma okazje powiedzieć swojemu mężowi o dziecku.
   Dziewczyna postanowiła nie czekać i od razu wybrała się do łazienki na relaksującą kąpiel. Chciała się jeszcze odprężyć przed nadchodzącym wieczorem i spokojnie pomyśleć. Nalała sobie do wanny gorącej wody oraz jej ulubionego płynu do kąpieli o kokosowym zapachu. Rozebrała się z ciemnych jeansów oraz czarnej bluzki na długi rękaw, a następnie zdjęła z siebie bieliznę i w końcu weszła do wręcz gorącej wody. Postanowiła się odstresować po całym tym dniu. W głowie nie krążył jej tylko Marco, ale i również Mario, który ponownie nie powiedział jej przecież o tym, co dzieje się w jego życiu. Chciała, próbowała robiła wszystko, co może, ale poległa. Nie mogła wyciągnąć od niego tej istotnej informacji. Nawet fakt, gdy dowiedział się, że jest w ciąży nie pomógł. Cieszył się i prawie udusił ją z radości, ale nie wygadał się. Traciła też nadzieje, że kiedykolwiek ta tajemnica zostanie rozwiązana. Jednak postanowiła zaufać piłkarzowi. Jest w końcu dorosły, ma dziecko i te dwadzieścia kilka lat na karku. Sam wie, co jest dla niego najlepsze i niech tak pozostanie. Polka za wiele czasu poświęca na nie swoje problemu, gdy ona sama ma ich niemało. Postanowiła odpłynąć po raz drugi i skupić się na słowach, które wypowie Marco. Układała w głowie różne scenariusze, ale nic nie było odpowiednie. Chciała żeby to wyszło świetnie, pięknie i idealnie. Miała zaplanowany każdy krok, ale nie słowa i tego najbardziej się bała. Potem ten stres przeobraził się w jeszcze większe zdenerwowanie postawą Marco, która przecież może być różna. Dobrze pamięta, jak zareagował Mario i jak wystraszył się na początku, że musiał prosić o rady Wiki. A jak zareaguje Reus? Niby jest bardziej poważny i ogarnięty od Götze, ale kto wie tych facetów. Kto wie, jak zareagują w takiej sytuacji. Niby Marco zapewniał nie raz, że wesprze Wiktorię w każdej sytuacji i nigdy jej nie zostawi. Niby byli już w podobnej sytuacji kiedyś. Tylko, że wtedy oni nawet nie mieli świadomości, że dziewczyna jest w ciąży, a skutkiem była strata dziecka. Bolesna strata, a teraz mają okazje sprawdzić się w roli rodziców i udowodnić sobie oraz innym, że ich życie wcale nie jest jednym wielkim spontanem, ale nawet jeśli, to czy ten spontan nie opiera się na miłości?
- Utopiłaś się tam? - usłyszała nagle wyrwana z rozmyśleń.
   Tak, to był głos Marco, który musiał się już nieźle niecierpliwić. Dopiero teraz kobieta ogarnęła, że dość długo siedzi w łazience.
- Żyje - odparła. - Już wychodzę - dała znać, a w odpowiedzi usłyszała głośne prychnięcie.
   Sama pokręciła głową i wstała. Wytarła się ręcznikiem leżącym obok, a potem  podeszła do wieszaków i zdjęła z niego biały szlafrok, który posiadał kaptur, a na nim kocie uszy. Sięgał Polce do długości połowy jej ud. Ubrała go na swoje nagie ciało. Wytarła włosy i lekko wysuszyła, umyła zęby oraz przemyła jeszcze raz twarz. Następnie wyszła z łazienki i znalazła się w ich wspólnej sypialni. Zauważyła, że Marco jest w pokoju i szuka czegoś z jednej z szuflad. Spojrzała na niego i przeraziła się. Nie mógł tam szukać czegokolwiek. Po prostu nie może.
- Co tam szukasz? - zapytała lekko zdenerwowana i podeszła szybko do męża. 
- Miałem gdzieś tutaj schowaną kartkę z numerem do restauracji - wyjaśnił, przez co wystraszył dziewczynę. - Zadzwonię do nich i od razu zamówię stolik, bo nie wiadomo ile ludzi będzie - mówił i nie patrzał nawet na Wiktorie. 
   Ona natomiast widziała, że robi się gorąco i powinna zadziałać.
- Robiłam tam ostatnio porządki i niczego takiego nie widziałam - powiedziała i praktycznie zamknęła szufladę o mały włos nie zatrzaskując dłoni piłkarza. 
   Ten zerknął w końcu na nią zdziwiony jej zachowaniem, ale ta mina zmieniła się w wielki zaciesz, gdy zmierzył od dołu do góry Polkę.
- Czy ty jesteś praktycznie naga? - zapytał podnosząc brew do góry. 
- Może i jestem - ucieszyła się, że Reus zauważył to.
- Mi to się w życiu jednak poszczęściło - skomentował i zbliżył się do brunetki.
   Przeniósł swoje ręce na jej nogi i delikatnie jeździł opuszkami palców coraz wyżej. Jedną rękę podniósł do góry i wplótł ją w jej mokre włosy. Usta zbliżył do jej i delikatnie je musnął. Wiktoria natomiast swoje ręce przeniosła na kark sportowca i zaplotły je na szyi. Z delikatnego pocałunki stawały się coraz  bardziej zachłanne, a Marco wykonywał coraz to odważniejsze ruchu na jej świeżo umytym ciele. Jeździł wewnętrzną stroną dłoni po jej pośladkach, a ona wbiła w jego idealną fryzurę swoje palce.
- Nie wiesz może, gdzie mógłbym znaleźć tę karteczkę z numerem? - zapytał, gdy oderwali się od siebie, a piłkarz jednocześnie oparł swoje czoło o czoło kobiety jego życia.
- Poszukaj na dole w komodzie, a jak nie to jest jeszcze coś takiego jak internet - odpowiedziała.
- Co ja bym bez ciebie zrobił - wypowiedział i pocałował dziewczynę w czoło oraz udał się na dół, gdzie poleciła Wiktoria.
   Ona sama poczekała, aż blondyn oddali się. Gdy to zrobił, głośno odetchnęła. Mało brakowało. O mały włos wszystko by się wydało i ten cały plan, który szykowała, mógłby legnąć w
gruzach. Kiedy była już w 100 % pewna, że Marco jest na dole, postanowiła otworzyć ponownie szufladę i praktycznie od razu znalazła to, co mogło wpaść w ręce jej męża. Było to zdjęcie USG, które od kilku dni leży między różnymi dokumentami i kartkami. Nie chce nawet pomyśleć, co by było, gdyby on to znalazł. Wiki nie ma pomysłu, co mu powie, gdy będzie gotowa, a takie tłumaczenie, jest jeszcze gorszą sprawą.
   Westchnęła jeszcze raz i pokręciła głową sama do siebie. Zamknęła mebel i udała się w kierunku wielkiej szafy, gdzie znajdowała się jej mała torebka, którą planowała zabrać. Schowała zdjęcie do koperty, którą przygotowała już wcześniej i ukryła to wszystko w torebce. Teraz zostało jej tylko wybranie odpowiedniej sukienki i przyszykowanie się do tego ważnego wieczora. Czy się denerwowała? Oczywiście, że tak i to właśnie było najgorsze.

- Gotowa? - zapytał, gdy stał przed drzwiami przy lustrze i ubierał swoją czarną kurtkę na białą koszulę. Na dole natomiast miał jasne jeansy, a na nogach sportowe buty, czyli swój ulubiony look. Wiktoria natomiast postanowiła na zwykłą czarną sukienkę z dekoltem, która opinała ją u góry. Jej długie nogi pokrywały czarne rajstopy, a nogi zdobiły czarne, ale jednoznacznienie wysokie botki. Włosy postanowiła podkręcić, a makijażem podkreślić jej brązowe oczy.
- Jeszcze kurtka - odpowiedziała na wcześniejsze pytanie i ubrała szary płaszcz, który wisiał na wieszaku obok.
   Gdy ona jeszcze przeglądała się w lustrze, Marco mógł ją podziwiać. Wiele razy jej to powtarzał, wiele razy mówił, że jest piękna, ale co mógł na to poradzić, że rzeczywiście taka jest. Uważał się za ogromnego szczęściarza, że to właśnie ona należy do niego i to właśnie ona nosi jego nazwisko przy imieniu. Nie ukrywał, że był z tego faktu dumny. Kochał ją całym sercem, a gdy tylko przypomni sobie, jak w przeszłości o nią walczył, tylko dodatkowo go budowało. Ta nienawiść na początku, te podchody i wszystkie chamskie odzywki, mają swoje efekty właśnie teraz. Pamięta doskonale pierwsze spotkanie i gdy ta strzeliła mu w policzek za zachowanie. Pamięta, gdy dowiedział się, że mieszkają dom obok i będą na siebie skazani. Pamięta dokładnie urodziny u Roberta i dokładnie pamięta, jak razem wieźli pijanego Götze do domu. Pamięta ich pierwszą noc i to, jak rano się pokłócili. Potem kolejne ostre wymiany zdań i kolejne kłótnie. Pamięta, gdy wtedy wrócił do Caroline, by tylko zapomnieć o Wiki. Najwidoczniej oni byli sobie już od początku pisani, a urodziny u Ani tylko to potwierdzają. Pamięta, jak starał się powiedzieć jej o swoich uczuciach, a za każdym razem coś, albo ktoś im przeszkadzał. Pamiętał, co czuł, gdy brat Wiktorii powiedział o wypadku. Doskonale kojarzył jakie mu uczucia towarzyszyły. Doskonale pamiętał uczucia, podczas, gdy lekarka wyjawiła informacje, że Polka była w ciąży. I co najważniejsze, doskonale pamięta ten wieczór, gdy wraz z Wiktorią poszli do parku i nic nie przeszkodziło im przed wypowiedzeniem sobie tych słów, których już dawno pragnęli. W końcu to zrobili i stali się parą, której problemy nie opuszczały. Carolin, jego przeszłość, śmierć Ani, wyjazd i ta ucieczka Wiktorii dla Mario. Wiele przeszli, ale chyba najwyższy czas by w końcu los ich oszczędził. Zgadza się?
- Odpłynąłeś - usłyszał jej głos.
   Rzeczywiście wspomnienia zajęły mu sporo czasu, ale i też kompletnie zapomniał o aktualnym stanie.
- Wiem, ale zamyśliłem się - wyjaśnił i uśmiechnął się. - Możemy iść? - zapytał, a ta kiwnęła głową i ruszyli.

   Siedzieli w samochodzie i właśnie teraz do nich dotarło, że są wolni. Że właśnie teraz należą tylko do siebie i nic nie może zabrać im tego wieczoru, który przecież zapowiada się tak idealnie. W aucie panowała radosna atmosfera. Radio głośno grało ulubione piosenki, a oni żywo rozmawiali podśpiewując przy tym. Po upływie 20 minut znaleźli się pod włoską restauracją, gdzie uwielbiają jadać wspólnie. Na parkingu było dużo samochodów, więc w duszy cieszyli się, że Marco wykonał jednak ten telefon i zarezerwował stolik dla dwojga, bo teraz mogłoby im być ciężko znaleźć coś odpowiedniego. Zatrzymał się na wolnym miejscu i zaparkował swojego Astona. Zgasił silnik i uśmiechnął się do dziewczyny, która odpinała pasy bezpieczeństwa.
- My chyba naprawdę mamy w końcu wolny wieczór - ciągle nie dowierzał.
- Bo mamy - odpowiedziała. - I może być jeszcze bardziej - tym razem pomyślała i już nie mogła się doczekać, co się dalej potoczy.
   Ruszyli do wejścia do restauracji, a Marco przy wejściu podał swoje nazwisko, na które było zarezerwowane dla nich miejsce. Młody mężczyzna, który pracował w tej restauracji zaprowadził ich na miejsce. Oboje usiedli w dość zacisznym miejscu, gdzie nikt nie musiał się im przyglądać. Chociaż i tak mieli świadomość, że ich obecność wywołała małe zamieszanie. Widzieli spojrzenia, uśmiechy, czy jakieś gesty. Tu już nie można tylko mówić, że obecność piłkarza tak działa, ale Wiktoria też jest już rozpoznawalna. Taka rola żony piłkarza i ona na to nic nie poradzi. Polka nawet nie stara się o tę rozpoznawalność, która po prostu sama przychodzi. Wiedziała o tym wiążąc się z Reusem i przyjmując jego nazwisko.
   Nie zastanawiali się długo nad wybraniem odpowiedniego dania dla nich.Wybrali, to co lubili zawsze jeść i tym razem nie postawili na coś innego. Czekając na jedzenie cały czas rozmawiali. Dużo się śmiali i próbowali zapomnieć ile mają aktualnie na głowie. Teraz żyli chwilą i tym, co aktualnie robią, czyli cieszenie się sobą nawzajem.
- Wiesz, chyba powinnam być zazdrosna - zagadała nagle i spojrzała najpierw na sportowca, a potem na kogoś w oddali.
   Piłkarz chciał się odwrócić, ale Wiki mu zabroniła.
- Czekaj! - wyrwała. - Wystraszy się, bo właśnie zerka na ciebie - mówiła i śmiała się lekko.
- Kto? - był ciekawy.
- Czekaj jeszcze - dawała mu sygnał. - O! Teraz się odwróć - poleciła, a blondyn wypełnił prośbę. - Widzisz tę małą dziewczynkę? Brunetka. Siedzi razem z rodzicami, ale cały czas zerka na ciebie, jakby chciała podejść.
- W sumie nie dziwie się - skomentował. - Przecież tak świetnie dzisiaj wyglądam, że to aż pod przestępstwo podchodzi - komplementował samego siebie.
- Głupek - śmiała się.
- No, co? - oburzył się. - Sama mogłabyś się wykazać inicjatywą i powiedzieć coś miłego do mnie, a nie, że muszę się samym sobą posługiwać.
- Dobrze, przepraszam. Postaram się następnym razem poprawić.
- Jak następny raz będzie - mrugnął do niej i ponownie odwrócił się do malej fanki, która w tym momencie również się do niego odwróciła. Lekko wystraszyła się i zawstydziła. Odwróciła, więc szybko głowę, ale jednak postanowiła zaraz sprawdzić, czy Marco na nią patrzył, a on to właśnie robił. Blondyn, by dodać trochę otuchy dziewczynce uśmiechnął się do niej i pomachał. Ona niepewnie, ale odwzajemniła gest, a następnie się uśmiechnęła.
- Urocza jest - skomentował młodą Niemkę.
- Mam rozumieć, że rośnie mi spora konkurencja?
- Niestety - zgodził się. - już nie możesz czuć się bezpiecznie - zaśmiał się na koniec.

   Po około godzinie Marco wraz z Wiktorią skończyli jeść i postanowili udać się do samochodu. Nie wiedzieli, czy wracają do domu. Żadne z nich nie miało dalszych pomysłów, ale ta kolacja i tak należała do udanych. Znaczy teoretycznie, bo w praktyce Wiki ma coś uszykowanego.
   Spędzili czas ze sobą i dobrze się bawili. Dawno nie mieli takiej szansy, więc cieszyli się, że w końcu mogli lekko się odstresować.
- Co teraz? - zapytał piłkarz, gdy wyszli z budynku. - Wracamy do domu i oglądamy jaką nudną komedie, czy masz jakiś inny pomysł?
- A co powiesz na spacer do parku? - zaproponowała.
- W sumie... - zastanowił się. - Czemu nie? - przystał na propozycje i zgodził się.
   Oboje postanowili od razy udać się do wybranego przez Wiktorię miejsca, bo wsiadanie w samochód i podjechanie kilku metrów jest bez sensu.
   Trzymając się za ręce wesoło szli do wybranego punktu. Cały czas rozmawiali, śmiali się. Zupełnie, jak za dawnych czasów, gdy to byli świeżo po zapieczętowaniu ich związku. Kochali się najbardziej na świecie i nie wyobrażali sobie, że może być inaczej. Wiktoria, która teoretycznie była odprężona, w rzeczywistości bardzo się bała i stresowała. Musiała w końcu powiadomić Marco i ciąży. Była to już najwyższa pora. Nie przyjmowała do siebie innej wiadomości niż to, że piłkarz się ucieszy. Ale jednak, co będzie, gdy jednak nie zgodzi się na tę ciążę? Co, jak nie będzie chciał wychować tego dziecka, bo kariera będzie dla niego ważniejsza? Taka opcja jednak też jest, ale Wiki wolała nie przyjmować tego do siebie, a przynajmniej na razie. Była zdania, że jak ma być źle, to będzie, ale niech na razie o tych złych rzeczach nie myśli.
   Słuchała Marco, jak opowiadał jej o początkach swojej kariery. Mówił jej o tym, bo bardzo chciał, by jego ukochana odniosła sukces. Widział i ona również, że to tylko dzięki zaangażowaniu odnosi się to, co pragniemy oraz poprzez ciężką pracę. Bardzo chce tego, by Wiktoria była spełniona w swoim zawodzie, bo sam wie, co to znaczy mieć marzenia i chcieć je spełnić. Wierzy, że kobieta odniesie właśnie taki sukces i będzie trzymał za nią kciuki.
- Dziękuję, że mam takie wsparcie w tobie - powiedziała, gdy skończył.
- Zawsze będziesz miała - odparł. - Zawsze, pomimo wszystko.
   Nawet nie zauważyli, gdy znaleźli się w pewnym ważnym dla nich miejscu. Ważnym szczególnie dla Wiktorii, która kochała przychodzić w to miejsce i za każdym razem ma w głowie wspaniale chwile.
- Uwielbiam tutaj przychodzić - wyznała, ale Marco to doskonale wiedział.
- Wiem - dodał, a wtedy oboje przystanęli na małym drewnianym pomoście.
   Brunetka oprała się dłońmi o drewnianą balustradę, a piłkarz Borussii stanął za nią i objął ją mocno w pasie, tak by już nigdy nie uciekła od niego.
- Kocham cię - wyszeptał prosto do jej ucha, przez co Polka spotkała się z przyjemnym dreszczem, który naszedł jej ciało.
- Ja ciebie też - powiedziała na następnie odwróciła się.
   Stanęła lekko na palcach, by dosięgnąć ust jej męża, a gdy się jej już to udało, to lekko musnęła je. Marco podniósł obie dłonie i złapał za policzki Wiki. Teraz to on przejął pałeczkę i coraz zachłanniej domagał się bliskości kobiety. Ona się nie sprzeciwiała i miała gdzieś, czy ktoś ich widzi, czy nie. Chciała, by całował ją cały czas, ale zdawała sobie sprawę, że już pora. Już pora to zrobić. Już pora powiedzieć o ciąży.
   Oderwała się od blondyna, co bardzo go zdziwiło. Złapała oddech i spojrzała w ziemi, co lekko zaniepokoiło Niemca.
- Stało się coś? - zapytał.
   Szybko spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Nie - zaprzeczyła. - Po prostu... ja... - mieszała się. - Marco? Ja muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham zatem - ukazał swój charakterystyczny uśmiech i zdjął dłonie z policzków młodej dziennikarki, ale za to zaplątał je o jej zimne ręce.
- Planuje powiedzieć ci to już od dłuższego czasu, ale coś nam przeszkodziło - zaczęła. - W sumie nie wiem, jak mam zacząć. Planowałam różne przemowy w głowie, ale coś mi chyba nie wyszło, bo wszystkiego zapomniałam - zaśmiała się.
- Powiedź to prosto z mostu - poradził. - Pamiętaj, że mężczyźni wolą, gdy jest się jednoznacznym - uśmiechnął się głośno.
   Gdyby to było takie proste dla niej. Marco, jakby wyczuł, że stresuje się jego reakcją, więc jedną ręką mocniej ścisnął jej dłoń, a drugą pogładził jej ramię.
- Uwierz, że chciałabym mieć to już z głowy...
- Pamiętaj, że choćby nie wiem, co to możesz być pewna, że nic ci nie zrobię - odparł poważnie, ale rozśmieszył tym Wiki, a potem zam się zaśmiał.
- Jesteś głupi - skomentowała.
- Ale to ty tego głupka poślubiłaś.
   Uśmiechnęła się prosto w w jego oczy. Właśnie za to go kochała. Nigdy w życiu nie wymieniłaby go na kogoś innego. Wtedy też odważyła się w końcu na zrobienie kolejnego kroku. Czuła, jak jej serce powoli podchodzi do gardła, a jej nogi jakby robiły się powoli z waty. Jednak wiedziała, że musi. Sięgnęła do kieszeni swojego płaszcza i wyciągnęła z niej kopertę, która była wcześniej w jej torebce, ale w samochodzie niezauważalnie wyciągnęła ją i schowała do kieszeni, a torebkę zostawiła.
- Koperta? - zdziwił się zawodnik z numerem jedenaście.
- Tak i to jeszcze dla ciebie - dopowiedziała i zdenerwowanie przykryła lekkim uśmiechem.
   Marco wziął ją do ręki i zbadał dookoła. Wiedziała, że nie ma odwrotu i to już się dzieje. Coś na co, czekała tak długo w końcu ma miejsce. W końcu Reus dowie się, że zostanie ojcem i razem będą tworzyć rodzinę.
- Nie chce nic mówić, ale w kopertach zazwyczaj są jakieś pieniądze - żartował. - Chcesz mnie przekupić do czegoś? - spojrzał ostatni raz na nią z podniesioną brwią i zaczął otwierać ją i powoli dochodzić do zawartości.
  Wiki myślała, że zaraz eksploduje, a jej serce wyleci w powietrze. Nigdy jeszcze się tak nie bała w obecności Reusa, a nawet można i powiedzieć, że jego samego. Chciała mieć to już za sobą i chciała, by w końcu dostrzegł to zdjęcie USG. Jednak czas, jakby się specjalnie dłużył. Brunetka miała nawet wrażenie, że doszczętnie się zatrzymał. Wszystko było jakby spowolnione, a ruszy wyglądały, jakby były nagrywane w slow montion.
   W końcu jednak otworzył to. Otworzył kopertę i zajrzał do środka. Jeszcze niczego się nie domyślał. Włożył tam palec wyjął z niego zdjęcie. Na jego twarzy od razu zagościło zdziwienie, a może nawet coś więcej. Zmarszczył brwi i wyraźnie spoważniał. Nie ma pojęcia ile się tak patrzał, ale Wiki była już bliska zawału. Chciała się odezwać. Przede wszystkim dlatego, że Marco nie wyglądał na zadowolonego. Chciało się jej płakać, a nawet ryczeć, czy też po prostu uciec. Czuła się, jakby świat jej się załamał.
- Marco - wymamrotała załamana. - Powiedz coś - prosiła łamiącym się głosem.
- Wiktoria... Ty... Jesteś...? - w końcu spojrzał się na nią. - Nie...

~*~
   Było już bardzo późno. Wszyscy goście już dawno opuścili ich dom. Była bardzo zmęczona, a jej mąż poszedł prawdopodobnie położyć się spać. Ona jednak chciała jeszcze trochę ogarnąć mieszkanie. Tłumaczyła to sobie tym, że woli to zrobić teraz niż rano, a kto wie, kiedy oni w ogóle wstaną? Jednak prawda była taka, że chciała zająć czymś myśli, bo ciągle myślała o jej przyjaciołach. 
- Co ty robisz? - usłyszała wołanie Roberta, który pojawił się na dole.
   Myślała, że postanowił się już położyć, ale jednak zjawił się obok niej. 
- Sprzątam - odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza sprawa na świecie. 
- Widzę, ale jest po trzeciej. Jutro się z tym pomęczymy razem - zaproponował i objął Anie w okół tali. 
- Znasz mnie. Wolę się zająć tym teraz, bo jutro rano wiesz, jak może wyglądać - popatrzała na niego.
- Aniu... - wymamrotał, a Lewandowska dla świętego spokoju odpuściła sobie. 
- Pasuje? 
- Bardzo - zatryumfował. - Masz urodziny, a to żal marnować taką piękną noc na sprzątanie po imprezie - wyjaśnił z uśmiechem i przytulił się do karateczki, jednak ona była ciągle nieobecna. -Dobra, ale co się teraz dzieje? - zapytał poważnie.
- Martwię się o Wiktorię - powiedziała prosto z mostu.
- Dlaczego? - nie rozumiał. 
- Ciągle myślę, czy to była na pewno dobry pomysł, żeby to on ją odprowadził. Jeszcze dzisiaj ten pocałunek... Niby to zabawa, ale ona ma wystarczający mętlik w głowie, a Mario tą głupią grą pewnie tylko dołożył jej problemów. 
- Przecież jest z Marco - słusznie zauważył. - A przynajmniej była. Jest bezpieczna - Lewy kompletnie nie rozumiał tych rozmyśleń żony. Dla niego wszystko było takie proste. 
- Marco i bezpieczeństwo to nie synonimy - odgryzła się, na co Lewandowski się głośno zaśmiał.
- Sama wcześniej ich razem wypuściłaś i nie widziałaś... 
- Wiem, że nie widziałam problemu - przerwała sportowcowi. - Jednak teraz zaczynam się trochę martwić. Wiki nie dzwoniła i po tym, co jeszcze mi mówiła w sklepie, to...
- Ania - ogarnął swoją żonę napastnik reprezentacji Polski. - Ja wiem, że Marco jest głupkiem i idiotą. Bywa egoistą, świnią, zasrańcem, chorym pojebem, durniem, bałwanem, kretynem i tak dalej - wymieniał, na co kobiet śmiała się w niebo głosy - Ale! Ale potrafi być też zupełnym przeciwieństwem siebie szczególnie, gdy jest obok niego Wiktoria, którą kocha. Ty to wiesz i ja również. Dajmy im szansę. Nie możemy cały czas prowadzić ich za rękę. Przyznaj, że sama chciałabyś zobaczyć ich razem?
- Jasne, że chciałabym - zgodziła się. - Pasują do siebie. 
- No właśnie! Skoro pasują do siebie, to dajmy im Aniu działać. 
- Może masz racje? - pokręciła głową. - Chyba jest już za późno i te drinki mi zaszkodziły, więc lepiej przestanę zamartwiać się wszystkim na około.
- Zaszkodziły, czy nie, powiem ci jeszcze tyle. Nim się obejrzysz, a będziemy się bawić na ich weselu. Poczekaj jeszcze tak z miesiąc.
- Miesiąc?! - oburzyła się. - Mi coś mówi, że oni będą razem do max. 2 tygodni. Miłość jest za silna skarbie - odgryzła się pewna siebie.
- Taak? Skoro jesteś taka pewniutka, to co powiesz na mały zakładzik? Ten kto będzie najbliżej wygrywa.
- Dobra, ale co? Bez jakiejś fajnej wygranej nie wchodzę - pokręciła głową i założyła ręce na piersi.
   Robert myślał chwilę, a przy okazji dołączyła się do niego żona. W idealnym zgraniu razem wpadli na pomysł o co takiego można powalczyć.
- Jeżeli ja będę miał rację, to pozwolisz mi przynajmniej przez miesiąc, raz w tygodniu zjeść coś niezdrowego - powiedział, co wywołało ogromny uśmiech na twarzy Ani.
- Niech ci będzie, ale jeżeli to ja będę miała rację, to przez miesiąc będziesz moim królikiem doświadczalnym i będziesz jadł wszystko, co podam ci na talerzu - odbiła piłeczkę i wyciągnęła dłoń w stronę męża.
   Ten aż przełknął głośno ślinę, ale zgodził się. Wykorzystał też okazję i przyciągnął ją bliżej siebie i pocałował. Następnie złapał Lewandowską w pasie i podniósł do góry, gdzie potem chciał ją zanieść do ich wspólnej sypialni.
- Co ty robisz?! - krzyczała się śmiała się jednocześnie machając nogami.
- Jak to co? Wszystkiego najlepszego, skarbie! 

   Siedział na kanapie w salonie i samotnie oglądał jakiś film, który właśnie leciał. Szczerze, to nie był nim jakoś zainteresowany. Oglądał, bo chciał, by coś zagłuszało ciszę, która panowała w domu. Nagle postanowił podejść do półki, gdzie stały książki, ale i nie tylko. Były tam między innymi albumy ze zdjęciami. Wyjął jeden z nich i powrócił na swoje miejsce. Tak naprawdę, to ma go w ręce pierwszy raz od bardzo dawna. Ostatni raz miał go przy sobie, gdy Ania jeszcze żyła. Nie był wcześniej gotowy na wspomnienia. Teraz, jakby jest silny. Jednak bał się, że to może go wiele kosztować. Bał się wspomnień i łez, które mogą się pojawić. Postanowił być jednak silny i zaufać Lauren. Bo to dzięki niej odważył się wykonać tak radykalny dla niego ruch.
   Wziął głęboki wdech i otworzył pierwszą stronę. Była tam. Od razu zobaczył ją i ten jej uśmiech, który przecież zarażał innych. Było to jeszcze przed ślubem, ale po zaręczynach, które tak doskonale pamiętał. Każdy szczegół i te słowa Ani:
"Kocham cię Robert i oczywiście, że zostanę twoją żoną. Ale... ty jesteś gotowy na zostanie królikiem doświadczalnym?"
   W tym momencie oddałby wszystko by ponownie testować nowe smaki Lewej. Uśmiechnął się na myśl o tym ile razem dobrego przeżyli. 
   Kolejne zdjęcia pochodziły z przeróżnych spotkań Borussii. Między innymi ten pamiętny mecz z Realem, gdzie Pan Lewanboski popisał się czterokrotnym trafieniem. Widział zdjęcia, na których była szczęśliwa. Praktycznie płakała ze szczęście w towarzystwie innych WAG. Pamięta, gdy wrócił do niej zmęczony i jeszcze nie dowierzał, czego sam dokonał. Po prostu poprosił wtedy Anie, by wrócili do domu. Nie chciał świętować. Chciał spędzić czas z nią. Z ukochaną. 
   Następne, pochodziły już z czasów przygotowań do ślubu. Kupowanie sukienki, szukanie odpowiednich butów, czy zaproszenie świadków. Było też fotografie z ich wspólnej wycieczki do Serocku, gdzie miała odbyć się ceremonia.
   Nie zabrakło zdjęć z samego ślubu i wesela. Szczególnie jedno podobało mu się najbardziej. Był tam Lewy i wtedy już Lewa. Wznosili toast i uśmiechali się. Z tej jednej fotografii wypłynęło tyle pozytywnych wspomnień i emocji, że Robert nie mógł powstrzymać wielkiego uśmiechu. Kochali się wtedy tak bardzo, że nie wyobrażali sobie świata poza sobą. To była miłość. 
   Przez następne pół godziny oglądał ich wspólne zdjęcia z ich wycieczki, która odbyła się zaraz po finale Ligi Mistrzów. Nie zabrakło uwiecznionych momentów z ich rożnych imprez, gdzie spotykali się ze swoimi przyjaciółmi z Borussii. 
   W pewnym momencie zauważył zdjęcie, na którym jest chyba całe BVB z partnerkami. Była też tam Wiktoria. Zmarszczył czoło i jakby to mu pomogło, bo od razu przypomniał sobie, co to za dzień. Były to jego urodziny, na które Ania postanowiła zaprosić Wiki. Pamięta, gdy ta pytała go o zdanie. Pamięta, gdy poznał ją i tak, jak Ania, wiedział, że Polka, to dobra osoba. Ubarwiła ich życie, a po śmierci Ani zwyczajnie pomogła Robertowi.
   To było ostatnia okazja do robienia zdjęć. Urodziny Roberta były ostatnie, gdzie działał aparat. Na imprezkę u Ani niestety nie mieli takiej okazji, bo pamięta, że się popsuł. Teraz żałował, że niczego nie zrobił.
   Odłożył na stolik i poczuł się jakby nowo narodzony. Odżył, a te wspomnienia, przejrzenie tych zdjęć po prostu pomogły. Lauren miała racje. Należy pojąć rzeczywistość i stawić jej czoła. Anna była jego miłością. Miłością życia, ale już jej nie ma. Nie żyje i chyba właśnie dopiero teraz to do niego w pełni dotarło. Wie, że jego żona jest z przy nim w sercu, a on musi się podnieść. A i tak już to zrobił. Przejrzał te wszystkie zdjęcia, a na jego twarzy nie pojawiła się ani jedna łza. W końcu zrozumiał. Wyciągnął telefon i napisał tylko jedno słowo do Lauren. Potem udał się do łazienki wziąć gorący prysznic, by następnie udać się do ciepłego łóżka. Przechodząc spojrzał na komodę, gdzie stało ich wspólne zdjęcie. Jego i Ani. Uśmiechnął się do niego i zgasił światło. Miał w planach szybko zasnąć i tak by było, ale dźwięk przychodzącego SMS mu to uniemożliwił. Lekko zaspany sięgnął po iPhona i odczytał wiadomość, która dodatkowo była właśnie od jego nowej koleżanki. Moss również nie bawiła się w długie rozprawki i odpisała mu w czterech słowach:
"Nie ma za co :)"
Oh
How did it come to this?
Oh
Love is a polaroid
Better in picture
But never can fill the void
____________________________________________________________
Powróciłam!
Na stałe? Oby tak i zrobię wszystko by tak było :)
Pisząc te notkę jest jeszcze grudzień, ale już ustawiam sobie automatyczne dodanie, by 1 stycznia pojawił się rozdział :) Raczej podobnie, jak wy, nie będę myślała o tym w piątek, gdy wszyscy wracają z udanej imprezy sylwestrowej :)

Niby już się udało, ale jednak nie :D
Niby już wie, ale jednak musiała przerwać!
Zostawiam Was na kilka dni z niewyjaśnionym rozdziałem, a jak będziecie ładnie komentować, to pojawi się jeszcze szybciej :v

W następnym wszystko się kochane wyjaśni!

Nic już więcej nie dodaje, bo chyba nie mam po co :) 
Chcę Wam tylko życzyć UDANEGO 2016!
Kurczę... Wam też to wszystko taki szybko leci? Od kiedy zaczęłam gimnazjum, to czas przemija tak szybko, że za nim się obejrzę, to życie mi cale przeleci XD
BY BYŁ JESZCZE LEPSZY OD TEGO! 
DUŻO SUKCESÓW, MIŁOŚCI I CZEGO TYLKO SOBIE ZAPRAGNIECIE ♥

Do następnego :3

3 komentarze:

  1. Matko jak można w takim momencie przerwać. Toż to zbrodnia! A tak na serio genialny rozdział. Proszę dodaj szybko kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na ten moment kiedy Marco się dowie, że zastanie ojcem od kiedy (no właśnie-od początku bloga? Od kiedy ona jest w ciąży? Skleroza...racja lata lecą :') ) w każdym razie od bardzo długo a kiedy już się ma wszystko wyjaśnić to ty...urywasz. NO DZIĘKI. :D
    Lewy Lewy Lewy... Czas wziąć się w garść! Oby to nastąpiło w następnym rozdziale. A najlepiej tez rozwiązanie akcji z Marco i Wiktorią.
    Mogę ci tu wieczność marudzić. Ale co mi marudzenie da jeśli i tak muszę czekać...i czekać.. wiec czekam. I nie marudzę. No może trochę :D
    Życzę Ci (a właściwe sobie) szybkiego nexta:) A Tobie juz na serio dużo weny i czasu na pisanie;)
    I zapraszam do mnie na 40-stkę!:)
    Buziaki!;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś urwać w takim momencie?!
    Wiki w końcu odważyła się powiedzieć Marco prawdę, a Ty urywasz? No wiesz Ty co? :o
    Ale ja wiem! Wiem, że słowa Marco: "- Wiktoria... Ty... Jesteś...? - w końcu spojrzał się na nią. - Nie..." w kolejnej odsłonie będą wyglądały tak: "- Wiktoria... Ty... Jesteś...? - w końcu spojrzał się na nią. - Nie.... nie mogę w to uwierzyć... Wiki, naprawdę? Będę ojcem?!". Marco na pewno się ucieszy, jestem o tym przekonana! :D
    A co do Lewego... Jednak postanowił wziąć się w garść? Jeszcze bardziej? :) Doskonale. Te zdjęcia, to pierwszy krok do oczyszczenia. Wiem, że jeszcze troszkę mu to zajmie, ale w końcu oczyści swój umysł z Ani. Oczywiście, że będzie ją kochał. Oczywiście, że serce mu się ściśnie, gdy o niej pomyśli. Ale nie będzie o niej myślał non stop. :) A o to chyba chodzi. :)
    Czekam na kolejny! ;)
    Buźka! ;*

    OdpowiedzUsuń