sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 9

~*~
   Jesień otuliła już dostatecznie Dortmund. Wszędzie leżały kolorowe liście, które przykrywały, nie do końca już zieloną, trawę. W parkach tworzyły prawdziwy liściasty chodnik, w którym dzieciaki uwielbiały się bawić. Pogoda robiła się z dnia na dzień coraz zimniejsza, ale Niemcom to nie przeszkadzało, bo byli już przyzwyczajeni do jesiennych deszczy oraz słońca, które w niektórych dniach również się pojawiało. 
   W kawiarniach i restauracjach dominowały gorące napoje wraz z pysznymi, czekoladowymi deserami, które na ten zimny okres są idealne. 
   Rodziny spędzały teraz ze sobą więcej czasu. Wychodzili na spacery, na wspólne obiady. Dziwne, że to właśnie w tych zimnych miesiącach, w domach jest najcieplej. Ludzie po prostu nadrabiają zaległości.
   Siedział właśnie w parku, na placu zabaw ze swoją przyjaciółką na ławce. Obserwował uważnie, jak jego córeczka bawi się w drewnianej fortecy i zjeżdża na zjeżdżalni. Była zajęta sobą, więc oboje mieli czas na rozmowę. Siedzieli już godzinę i próbowali pogadać. Próbowali, bo ostatnie sytuacje przeszkadzały im w swobodnej rozmowie. Każde z nich najchętniej wypowiedziało wszystko, co może, ale nie mogą. Szczególnie on, który potrzebuje właśnie pomocy. Jest głównym winowajcą, ale to on potrzebuje wsparcia. Chociaż nie chce go. Chociaż potrzebuje bardziej niż mu się wydaje. 
- Mała już strasznie podrosła - skomentowała patrząc na dziewczynkę. - Pomyśleć, że w czerwcu minął rok - wspominała.
   Piłkarz się zaśmiał. 
- Pamiętam, jak była pierwszą noc u nas w domu, gdy Ann wróciła ze szpitala. Około pierwszej w nocy zaczęła swój koncert i ciągnęła tak do rana, a my nie mogliśmy nic zrobić. Prawie w ogóle nie spaliśmy, a ja miałem jeszcze mecz do zagrania. Nie miałem nic innego do zrobienia, jak po prostu wyjść w wyjściowym składzie. Thomas tak postanowił i nie masz prawa się kłócić. Ledwo żywy stanąłem na murawie i ta adrenalina była silniejsza, przez co zagrałem mecz życia - uśmiechnęli się oboje. - Dwie asysty i dwa gole. Wywalczony karny - wymieniał. - Schodząc do szatni wszyscy byli w szoku, a Ann popłakała się przed telewizorem z moimi rodzicami. Nie zapomnę tego meczu do końca życia. 
- Na pewno - Wiktoria powiedziała tylko tyle i dokładniej przykryła się swoją kurtką. Mario to zauważył.
- Zimno ci? Możemy już wrócić? - powiedział.
- Nie, ja i tak nie będę mogła wrócić razem z wami do domu, bo obiecałam spotkać się dzisiaj z rodzicami - oznajmiła.
- Rozumiem - kiwnął głową. - I tak doceniam to, że chciałaś się ze mną wyjść. Dawno nie mieliśmy czasu dla siebie - uśmiechnął się lekko, jednak zaraz po tym spoważniał, a może nawet posmutniał. - Zwłaszcza po ostatniej sytuacji... - powiedział cicho, prawie szeptem.
- I nie ukrywam, że miałam nadzieję, że właśnie w tej sprawie chciałeś się ze mną spotkać - powiedziała do niego, ale Götze patrzał w dal. Wstydził się tego, co zrobił? - Mario słyszysz mnie?
- Słyszę - spojrzał na nią. - Ale co mam ci powiedzieć? 
- Co się z tobą dzieje? Jaki masz problem, bo na pewno coś jest grane! - podniosła lekko głos, ale ciągle panowała nad sobą.
- Uwierz, że chciałbym powiedzieć, a szczególnie tobie, ale nie mogę. Muszę sobie sam z tym poradzić. Macie wszyscy wystarczająco dużo na głowie. 
- Przestań, bo chyba mnie zaraz rozsadzi, jak tak dalej będziesz mówił! Jak to mamy wystarczająco na głowie?! Mario! Jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy sobie nawzajem! - krzyknęła, ale pamiętała, by uważać na słowa, bo w pobliżu jest Diana.
- To nie chodzi o to, Wiki - zaprzeczył. - Czasami po prostu trzeba poradzić sobie samemu. 
- Jesteś idiotą.
- Wiem - zgodził się i na chwile oboje zamilczeli. 
- Wiesz, że krzywdzisz Ann. - ponownie się odezwała brunetka, bo nie wytrzymywała. Najchętniej rozszarpałaby go. - Ona myśli, że ją zdradzasz!
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale kocham ją i gdy ją spotkasz, uspokój, że nie mam żadnej kochanki. W życiu bym tego nie zrobił.
- Sam jej to powiedz! - oburzyła się. 
   Nagle podniosła się lekko i usadowiła, by być bardziej skierowana w stronę do Mario. Planowała powiedzieć mu teraz wszystko, co myślała. Chce mu przemówić do rozsądku. 
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie będę się powtarzała - zaczęła ostro. - Czy ty tego nie widzisz? Nie widzisz, jak twoja rodzina się wali, a ty zamiast temu zaradzić, to uciekasz od problemów i tylko dokładasz sobie nowych? Nie widzisz, jak Ann cierpi i marzy tylko o tym, byś wyjaśnił jej wszystko? Kochasz ją? Zobacz do czego doprowadziłeś! Twoja kobieta się wyprowadziła do Düsseldorfu! Twoja córka mieszka w innym mieście daleko od ciebie. Powinna być w twoim domu, w twoim domu się bawić. Cały czas, a nie tylko od święta. Chcesz być niedzielnym tatusiem? Napraw to Götze, bo jesteś w czarnej dupie, a może być jeszcze gorzej, jak Kathrin się wkurzy i całkowicie zabroni ci spotkać z Dianą! - mówiła, a Mario mimo, że patrzał w dal na córeczkę, która wesoło bawiła się w piaskownicy oraz coś mówiła sama do siebie.
   On ją słuchał i pochłaniał każde słowo, które wyszło z jej ust. To, co mówiła było jak najbardziej prawdziwie i zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego. Jednak to, co go spotkało było trudniejsze do wyjaśnienia. Owszem mógłby porozmawiać z kimkolwiek i na pewno ma potrzebę otrzymania pomocy, ale nie może na razie nikomu powiedzieć. Chociaż powinien.
- Ogarnij się Mario i dowiedź czego chcesz, bo jak się obudzić może być już za późno - gadała dalej.
   Piłkarz zamyślał się nad jej słowami i miał nagle w sobie jakąś siłę by nagle wyrzucić wszystko z siebie, ale natychmiast odrzucił takie myśli, bo usłyszał, jak Diana zapłakała. Od razy zerwał się na równe nogi i pognał do swojej księżniczki. 
- Co się stało? - zapytał z troską jak podszedł do płaczącej córeczki.
   Ona natomiast, z mokrymi policzkami od łez, pokazała swojemu tacie dłoń, na której był kawałek zdartej skóry.
- No już - wziął ją do siebie na ręce i kucając przytulał ją do swojej klatki piersiowej oraz rozmawiał do niej spokojnym, opanowanym głosem.
   Wiktoria od razu poszła kawałek za nim i przez ten czas przyglądała się tej uroczej sytuacji. Mario jest mimo wszystko dobrym ojcem. Kocha Dianę i zrobiłaby dla niej wszystko. Troszczy się o nią i obchodzi się jak z jajkiem. Ma po prostu jakiś problem, z którym nie chce się podzielić, ani nikt nie może tego rozgryźć.
- Już dobrze? - zadała pytanie przyjacielowi, a ten wstał wraz z dziewczynką i odpowiedział.
- Tak. Musiała tylko zadrapać się czymś. Nic wielkiego - uznał. - Jednak może być już trochę głodna, więc chyba zabiorę ją do siebie.
- Ta - zgodziła się i podała brunetowi parę rękawiczek, które Diana musiała zdjąć wcześniej. - Ja też będę się już zbierać - wyznała i poczuła, jak jej telefon wibruje.
   Wyjęła go i odczytała wiadomość.
- Marco? - zapytał towarzysz, bo zauważył, że na jej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech.
- Laura - poprawiła. - Napisała, że jest już po przeprowadzce.
- Przeprowadzce? - nie rozumiał.
- Ty nie wiesz? - upewniła się, a on pokiwał niepewnie głową. - Dużo opowiadać, ale Laura zatrzymała się u nas na kilka dni. Miała male problemy w domu - mówiła i ponownie spojrzała na sportowca, którego mina mówiła, żeby Wiktoria lepiej opowiadała ze szczegółami. - Dowiedziała się, że jest adoptowana.
   Mario zmarszczył brwi i zdziwił się bardzo.
- Co ty mówisz? - nie dowierzał.- Laura?! Ta blondynka z wesela, co z nią tańczyłem? - wspominał.
- Tak, ta - przyznała mu racje. - Ostatnio powiedziała, że nie chce siedzieć u nas dłużej na głowie. Miała szczęście, bo jej koleżanka akurat poszukiwała współlokatorki i zamieszkała z nią. Na razie nie chciała mieszkać z tymi ludźmi. Jakby straciła ich zaufanie - opowiadała.
- Nie wierzę... - kręcił głową.
- Takie rzeczy się dzieją, Mario - skomentowała. - Nie mamy na nie wpływu - powiedziała i schowała komórkę do kieszeni kurtki. - To ja lecę. Pa! - pożegnała się z nim i powoli zaczęła odchodzić. - A! - przypomniało się jej przy bramce. - To do kiedy jesteś "chory'? - w powietrzu utworzyła cudzysłów.
- Do niedzieli - odpowiedział. - W poniedziałek wracam do treningów - oznajmił. - Widzimy się jutro na meczu?
- Widzimy! Zdzwonimy się - uśmiechnęła się na koniec i miała już wychodzić na parking do swojego samochodu, ale coś jeszcze musiała załatwić. - Mario! - krzyknęła, gdy ten opuszczał plac zabaw.
   Odwrócił się i spojrzał w jej kierunki. Myślał, że znowu będzie prawiła mu jakieś wartości, ale ona powiedziała już, co miała. Teraz chodziło o nią.
- Muszę ci coś powiedzieć - wyznała, gdy była w pobliżu.

~*~
   Gdy skończył trening od razu udał się pod prysznic. Był wykończony, ale ostatnio to nic niezwykłego. Stara się, jak może. Nie odpuszcza i daje z siebie wszystko. Wie, że musi to robić by Tuchel zauważył zmiany w grze Polaka. I rzeczywiście tak jest. Thomas widzi, jak Robert ciężko ćwiczy. Nie szczędzi mu pochwał. Jest tez bardzo dumny. Dumny ze swojego zawodnika, bo potrafi pokazać na co go stać. Dumny, bo ma w swoim zespole walecznego Polaka. Jest też i dumny z siebie, bo postawił na swoim i zmusił w końcu Lewandowskiego do zmiany. Na razie daje mu się tylko pokazać i jest rezerwowym. Chce wyciągnąć z Lewego jeszcze więcej. Po prostu daje mu  czas.
   Po około 15 minutach wyszedł z pod prysznica i ubrał się w wyjściowe stroje. Było po 16, więc wypadałoby udać się na jakiś obiad. Ale pomyślał, że fajnie by było, gdyby sam coś ugotował. Przecież tak dawno tego nie robił. I jak pomyślał, tak planował zrobić. Ubrany wyszedł z szatni żegnając się wcześniej z kolegami. Szedł spokojnie podgwizdując i uśmiechając się lekko. Miał dobry humor. Ostatnimi czasy ma taki nastrój zdecydowanie częściej. Rzadko kiedy zdarza mu się wstać z łóżka i mieć wielkiego doła. Są to wyjątki. Kiedyś, taki dzień, jak ten, był wyjątkiem.
   Wsiadł do swojego sportowego auta i odjechał w stronę miasta. Nie wiedział dokładnie za co ma się zabrać, co przygotować, więc liczył na szczęście. Postanowił pochodzić trochę po sklepach i po prostu coś wybrać, a danie samo mu wpadnie do głowy. Zajechał na dzielnicę, gdzie  znajduje się wiele sklepów. Oczywiście ze zdrową żywnością. Zaparkował auto i zaczął krążyć od jednego sklepu do drugiego i co jakiś czas wyłapywał, to co mogło mu się przydać. Jednak dalej nie miał pomysłu, co wykonać. Rzecz jasna nie odbyło się bez wszelkiego rodzaju zdjęć, czy autografów. Chociaż fani, tutaj w Dortmundzie, rozumieją go i starają się nie nadużywać tej możliwości spotkania piłkarza. On też rozumiał ich. Starał się za każdym razem wyjść dobrze i szczęśliwie na zdjęciu, bo wie, co to dla takiego małego fana może znaczyć jego osoba. Dla wielu jest idolem, ale nie tylko pod względem umiejętności, ale i osobowości. Tego, co dokonał. Tutaj w największym mieście Zagłębia Ruhry wszyscy się znają i znają piłkarzy. To, że pozbierał się po stracie ukochanej żony, którą kochał nad życie i mimo to stara się żyć normalnie. To wymaga wielkiego zaangażowania i pomocy bliskich.
   Przechodził właśnie obok targów, gdzie jego Anna zawsze kupowała zdrowe jedzenie. Tym razem to on tu przyszedł. Szczerze? Przyszedł tu po raz pierwszy bez Ani. Nie orientował się za bardzo nad tym, co się gdzie znajduje i gubił się. Po przekroczeniu kilkunastu metrów, chciał zawrócić i już wykonał krok do tyłu. Odwracając się jednak, trawił na pewną przeszkodę.
- Auć - usłyszał.
   Kiedy kierował się do wyjścia, nieumyślnie wszedł w drogę komuś innemu. Kobiecie. Co najlepsze, znajomej kobiecie.
- Lauren? - powiedział zdziwiony.
   W tym samym momencie, brunetka spojrzała do góry i zobaczyła, kto ją potrącił. Od razu na jej twarzy pojawił się ten sam uśmiech, który zapamiętał Lewy. Ten sam, który ukazywał jej śnieżnobiałe zęby. Ubrana jak zwykle perfekcyjnie. Tym razem miała na sobie jasne jeansy, ale nie zapomniała o wysokich szpilkach. Zdobiła ją również cienka bluzeczka w czarne kropki, którą była widoczna przez odpiętą zieloną parkę. Włosy miała tym razem podkręcone i oczywiście nie zapomniała o czerwonej szmince na ustach.
- A jednak pamiętasz moje imię.
   Jak zwykle. Ironia przede wszystkim.
- Chyba powinien powiedzieć to bardziej o tobie. Miałaś się odezwać.
 Tak! W końcu to on się odgryzł, co oczywiście bardzo zaskoczyło Niemkę.
- Miałam wiele na głowie - odparła poprawiając torebkę na ramieniu. -  Szczerze, to przymierzałam się do tego by jednak umówić się z tobą, ale nigdy nie wiem, kiedy powinnam dzwonić - wyjaśniła.
- Następnym razem, to ja zadzwonię - zaśmiał się, a Lauren godząc się z przyjacielem, również się zaśmiała.
- Czyli właśnie nieświadomie się umówiliśmy? - podniosła do góry brew.
- A masz ochotę? - odpowiedział pytaniem.
- Co tam masz? - zaciekawiła się i spojrzała na torbę, którą trzymał w prawej ręce.
   Lewandowski spojrzał w dół.
- Aaa - ocknął się. - Wybrałem się na zakupy, bo chciałem coś ugotować, ale...
- ... nie wiesz co? - dokończyła za niego.
- Dokładnie - uśmiechnął się.
- To możemy iść coś przekąsić - zaproponowała. - W ramach naszego "umówienia się". Oczywiście ja stawiam - powiedziała i tak zrobili.
   Robert zgodził się, bo już był bardzo głodny, a jego koleżanka chciała zabrać go do restauracji, w której nigdy wcześniej się nie znalazł. Pojechali autem Roberta, jako że Lauren przyszła na pieszo. Jadąc poznawali się coraz bardziej i po raz pierwszy rozmawiali inaczej. Piłkarz w końcu nie czuł, że jest to jakieś formalne spotkanie. Gadali ze sobą, jak dwójka starych znajomych. Poczuli się swobodnie nawzajem.
   Po 20 minutach wysiedli do pewnej knajpy na wyjeździe z miasta. Polak nigdy tu nie jadł, ale zaraz po przekroczeniu poczuł domowe ciepło. Spodobało mu się od razu. Oboje usiedli gdzieś w kącie, bo nie chcieli robić sensacji. Obecność Roberta wzbudza wielkie zainteresowanie, ale w budynku nie było praktycznie nikogo z wyjątkiem pracowników. Usiedli i zamówili typowe niemieckie danie, w którym kuchnia tej restauracji się specjalizuje.
   Usiedli i w taki właśnie sposób spędzili swój wolny czas. Poznawali się nawzajem i mimo kolejnego spotkania, to chyba właśnie to, będzie tym najlepszym i najbardziej udanym. Lewandowski poznał Lauren z innej strony. Była teraz delikatna, śmiała się dużo i swój sarkazm schowała głęboko. Obydwoje pozwoli wejść w siebie nawzajem i poznać po prostu. Moss zauważyła w Robercie pełnego pasji, wartościowego człowieka z niesamowitą osobowością. Wesołego Polaka, który jest bardzo pozytywnym człowiekiem, On zobaczył w niej odważną i rozgadaną kobietę, która jest bardzo dumna z siebie i tego, co robi w życiu. Zakochana w swoim zawodzie. o dziwo potrafiła być niesamowicie przyjacielska, co pokazała Robertowi po raz pierwszy. Po raz pierwszy ukazali się prawdziwi. Ale czy na pewno?
- Przyszliśmy wtedy do niego z myślą dobrej zabawy, ale wszyscy wiemy, jak to się kończy. Przyszło więcej osób niż planowaliśmy. Chłopaki zaczęli tracić kontrolę, a szczególnie Marco - opowiadał historię, a jego towarzyszka słuchała go uważnie. - Oczywiście Mario wypił, jak zwykle najwięcej. Zaczął tańczyć na stole i rozbierać się - wybuchli śmiechem. - Reus chciał go zdjąć, ale jakoś tak się niefortunnie przechylili, że spadli. Do dzisiaj się śmiejemy, że Mario chciał zgwałcić Reusa - mówił i ocierał łzy z kącików oka.
- Jesteście chorzy - zakrywała czerwone usta dłonią. - Was powinno się pilnować!
- Najlepsze jest to, że wtedy, gdy oni leżeli na ziemi, przyszła była już dziewczyna Marco. Żebyś widziała jej minę - oparł twarz o rękę, która ułożona była na stole. - Ale to nie jedyny wyczyn tych debili. Na moich urodzinach Götze też zaczął tańczyć, a jeszcze kiedyś śpiewał polskie piosenki. Mówię ci, gdy kiedyś ich poznasz, to nie obędzie się bez śmiechu.
   Lauren pokręciła głową i poprawiła się na krześle. 
- Marco i Mario muszą być dla ciebie bardzo ważni? - zagadała.
- To bracia. Najlepsi przyjaciele, z którymi nie wyobrażam sobie funkcjonowania. Są najlepsi - odpowiedział uśmiechnięty.
- Robert? - powiedziała jego imię. - Dziękuję. 
   Polak się  zdziwił. 
- Za co mi dziękujesz? - zmarszczył brwi.
- Zmieniłeś się - wyznała powoli. - Jesteś inny od naszego ostatniego razu. Mówisz inaczej, zachowujesz inaczej. 
- Bo tak jest - wypowiedział mówiąc prosto w jej oczy. - Może to nie jest idealnie, ale...
- Tęsknisz za Anią? - zapytała przerywając.
   A Robert poczuł się , jakby własnie ktoś go trafił w serce. Spiorunował ją spojrzeniem, a ona jakby nigdy nic, czekała na odpowiedź.
- Lauren, było tak miło. Dlaczego psujesz tę atmosferę? 
- Nie możesz bać się mówić o śmierci Ani - podniosła głos. - To dla ciebie jest normalna rzecz. Jej już nie ma, Robert. Czas zejść na ziemie!
- Przesadziłaś - pokręcił lekko głową i wstał. - Po co w ogóle zaczynasz ten temat?
- Robert, zaczekaj - również wstała.
- Weszłaś w pewną sferę. Nie znamy się za dobrze, a ty już łamiesz pewną granicę. Było miło, ale muszę już jechać - odparł i postanowił skierować się do wyjścia. 
   Zostawił pieniądze w karcie, zabrał kurtkę i po prostu zostawił dziewczynę, która stała przy stole. Wyszedł szarpiąc za drzwi i podszedł szybko na parking, gdzie stało jego auto. Był zły, ale ochłonął już. Chciał wrócić do Lauren i jeszcze raz to wszystko wyjaśnić. Sam nie wie, dlaczego zareagował tak, a nie inaczej, ale chyba nie potrafił inaczej. Zabolało go stwierdzenie, że "Ani już nie ma". Ale może ona ma racje. Trzeba zapomnieć? Trzeba przestać się nad sobą użalać? Ale jaki ona ma w tym wszystkim cel?
- Robert!
   Nagle jego problem się rozwiązał, bo usłyszał, jak wola go Niemka. Odwrócił się szybko i zobaczył, że biegnie za nim. Zrobiło mu się głupi, bo jeszcze chwila i zostawił by ją samą, a przecież przyjechali tu razem.
- Lauren, przepraszam - podszedł do niej bliżej, a ona widocznie się zaskoczyła. - O mały włos bym cię zostawił
- Nic nie szkodzi - odparła i otuliła się bardziej kurtką. - Ja też przepraszam, ale chciałam ci tak pokazać, że czas ruszyć dalej, Robert. Chciałabym byś wrócił do normalności. Żebyś odżył - opuściła głowę.
- Ale dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? 
- Po prostu. Mam powody.
- Lauren, ale ja i tak się już zmieniłem, ale po prostu pewne rzeczy i tak pozostają. Ania była moją żoną. Kochałem ją nad życie i dalej ją kocham. Mam o niej zapomnieć? 
- Ona już nie żyje - powiedziała spokojnie. - Jest już wspomnieniem. 
- Zawsze jesteś taka dosadna? - oburzył się.
-Dlaczego nie dajesz sobie pomóc? Nie dajesz podejść przyjaciołom? Nie dajesz podejść mi? - pytała, ale czy on znał odpowiedź?
-Lauren, my się w ogóle nie znamy - zauważył słusznie, ale jej to w ogóle nie przeszkadzało.
-To znaczy, że nie mogę ci pomóc? Po za tym, kto powiedział, że nie możemy się lepiej poznać? Zależy mi na naszej znajomości.
-Dlaczego? - niczego nie rozumiał.
-Musi być powód?
   Tym razem to on opuścił głowę i głośno westchnął. Ile ona ma w tym wszystkim racji? Sam nie wiedział i właśnie się zastanawiał. Miła atmosfera z początku poszła się schować. Prysnęła jak bańska mydlana, ale czyja jest w tym wina? Lauren, czy Roberta?
   Z jednej strony zdawał sobie racje, że czas na zmianę. Że czas opamiętać się i przyjąć tę pomoc. Ania zawsze powtarzała, że trzeba dążyć małymi kroczkami do sukcesu. Nie wszystko na raz. Ale tutaj Moss sugeruje mu coś odwrotnego. Wymaga od niego natychmiastowej zmiany, a przynajmniej on tak sądzi i tak to odczytuje. Ile w tym racji? 
   Nie wiedział, co ma zrobić i co powinien sądzić. Wiedział jedno. Musi przemyśleć dzisiaj to wszystko i zrozumieć, co chce. Minęło już półtorej roku od śmierci Ani, a czy on w jakimś stopniu odżył? Dopiero teraz, gdy poznał nową koleżankę coś ruszyło. Powinien po raz kolejny zaufać?
- Chodź, odwiozę cię do domu - uśmiechnął się w jej kierunki po chwili długich rozmyślań. 
   Zgodziła się i podeszła do samochodu, a on otworzył jej drzwi. Wsiadła do środka, a on udał się na miejsce kierowcy. I ruszyli. Droga powrotna była inna. Nie śmiali się tak dużo, a każde z nich zastanawiało się nad sobą i swoimi problemami. Chcieli, jak najszybciej znaleźć się w domu, w łóżku i po prostu odpocząć od wrażeń dzisiejszego dnia, który był dziwny. Z jednej strony udany, ale z drugiej oboje mają powody do rozmyśleń. 
   Po 30 minutach byli już pod domem Lauren, która wcześniej powiedziała adres koledze. Piłkarz zaparkował przed drogimi apartamentami i wyłączył silnik. 
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego i przymrużyła oczy.
- Nie ma sprawy. Nie puścił bym cię samej - odparł i również pokusił się o ugięcie ust.
- Przepraszam jeszcze raz za to nieporozumienie, ale pamiętaj, że chciałam pomóc - wybroniła się jeszcze na końcu. - Było miło, mimo wszystko i mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. 
   Chciała już wyjść. Pociągnęła za drzwi od ferrari, ale Polak ją zatrzymał. 
- Zaczekaj - poprosił, a ona spojrzała w jego stronę. - Otwórz schowek - wydał polecenie.
   Nie zrozumiała, ale nie zamierzała się z nim kłócić, więc po prostu zrobiła to, o co ją poprosił. Złapała za małą klamkę i otworzyła schowek. Zmarszczyła czoło i dostrzegła dziwne kartki w żółtych i czarnych kolorach. Ponownie zerknęła w jego stronę, jakby pytała, czy właśnie o to chodzi. Piłkarz kiwnął głową, więc pociągnęła za, jak się potem okazało, bilety na mecz.
- Jutro gramy z Bayerem - wyjaśnił - Byłoby mi miło, gdybyś przyszła. Bilety są dwa, więc możesz kogoś zabrać byś nie poczuła się samotna. 
- Nie mogę tego przyjąć - nie zgodziła się.
- Możesz - stanowczo odpowiedział. - Co mecz dostajemy ich z kilka, a tym razem nie mam komu ich dać. Wtedy po prostu przepadną. To taki prezent, a co z nim zrobisz zależy od ciebie.
- Dziękuję - ukazała swoje idealne zęby. 
- To ja dziękuję - dodał Lewandowski.
   Kobieta się uśmiechnęła i wyszła z auta. Poszła w stronę budynku, a on odjechał. 
- Co za dziwny dzień - pomyślał. - Co za dziwna kobieta...
   Ale czy to właśnie nie to, przyciąga go do niej?
___________________________________________________________
Cześć kociaki, misiaki :* 
Wiem, że pewnie mnie już od dawna mnie nienawidzicie :)
* za to, że dodaje je strasznie nieregularnie
* za to, że jeszcze nie wyjaśniłam, co z Mario, a nawet jeszcze bardziej komplikuję
* za to, że Marco jeszcze nie wie o ciąży, a jak możecie zauważyć wiedzą już chyba wszyscy :)) 
:') 
No cóż, ale właśnie am tym polega trzymanie w napięciu ;) Nawet nie wiecie, jak już nie mogę się doczekać Wasze reakcje na wszystkie wątki i tajemnice!
Cierpliwości!!

Jestem ogromnie ciekawa tego rozdziału, bo jest... no jak widzicie chyba nawet ciekawy? ;) 
Lauren powróciła i zostanie na dłużej xoxo
Cieszycie się?

Aaa!
Muszę wam coś powiedzieć! XDD
Ostatnio zaczęłam czytać mojego poprzedniego bloga od nowa...
Matko boska! Jak ja kiedyś pisałam :OO
Próbuje to do tego porównać, co jest teraz i widzę ogromną różnicę. Rzeczywiście to wszystko się zmienia, ale tak se myślę po przeczytaniu pierwszych rozdziałów...
Co Was w tamtym blogu tak przyciągnęło? ahaha
Poważnie pytam :vv
I dlatego też w opowieści Roberta wplotłam historię z tamtego bloga. Pamiętacie o którą sytuację chodzi? :) 

W ramach przeprosin o to ten uśmiech, który występuje w rozdziale xoxoxo






PODAWAĆ SNAPY! 
TO ROZKAZ :*

Ja już zmykam i po raz kolejny zostawiam Was w nieświadomości :)) 
Coś czuję, że gdybym spotkała którąś z Was nie miałabym szans na przeżycie :oo
Buziole ♥

7 komentarzy:

  1. Ehh no w końcu! :D Twój blog jest chyba jedynym, na którego wchodzę codziennie przynajmniej dwa razy, żeby sprawdzić, czy jest nowy rozdział... Prościej byłoby dodać go do obserwowanych, ale rzadko jestem na bloggerze w laptopie, a tam lepiej mi się pracuje przy takich bajerach, więc zrobię to przy najbliższej okazji :p
    Cóż, ostatnio w większości blogów, które czytam, pojawiła się tendencja do kończenia rozdziałów w 'takim' momencie, ale zdążyłam się przyzwyczaić, więc powoli przestaje to robić na mnie wrażenie :p Co nie zmienia jednak faktu, że ciągle mnie interesuje (już nawet bardziej, niż reakcja Marco na wiadomość o ciąży :D), co się dzieje z Mario! Teraz zaczynam już nawet myśleć, że ktoś go szantażuje, że jeśli komuś powie, ktoś inny skrzywdzi jego rodzinę... Bo chyba przed chorobą aż tak by się nie bronił, nie? Nie wiem! :D
    No i cieszę się też, że Robert powoli się przełamuje... Dotychczas wszyscy ciągle mu tylko wypominali, że to robi źle, to niedobrze, jednym słowem: przyjaciele się nad nim litują, a Lauren dosadnie uświadamia mu, że pewna epoka skończyła się już dawno temu. Znajomość z nią może mu przynieść mnóstwo korzyści. A, no i jestem ciekawa, z kim i czy w ogóle Lauren pójdzie na mecz. Bo jeśli pójdzie, później na pewno spotka się z Robertem :))
    Jak napisałaś, że czytałaś swoją poprzednią część... To też tam zajrzałam i potwierdzam, widać różnicę :D A co mnie przyciągnęło? Nie wiem, pewnie sam Reus :v
    Okej, czekam cierpliwie na następny, buziaki i do usłyszenia ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny <3
    nie mam jakoś dzisiaj weny i nie napisze jakiegoś "ładnego" komentarza ale zawsze cos ^_^
    Juz myślałam że Mario powie chociaż Wiktorii to nie to ty jak zwykle masz inne plany >,<
    Ale juz się przyzwyczaiłam ze ty zawsze taki suprise :D
    Mam nadzieję ze w następnym rozdziale juz wszystko się wyjaśni ^^
    Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału *---*
    Życzę dużo weny i czekam na coś specjalnego na mikołajki :D <3
    Pozdrawiam Aga <3
    snap:agaaa26

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś Cię uduszę no xD
    Siedzę, czytam i myślę, ze może w tym rozdziale wszystko się wyjaśni ale kurde niee xDD jeszcze bardziej się namieszało xD
    Rozdział jak zwykle cudo :D ♥♥♥
    Uwielbiam ! :D :*
    Robert może w Lauren znajdzie takiego kogoś kto chociaż w pewnym stopniu zapełni pustkę po Ani :)
    Kocham bardzo ♥♥
    mojego snapa już masz :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotarłam! Wreszcie!:)
    Będę znowu powtarzać to samo :Wiki i Mario. Sprawcy dwóch głównych problemów, którzy nie dają człowiekowi spać. Nie wiem już kompletnie co mam myśleć o zachowaniu Mario. To jest jedna wielka niewiadoma. Dobrze, że masz świadomość chęci mordu odnośnie niepowiedzenia o ciąży! Noż jak nie będzie w kolejnym to...to będzie źle. Bardzo XD Mam nadzieję, że niedługo się rozwiążą obie sprawy, choć wiem, że może będziesz chciała jeszcze nas w niepewności potrzymać...
    Czas pokaże! I no jeszcze Robert i Lauren (prawie bym zapomniała!:O )Ciekawa jestem strasznie tej znajomości!:))
    Czekam niecierpliwie na 10! (błagam, niech część informacji(CIĄŻĄ WIKI!!!) się wyjaśni!:D
    Wedle rozkazu-snap:musicsoul8
    Buziaki!:**

    OdpowiedzUsuń
  5. Eii no dobrze, że nie mieszkasz blisko mnie, bo istne piekło bym Ci urządziła!
    Ale nic czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, odkąd dodałaś ten rozdział, męczy mnie co się dzieje z Mario, może jest na coś chory? Dodaj szybko plz:(/Supreme

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz! Wybacz! Wybacz! :((((((
    Jakiś czas temu obiecałam, że podczas przerwy świątecznej na pewno tutaj zajrzę. Jest przerwa, więc jestem i ja. :) Bardzo opóźniona, ale myślę, że przymkniesz na to oko. ;) A może i dwa. :D
    Rozdział? Jak zawsze doskonały! ^^
    Nie wiem, jak to robisz, ale piszesz tak, że zawsze wzbudzasz we mnie masę emocji. :)
    Jestem cholernie zła na Mario. Widać, że mówi o Ann i ich córce z uczuciem, z miłością z taką... niejaką pasją, a jednak nadal je rani. Tak jak powiedziała Wiki - on już jest niedzielnym tatusiem. Widzi swoje dziecko w umówione dni, to nie jest normalnie. Szczególnie, że ta cała sytuacja nie jest normalna. Co dzieje się takiego, że on nie może powiedzieć tego nikomu? Czy jest szantażowany? Jeśli tak, to dlaczego? Ktoś mu grozi? Dlaczego i czym? Ma depresję? No cholerka, tak długo go analizuję, a nadal nie potrafię rozgryźć... Chyba jest to najbardziej intrygująca osoba ostatnich rozdziałów.
    Kolejną intrygującą osobą jest Lauren. :)
    Ona jest tak... bezpośrednia. Ale mimo jej niewyparzonego jęzora i tak ją lubię. Ma taką charyzmę, która przyciąga do niej ludzi. :) Dowodem na to jest choćby Rob. ;)
    Nie ukrywam, że troszkę mnie wkurzyła, kiedy tak bezceremonialnie wspomniała o Ani. Dla Roberta, który widać, kochał ją nad życie, nie jest to łatwy temat, a ona podchodzi do niego z taką lekkością... Nie dziwię się, że Roberta to zabolało i że troszkę się wkurzył. Ania była miłością jego życia. To, że powinien zacząć żyć pełnią życia to jedno, ale rozumiem, że bardzo mu ciężko, kiedy rano się budzi, a jej nie ma obok. Jednakże jak sama Lauren zauważyła, on już zrobił dość duży krok na przód. Zmienił się. Może nie o 360 stopni, ale jest lepiej. :)
    Fajnie, że mimo spięć, między tą dwójką nie dochodzi do kłótni. :) Lauren mówi, że zależy jej na znajomości z Robertem... Czyżby się zauroczyła? ;)
    Lecę na następny. ;*

    OdpowiedzUsuń