- Ja i Tim... On nie jest moim kochankiem.
-Tak jasne! Pogrążasz się już sama w swoich kłamstwach, nie rozumiesz, że...
-Robert ja jestem chora!
-Chora? Na co?
Czuła, jak jej serce rozrywa się na miliony kawałków, które porozrzucały się po całej okolicy. Czuła, jakby traciła grunt pod nogami, a ziemia powoli się osuwała. Czuła się zniszczona przez jedną z najbliższych jej osób. Ktoś kto mówił, że ją kocha, ktoś kto mówił, że jest dla niego najważniejsza. Obiecywał, że nigdy jej nie zostawi. Ile razy powiedział te dwa piękne słowa? Niezliczoną ilość. Teraz to wszystko, jakby przepadło.
- Ann spokojnie... Zobaczysz, że wszystko się wyjaśni i będziemy się z tego jeszcze śmiali - próbowała zachować pozytywne myślenie Polka.
Niestety, ale nie bardzo przekładało się to na efekty. Cała piątka oraz Diana, która siedziała tym razem na kolanach Marco, usadowiła się w salonie i od kilku godzin bezskutecznie próbują nawiązać kontakt z Götze. Nawet Laura do nich dołączyła, a była modelka postanowiła im wszystkim opowiedzieć, co się dzieje w jej związku. Z jednej strony była zadowolona, że przełamała się, ale z drugiej było jej bardzo głupio i nie widzieć czemu, czuła się lekko winna. Nie powinna być, ale miała takie myśli, że może zrobiła coś nieumyślnie.
- Ciągle to samo - odezwał się Lewy, który właśnie wrócił z kuchni, gdzie dzwonił po raz kolejny do Mario. - Jego komórka nie odpowiada.
Wrócił i usiadł na kanapie obok Wanke, która również przejęła się losem nowej znajomej.
- Ann, a próbowałaś dodzwonić się do jego rodziców? - zapytała blondynka.
Kobieta podniosła głowę i spojrzała na nią. Nie pomyślała o tym. Rzeczywiście mogła już zrobić to wcześniej, ale nie wpadła na to. Po za tym, jak ona będzie wyglądać w oczach rodziców piłkarza.
- Nie - wypowiedziała. - Ale, co oni będą musieli sobie o mnie pomyśleć - złapała się za głowę swoimi dłońmi. - Nie wiem, gdzie jest ojciec mojego dziecka!
- Ann, to nie jest teraz ważne! - odkrzyknęła wstająca Wiktoria. - Dzwoń - praktycznie wepchała jej komórkę do ręki.
Wahała się. Przez jakiś czas zwlekała, czy powinna, ale może dowie się czegoś, co jej pomoże. Jednak uznała, że zadzwonienie do nich jest już ostatnia deską ratunku. Nic więcej jej nie pozostało. Chwyciła, więc za iPhona i wybrała numer pani Astrid. Czekała chwile, a zaraz potem usłyszała głos kobiety.
- Halo?
Nie odpowiedziała od razu. Musiała poczekać i przełamać swój lęk.
- Ann? Jesteś tam?
Westchnęła głośno.
- Tak - odpowiedziała w końcu - Dzień dobry! Ja chciałabym się spytać, czy wie pani, gdzie jest Mario? Może kontaktował się z wami?
Kobieta podniosła głowę i spojrzała na nią. Nie pomyślała o tym. Rzeczywiście mogła już zrobić to wcześniej, ale nie wpadła na to. Po za tym, jak ona będzie wyglądać w oczach rodziców piłkarza.
- Nie - wypowiedziała. - Ale, co oni będą musieli sobie o mnie pomyśleć - złapała się za głowę swoimi dłońmi. - Nie wiem, gdzie jest ojciec mojego dziecka!
- Ann, to nie jest teraz ważne! - odkrzyknęła wstająca Wiktoria. - Dzwoń - praktycznie wepchała jej komórkę do ręki.
Wahała się. Przez jakiś czas zwlekała, czy powinna, ale może dowie się czegoś, co jej pomoże. Jednak uznała, że zadzwonienie do nich jest już ostatnia deską ratunku. Nic więcej jej nie pozostało. Chwyciła, więc za iPhona i wybrała numer pani Astrid. Czekała chwile, a zaraz potem usłyszała głos kobiety.
- Halo?
Nie odpowiedziała od razu. Musiała poczekać i przełamać swój lęk.
- Ann? Jesteś tam?
Westchnęła głośno.
- Tak - odpowiedziała w końcu - Dzień dobry! Ja chciałabym się spytać, czy wie pani, gdzie jest Mario? Może kontaktował się z wami?
- Mario? Niestety nie. Przykro mi, kochanie - wyznała, ale jednak w jej głosie dało się wyczuć nutkę niepewności.
- Na pewno? Nie dzwonił, czy pisał? Proszę mi powiedzieć cokolwiek. Martwimy się...
Oczy Ann zaszkliły się. Nie panowała już nad swoimi emocjami i tylko czekała aż wszystko wybuchnie. W międzyczasie jej wolną rękę ściskała Wiki, która właśnie tym chciała pomóc przyjaciółce. Chciała dodać jej tej pewności i dać poczucie, że nie jest sama.
Nagle matka Mario również głośno westchnęła i powiedziała:
- Słuchaj Ann, nie martw się. Na pewno z Mario jest wszystko w porządku. Nie przejmuj się na zapas i zajmij się Dianką. Wszystko się ułoży.
- Na pewno? Nie dzwonił, czy pisał? Proszę mi powiedzieć cokolwiek. Martwimy się...
Oczy Ann zaszkliły się. Nie panowała już nad swoimi emocjami i tylko czekała aż wszystko wybuchnie. W międzyczasie jej wolną rękę ściskała Wiki, która właśnie tym chciała pomóc przyjaciółce. Chciała dodać jej tej pewności i dać poczucie, że nie jest sama.
Nagle matka Mario również głośno westchnęła i powiedziała:
- Słuchaj Ann, nie martw się. Na pewno z Mario jest wszystko w porządku. Nie przejmuj się na zapas i zajmij się Dianką. Wszystko się ułoży.
Nic z tego nie rozumiała. Zmarszczyła brwi i pokręciła lekko głowa.
- Co? Pani coś wie? - mówiła. - Bardzo proszę nam pomóc!
- Do zobaczenia, Ann - powiedziała i nie zwlekając na prośby Kathrin rozłączyła się.
Po raz kolejny jednego dnia została zraniona. Tym razem przez mamę Mario. Czyżby mieli to rodzinne? Nie rozumiała jej słów i co najgorsze mogła je interpretować na różne sposoby. Chciała jej powiedzieć, że już nie jest częścią jej rodziny? Że ma odpuścić sobie bruneta, bo ten znalazł sobie inną?
- Ann, kurczę! - krzyknęła nagle Reus, która jednocześnie obudziła ją z tego stanu. - Co ci powiedziała? - zapytała ponownie, ale tym razem Niemka to usłyszała.
- Mam tego dość! - krzyknęła rzucając wszystko wybiegła z salonu zostawiając wszystkich i ruszając do łazienki na dole, gdzie się zamknęła. Stanęła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Widziała zaszklone oczy, które od razu zamieniły się w oczy pełne płaczu i rozpaczy. Po jakimś czasie odkręciła wodę w zlewie i obmyła sobie nią płacz, co skutkiem było jeszcze bardziej rozmazany makijaż.
- Ann, otwórz - usłyszała pukanie.
- Odejdź Wiki, proszę! - odkrzyknęła rozpaczliwie.
- Pomyśl o Dianie...
Tak, trafiła w jej czuły punkt. Dla jej córki jest w stanie zrobić wszystko. Kocha ją nad życie i nie może jej zostawić. Diana widzi dużo i widzi, że jej mama ma problem. Teraz ją zostawiła u dobrych ludzi, ale pewnie po raz kolejny wystraszyła się zaistniałej sytuacji.
- Za... zaraz wyjdę - wypowiedziała i usłyszała kroki odchodzącej brunetki.
Sama też jeszcze obmyła swoją twarz i poprawiła rozmazany makijaż. Przejrzała się i odgarnęła długie włosy do tyłu. Wzięła głęboki wdech i wyszła z małego pomieszczenia, a następnie udała się do reszty. Siedzieli tak jak ostatnio, ale tym razem mieli bardziej zastanawiające się twarze. Marco, zupełnie jakby Diana była jego dzieckiem, siedział z nią na kolanach i zajmował się nią najlepiej, jak tylko potrafi. Wiktoria również widziała z jak wielką pasją i zaangażowaniem opiekuje się dzieckiem swojego najlepszego przyjaciela. Upewniła się, że piłkarz jest idealnym kandydatem na ojca. I ma taką nadzieję, że się sprawdzi.
Gdy modelka pojawiła się w salonie, wszystkiego głowy skierowały się na nią. Jednak ona jakby nigdy nic podeszła do swojej córeczki i zabrała ją z kolan przyjaciela.
- Mamusia! - krzyknęła mała i przytuliła się do kobiety.
Ta bez niczego po prostu odwzajemniła uścisk. Wiktoria wraz z Mario i Robertem oraz Laurą mogli patrzeć na nich ze współczuciem, ale z drugiej strony z ogromnym poszanowaniem ich relacji, która łączy Ann - Kathrin z Dianą. Po krótkim momencie czułości, Niemka pozwoliła córeczce tulić się do niej, a ona sama usiadła na skraju kanapy. Postanowiła powiedzieć, a właściwie wyjaśnić im, co się dowiedziała, a co podejrzewa.
- Może ja zabiorę Dianę, a wy porozmawiacie - zaproponowała Laura.
Na początku kobieta nie chciała się zgodzić, ale po namowach uznała, że tak będzie lepiej. Sama przecież powiedziała, że dziewczynka rozumie więcej niż innym się wydaje, więc lepiej będzie, jak nie usłyszy rozmowy na temat jej taty.
Gdy farbowana blondynka wyszła wraz z dzieckiem, Ann zaczęła opowiadać, a rozpoczęła to jednym zdaniem.
- Mario mnie zdradza - wyszeptała.
Wiktoria i Marco spojrzeli na siebie, a potem na Lewandowskiego. Nie dochodziło do nich, co ona właśnie powiedziała i na jakiej podstawie tak sądzi. Jednak ciągle byli ciekawi, co takiego usłyszała od mamy Mario.
- Nie wierzę... Ann, jesteś pewna? Co matka Mario powiedziała? - pytał Marco.
- Powiedziała, że mam się nie martwić i zająć Dianą. Co innego ma to oznaczać?! - wybuchła i schowała twarz w swoje dłonie, które oparte były o kolana.
W tej samej chwili podeszła do niej Wiki i objęła ją ramieniem. Nastała niezręczna cisza. Wszyscy analizowali słowa przyjaciółki i szukali racjonalnego wyjaśnienia. Ale takie w ogóle istnieje?
- To nic jeszcze nie znaczy - odezwała się w końcu Polka.
- Właśnie, Ann - dodał Reus. - Ona może rzeczywiście coś wiedzieć, ale nie miej od razu takich czarnych scenariuszy.
- Wy nic nie rozumiecie, bo nie jesteście w mojej sytuacji - powiedziała będąc ciągle w takiej samej pozycji.
- Pamiętasz, jak Ania powiedziała nam o chorobie? - rozpoczął Lewy i wtedy każdy, jak na zawołanie spojrzał na niego. Nawet Brömmel. - Pamiętasz w jakich okolicznościach? Na początku wszyscy oskarżyliśmy ją o zdradę, a najbardziej ja. Dopiero potem wyszła prawda. Nie lepsza, ale prawda. Nie oceniaj sytuacji, ani Mario, bo nie znasz prawdy. Poczekaj, a ona się wkrótce wyjawi. Co nie zmienia faktu, że Götze zachowuje się jak dupek.
- Ale przyznaj, że patrząc na to teraz, wolałbyś by Ania cię zdradzała niż była chora - skomentowała Niemka.
Lewy nic nie odpowiedział, a spuścił tylko głowę. Ann zrobiło się głupio, przez to co powiedziała, ale powoli traci kontrolę nad tym, co mówi.
- Przepraszam - dopowiedziała cicho.
- Lewy ma rację - odezwała się nagle młoda żona Marco. - Nie możesz popadać w histerię i wymyślać czarne scenariusze. Po pierwsze powinnaś z nim jeszcze raz porozmawiać...
- Ale ja robię to cały czas, Wiki! - kobieta nie dała jej dokończyć. - Staram się, ale z nim nie można już normalnie porozmawiać. Zachowuje się zwykły bachor!
- Tak, dlatego daj mi dokończyć - uśmiechnęła się. - Jeżeli dobie się nie uda, to ja wraz z chłopakami zrobimy porządek, okej?
Zgodziła się. Zrozumiała, że Wiktoria ma po części racje i nie powinna ulegać swoim złym myślą, bo mogą zaprowadzić donikąd.
- Jadę do domu - oznajmiła nagle wstając ze swojego miejsca.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Wiktoria była jedną z pierwszych osób, które wstały.
- Ann - powiedziała. - Nie sądzę, że jest to dobry pomysł - pokręciła głową.
- Jest to bardzo dobry pomysł - odpowiedziała i zaraz zawołała Laurę.
Gdy ta przyszła z jej córką, wzięła ją od niej i zajęła się ubieraniem Diany w wyjściowe ciuszki. Reszta przyjaciół próbowała się tylko dowiedzieć, co ma zamiar teraz zrobić i że lepszą opcją jest zostanie w dom u Reusów.
- Nie - zaprzeczyła kolejny raz. - Pojadę, bo w każdej chwili mógł wrócić, albo już to zrobił. Zostanie tutaj i dzwonienie nic nie da.
- Ona ma racje, Wiki - odezwał się nagle jej mąż, który stał oparty o ścianę z założonymi rękoma na klatce piersiowej. - Nie wiadomo, co temu debilowi wpadło do głowy. Możliwe, że wrócił do domu, albo już to zrobił - skończył i powolnym krokiem podszedł bliżej zbiegowiska.
- Dziękuję Marco - powiedziała do przyjaciela Kathrin oraz uśmiechnęła się do niego blado.
- Dlatego pojadę z nią - dodał po chwili, a wszyscy zerknęli na niego.
- To dobry pomysł - zgodził się Lewy.
- Pojadę z Ann i poczekam na Mario. Jeżeli nie wróci na noc, to zaopiekuję się nimi. Sama powiedziałaś, że ktoś inny powinien przemówić mu do rozsądku - położył obie dłonie na barkach brunetki i patrzał się w jej niepewne oczy. - Z tobą i Laurą zostanie Lewy i będzie miał oko na was, okej? - podniósł brwi.
Zanim Wiktoria odpowiedziała, włączyła się już Brömmel, która w pełni ubrana oraz z córeczką na rękach czekała na rozwój sytuacji.
- Nie musicie się tak poświęcać. Poradziłabym sobie - poprawiła Dianę na rękach lekko podskakując.
- Ale chcemy - odparł szybko blondyn. - A dodatkowo, jak spotkam tego idiotę, to sobie z nim w końcu porozmawiam - zaśmiał się, a towarzystwo razem z nim. Nawet Ann, która lekko podniosła usta.
Marco poszedł szybko po swoje dokumenty, a następnie ubierał już buty i kurtkę. Planował zabrać Ann swoim samochodem, a ona odbierze swój samochód przy okazji lub Polka ma jej przywieźć go w wolnej chwili.
- Trzymaj się - przytulił swoją żonę i pocałował ją w usta.
Następnie Ann pożegnała się z dziewczynami i Robertem. Szczerze podziękowała Laurze, która mimo, że nie musiała i nie znała jej za dobrze, pomagała jej i wspierała ją. Była modelka bardzo to doceniła.
- Nic się Marco nie martw! - uspokajał go Polak. - Są pod wspaniałą opieką - zapewniał na co Reus teatralnie zaśmiał się i wyszedł trzaskając lekko drzwiami.
- To co? Partyjka w fife? -krzyknął Lewandowski.
- Jestem za! - zgodziła się Wanke i podniosła do góry rękę.
- Serio? - zdziwiła się lekko zdenerwowana gospodyni. - Mario zaginął, a wy chcecie grać w jakąś głupią grę?
- Nie zaginął, tylko pewnie chciał odpocząć od tego wszystkiego - wyznał, a dziewczyny skupiły wzrok na nim. - Faceci czasami tak mają, że jedyne czego pragną to samotność i samochód. Pojechała może na przejażdżkę i wróci cudownie odmieniony. Po za tym skoro jego matka powiedziała, że nie ma się czym przejmować, to może rzeczywiście nie ma?
- Długo nad tym myślałeś? - skomentowała jego wersje wydarzeń.
- Całe 16 sekund - pokazał jej język i odwrócił się od niej. - Gram pierwszy! - krzyknął i chwycił za pada od konsoli.
- Dobra, ale ja gram Realem! - dodała Laura.
- To ja Bayernem! - odkrzyknął.
- Wiesz o tym, że wypowiedzenie nazwy tego klubu w Dortmundzie jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy wymienia się drużyny, które straciły punkty, albo odpadły z jakiś rozgrywek? - zaśmiała się.
Wiki już nie słuchała ich wymiany zdań, ale pozwoliła chociaż na chwilę odpocząć tej dwójce. Poszła do wspólnej sypialni i usiadła na łóżku. Głośno westchnęła, a za chwilę leżała już na wygodnej pościeli. Przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła samej sobie na lekki reset. Chciała też odpocząć. Ostatnie dni są ciężkie. Wymagają wysiłku od niej i ciągłego myślenia. Nawet teraz, gdy leży w zgaszonym pokoju i stara się wyłączyć, to ciągle w głowie ma kłopoty Ann. Zastanawia się, gdzie jest Mario i w głębi duszy prosi by ta optymistyczna wersja Roberta chociaż w jakimś stopniu się sprawdziła. Miała na głowie Laurę i zastanawiała się, jak jej może jeszcze pomóc. Gdzie ona będzie mieszkać? Na pewno jej nie zostawi, ale jednak nie oszukując się, życie jej i Marco nie będzie na dłuższa metę takie samo. To w końcu dodatkowa osoba, a Wiki i tak nie traktuje jej tak samo, jak Ann, czy Mario i Roberta lub kiedyś Anię. Zastanawiała się, jak i przede wszystkim kiedy powie Reusowi o ciąży. Najchętniej już teraz by to zrobiła, ale nawet gdyby mogła, to wolałaby oszczędzić wrażeń, jak na jeden dzień. Nie wiedziała nawet kiedy, ale gdy przewróciła się na jeden z boków, zwyczajnie zasnęła.
- Co? Pani coś wie? - mówiła. - Bardzo proszę nam pomóc!
- Do zobaczenia, Ann - powiedziała i nie zwlekając na prośby Kathrin rozłączyła się.
Po raz kolejny jednego dnia została zraniona. Tym razem przez mamę Mario. Czyżby mieli to rodzinne? Nie rozumiała jej słów i co najgorsze mogła je interpretować na różne sposoby. Chciała jej powiedzieć, że już nie jest częścią jej rodziny? Że ma odpuścić sobie bruneta, bo ten znalazł sobie inną?
- Ann, kurczę! - krzyknęła nagle Reus, która jednocześnie obudziła ją z tego stanu. - Co ci powiedziała? - zapytała ponownie, ale tym razem Niemka to usłyszała.
- Mam tego dość! - krzyknęła rzucając wszystko wybiegła z salonu zostawiając wszystkich i ruszając do łazienki na dole, gdzie się zamknęła. Stanęła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Widziała zaszklone oczy, które od razu zamieniły się w oczy pełne płaczu i rozpaczy. Po jakimś czasie odkręciła wodę w zlewie i obmyła sobie nią płacz, co skutkiem było jeszcze bardziej rozmazany makijaż.
- Ann, otwórz - usłyszała pukanie.
- Odejdź Wiki, proszę! - odkrzyknęła rozpaczliwie.
- Pomyśl o Dianie...
Tak, trafiła w jej czuły punkt. Dla jej córki jest w stanie zrobić wszystko. Kocha ją nad życie i nie może jej zostawić. Diana widzi dużo i widzi, że jej mama ma problem. Teraz ją zostawiła u dobrych ludzi, ale pewnie po raz kolejny wystraszyła się zaistniałej sytuacji.
- Za... zaraz wyjdę - wypowiedziała i usłyszała kroki odchodzącej brunetki.
Sama też jeszcze obmyła swoją twarz i poprawiła rozmazany makijaż. Przejrzała się i odgarnęła długie włosy do tyłu. Wzięła głęboki wdech i wyszła z małego pomieszczenia, a następnie udała się do reszty. Siedzieli tak jak ostatnio, ale tym razem mieli bardziej zastanawiające się twarze. Marco, zupełnie jakby Diana była jego dzieckiem, siedział z nią na kolanach i zajmował się nią najlepiej, jak tylko potrafi. Wiktoria również widziała z jak wielką pasją i zaangażowaniem opiekuje się dzieckiem swojego najlepszego przyjaciela. Upewniła się, że piłkarz jest idealnym kandydatem na ojca. I ma taką nadzieję, że się sprawdzi.
Gdy modelka pojawiła się w salonie, wszystkiego głowy skierowały się na nią. Jednak ona jakby nigdy nic podeszła do swojej córeczki i zabrała ją z kolan przyjaciela.
- Mamusia! - krzyknęła mała i przytuliła się do kobiety.
Ta bez niczego po prostu odwzajemniła uścisk. Wiktoria wraz z Mario i Robertem oraz Laurą mogli patrzeć na nich ze współczuciem, ale z drugiej strony z ogromnym poszanowaniem ich relacji, która łączy Ann - Kathrin z Dianą. Po krótkim momencie czułości, Niemka pozwoliła córeczce tulić się do niej, a ona sama usiadła na skraju kanapy. Postanowiła powiedzieć, a właściwie wyjaśnić im, co się dowiedziała, a co podejrzewa.
- Może ja zabiorę Dianę, a wy porozmawiacie - zaproponowała Laura.
Na początku kobieta nie chciała się zgodzić, ale po namowach uznała, że tak będzie lepiej. Sama przecież powiedziała, że dziewczynka rozumie więcej niż innym się wydaje, więc lepiej będzie, jak nie usłyszy rozmowy na temat jej taty.
Gdy farbowana blondynka wyszła wraz z dzieckiem, Ann zaczęła opowiadać, a rozpoczęła to jednym zdaniem.
- Mario mnie zdradza - wyszeptała.
Wiktoria i Marco spojrzeli na siebie, a potem na Lewandowskiego. Nie dochodziło do nich, co ona właśnie powiedziała i na jakiej podstawie tak sądzi. Jednak ciągle byli ciekawi, co takiego usłyszała od mamy Mario.
- Nie wierzę... Ann, jesteś pewna? Co matka Mario powiedziała? - pytał Marco.
- Powiedziała, że mam się nie martwić i zająć Dianą. Co innego ma to oznaczać?! - wybuchła i schowała twarz w swoje dłonie, które oparte były o kolana.
W tej samej chwili podeszła do niej Wiki i objęła ją ramieniem. Nastała niezręczna cisza. Wszyscy analizowali słowa przyjaciółki i szukali racjonalnego wyjaśnienia. Ale takie w ogóle istnieje?
- To nic jeszcze nie znaczy - odezwała się w końcu Polka.
- Właśnie, Ann - dodał Reus. - Ona może rzeczywiście coś wiedzieć, ale nie miej od razu takich czarnych scenariuszy.
- Wy nic nie rozumiecie, bo nie jesteście w mojej sytuacji - powiedziała będąc ciągle w takiej samej pozycji.
- Pamiętasz, jak Ania powiedziała nam o chorobie? - rozpoczął Lewy i wtedy każdy, jak na zawołanie spojrzał na niego. Nawet Brömmel. - Pamiętasz w jakich okolicznościach? Na początku wszyscy oskarżyliśmy ją o zdradę, a najbardziej ja. Dopiero potem wyszła prawda. Nie lepsza, ale prawda. Nie oceniaj sytuacji, ani Mario, bo nie znasz prawdy. Poczekaj, a ona się wkrótce wyjawi. Co nie zmienia faktu, że Götze zachowuje się jak dupek.
- Ale przyznaj, że patrząc na to teraz, wolałbyś by Ania cię zdradzała niż była chora - skomentowała Niemka.
Lewy nic nie odpowiedział, a spuścił tylko głowę. Ann zrobiło się głupio, przez to co powiedziała, ale powoli traci kontrolę nad tym, co mówi.
- Przepraszam - dopowiedziała cicho.
- Lewy ma rację - odezwała się nagle młoda żona Marco. - Nie możesz popadać w histerię i wymyślać czarne scenariusze. Po pierwsze powinnaś z nim jeszcze raz porozmawiać...
- Ale ja robię to cały czas, Wiki! - kobieta nie dała jej dokończyć. - Staram się, ale z nim nie można już normalnie porozmawiać. Zachowuje się zwykły bachor!
- Tak, dlatego daj mi dokończyć - uśmiechnęła się. - Jeżeli dobie się nie uda, to ja wraz z chłopakami zrobimy porządek, okej?
Zgodziła się. Zrozumiała, że Wiktoria ma po części racje i nie powinna ulegać swoim złym myślą, bo mogą zaprowadzić donikąd.
- Jadę do domu - oznajmiła nagle wstając ze swojego miejsca.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Wiktoria była jedną z pierwszych osób, które wstały.
- Ann - powiedziała. - Nie sądzę, że jest to dobry pomysł - pokręciła głową.
- Jest to bardzo dobry pomysł - odpowiedziała i zaraz zawołała Laurę.
Gdy ta przyszła z jej córką, wzięła ją od niej i zajęła się ubieraniem Diany w wyjściowe ciuszki. Reszta przyjaciół próbowała się tylko dowiedzieć, co ma zamiar teraz zrobić i że lepszą opcją jest zostanie w dom u Reusów.
- Nie - zaprzeczyła kolejny raz. - Pojadę, bo w każdej chwili mógł wrócić, albo już to zrobił. Zostanie tutaj i dzwonienie nic nie da.
- Ona ma racje, Wiki - odezwał się nagle jej mąż, który stał oparty o ścianę z założonymi rękoma na klatce piersiowej. - Nie wiadomo, co temu debilowi wpadło do głowy. Możliwe, że wrócił do domu, albo już to zrobił - skończył i powolnym krokiem podszedł bliżej zbiegowiska.
- Dziękuję Marco - powiedziała do przyjaciela Kathrin oraz uśmiechnęła się do niego blado.
- Dlatego pojadę z nią - dodał po chwili, a wszyscy zerknęli na niego.
- To dobry pomysł - zgodził się Lewy.
- Pojadę z Ann i poczekam na Mario. Jeżeli nie wróci na noc, to zaopiekuję się nimi. Sama powiedziałaś, że ktoś inny powinien przemówić mu do rozsądku - położył obie dłonie na barkach brunetki i patrzał się w jej niepewne oczy. - Z tobą i Laurą zostanie Lewy i będzie miał oko na was, okej? - podniósł brwi.
Zanim Wiktoria odpowiedziała, włączyła się już Brömmel, która w pełni ubrana oraz z córeczką na rękach czekała na rozwój sytuacji.
- Nie musicie się tak poświęcać. Poradziłabym sobie - poprawiła Dianę na rękach lekko podskakując.
- Ale chcemy - odparł szybko blondyn. - A dodatkowo, jak spotkam tego idiotę, to sobie z nim w końcu porozmawiam - zaśmiał się, a towarzystwo razem z nim. Nawet Ann, która lekko podniosła usta.
Marco poszedł szybko po swoje dokumenty, a następnie ubierał już buty i kurtkę. Planował zabrać Ann swoim samochodem, a ona odbierze swój samochód przy okazji lub Polka ma jej przywieźć go w wolnej chwili.
- Trzymaj się - przytulił swoją żonę i pocałował ją w usta.
Następnie Ann pożegnała się z dziewczynami i Robertem. Szczerze podziękowała Laurze, która mimo, że nie musiała i nie znała jej za dobrze, pomagała jej i wspierała ją. Była modelka bardzo to doceniła.
- Nic się Marco nie martw! - uspokajał go Polak. - Są pod wspaniałą opieką - zapewniał na co Reus teatralnie zaśmiał się i wyszedł trzaskając lekko drzwiami.
- To co? Partyjka w fife? -krzyknął Lewandowski.
- Jestem za! - zgodziła się Wanke i podniosła do góry rękę.
- Serio? - zdziwiła się lekko zdenerwowana gospodyni. - Mario zaginął, a wy chcecie grać w jakąś głupią grę?
- Nie zaginął, tylko pewnie chciał odpocząć od tego wszystkiego - wyznał, a dziewczyny skupiły wzrok na nim. - Faceci czasami tak mają, że jedyne czego pragną to samotność i samochód. Pojechała może na przejażdżkę i wróci cudownie odmieniony. Po za tym skoro jego matka powiedziała, że nie ma się czym przejmować, to może rzeczywiście nie ma?
- Długo nad tym myślałeś? - skomentowała jego wersje wydarzeń.
- Całe 16 sekund - pokazał jej język i odwrócił się od niej. - Gram pierwszy! - krzyknął i chwycił za pada od konsoli.
- Dobra, ale ja gram Realem! - dodała Laura.
- To ja Bayernem! - odkrzyknął.
- Wiesz o tym, że wypowiedzenie nazwy tego klubu w Dortmundzie jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy wymienia się drużyny, które straciły punkty, albo odpadły z jakiś rozgrywek? - zaśmiała się.
Wiki już nie słuchała ich wymiany zdań, ale pozwoliła chociaż na chwilę odpocząć tej dwójce. Poszła do wspólnej sypialni i usiadła na łóżku. Głośno westchnęła, a za chwilę leżała już na wygodnej pościeli. Przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła samej sobie na lekki reset. Chciała też odpocząć. Ostatnie dni są ciężkie. Wymagają wysiłku od niej i ciągłego myślenia. Nawet teraz, gdy leży w zgaszonym pokoju i stara się wyłączyć, to ciągle w głowie ma kłopoty Ann. Zastanawia się, gdzie jest Mario i w głębi duszy prosi by ta optymistyczna wersja Roberta chociaż w jakimś stopniu się sprawdziła. Miała na głowie Laurę i zastanawiała się, jak jej może jeszcze pomóc. Gdzie ona będzie mieszkać? Na pewno jej nie zostawi, ale jednak nie oszukując się, życie jej i Marco nie będzie na dłuższa metę takie samo. To w końcu dodatkowa osoba, a Wiki i tak nie traktuje jej tak samo, jak Ann, czy Mario i Roberta lub kiedyś Anię. Zastanawiała się, jak i przede wszystkim kiedy powie Reusowi o ciąży. Najchętniej już teraz by to zrobiła, ale nawet gdyby mogła, to wolałaby oszczędzić wrażeń, jak na jeden dzień. Nie wiedziała nawet kiedy, ale gdy przewróciła się na jeden z boków, zwyczajnie zasnęła.
~*~
Spokojnie mknęli ulicami niemieckiego miasta. Co jakiś czas zatrzymywali się na pasach lub światłach. Diana już spała. Usnęła w foteliku zaraz po tym, jak wsiadła do niego. Ann również była bliska zaśnięcia, mimo, że było około 20. Oparła się o szybę i obserwowała dobrze znany jej krajobraz. Wsłuchiwała się w dźwięk silnika i prawie niesłyszalnych ruchów kierownicy poruszanej przez Marco.
- Jeśli chcesz się zdrzemnąć, to nie ma problemu - odezwał się cicho piłkarz. - Obudzę cię.
- Nie opłaca mi się zasypiać już - odpowiedziała nie zmieniając pozycji i wpatrując się w ludzi stojących na przystanku.
- No nie wiem - pokręcił głową. - Dzisiaj wyjątkowo jest tłoczno na drodze, więc może jeszcze nawet z 20 minut spędzimy na drodze.
Kobieta nie odpowiedziała już nic, ale zwyczajnie w świecie zamknęła oczy. Posłuchała się rady przyjaciela i postarała się wyłączyć na chwile i pozwolić odpłynąć. Zasnęła. Przez całą drogę do domu jej i Mario spała. Reus miał racje i pod ich posiadłością był po 20 minutach. Wjechał na ich podwórko przez otwartą bramę i zaparkował pojazd. Nie zauważył tam auta jego przyjaciela, więc prawdopodobnie go jeszcze nie było. Cicho odpiął pasy oraz wyjął kluczyki ze stacyjki. Pierwsze co zrobił, to zajął się Dianą. Odpiął małą z fotelika i delikatnie wziął ją w swoje silne ramiona. Pozostała mu jeszcze Ann, ale pozwolił jej jeszcze chwilę pospać i korzystając ze swojej pary kluczy do domu Götzego, udał się do środka. Cały czas zachowywał się jak na cmentarzu. Nie wykonywał żadnych niepotrzebnych ruchów. W środku zapalił światło, a przy okazji sprawdził, czy dziewczynka jeszcze śpi i rzeczywiście tak było. Poszedł z nią na górę po schodach i skierował się do jej pokoiku. Zapalił nocną lampkę i rozebrał ją z ciuszków. Została jedynie w koszulce na krótki rękach i pampersie. Przez chwilę się zastanowił, czy nie powinien go zmienić, ale mała mogłaby się obudzić, a tego nie chciał by. Jednak postanowił, że zaryzykuje. Jednak, gdy tylko położył na ją specjalnym stoliku, otworzyła lekko oczy i zapłakała. Jednak pomocnik Borussii uporał się z tym i natychmiast ją uspokoił. Cały czas z nią rozmawiał i uśmiechał się do niej, dzięki czemu uporał się z zadaniem szybciej niż sam się spodziewał. Sam nie zdawał sobie sprawy, że potrafi takie rzeczy wykonywać. Później poszedł też do łazienki i umył jej buźkę oraz rączki by chociaż trochę zaczerpnęła wieczornej toalety. Następnie z małą Götze na rękach zszedł jeszcze na dom do kuchni i zagrzał jej ciepłego mleka. Dziewczynka nie jadła w ostatnim czasie za wiele, więc mleko będzie dla niej idealne. Diana piła, a Marco się śmiał, że zachowuje się zupełnie, jak Mario, gdy ten zauważy jedzenie. Po około 5 minutach, jak mała skończyła smakować mleko, odłożył butelkę na bok i zaniósł ją na górę. Widać było, że Götze jest już śpiąca i idąc na górę mówił do niej cicho i usypiająco. Tylko jak doszedł do pokoiku, dziewczynka miała lekko przymknięte oczy. Położył ją więc wygodnie w łóżeczku, przykrył kocykiem i podał smoczka, którego strasznie uwielbiała. Podłożył pod jej główkę ukochanego misia i czekał aż zaśnie. Dał jej swojego palca, by mogła go potrzymać. Zauważył, że jego siostra tak kiedyś robiła, gdy usypiała Nico. I ten gest chyba rzeczywiście pomógł, bo nie minęło kilka chwil, a ona już spała. Delikatnie zabrał swoją rękę, wstał i zgasił lampkę, a następnie wyszedł z pokoju.
Był z siebie bardzo dumny. Nie miał nawet pojęcia, że potrafi poradzić sobie sam z małym dzieckiem. Zazwyczaj w takich sytuacjach ktoś z nim był. Siostry, Mario, Ann, rodzice, czy nawet Wiktoria. Tym razem zrobił wszystko całkiem sam. Gdyby tylko Wiki to widziała...
Gdy schodził ze schodów obrał kierunek jego samochodu. Natychmiast się sam udał się po przyjaciółkę. Myślał, że przez ten czas mogła się już obudzić, ale okazało się, że dalej smacznie spała. Uśmiechnął się do siebie i podszedł do strony kierowcy i otworzył drzwi. Wsiadł lekko do auta i delikatnie szturchnął kobietę. Nie obudziła się od razu, ale po kilku próbach.
- Co się dzieje? - wymamrotała z zamkniętymi oczami. Lekko się przeciągnęła i obejrzała dookoła. - Już dojechaliśmy? Gdzie Diana? - pytała, na co Reus tylko zaśmiał się lekko.
- Już śpi. Zaniosłem ją do pokoju, a tobie pozwoliłem pospać dłużej - wyznał i wtedy oboje wyszli z pojazdu.
- Ale ja jej nie nakarmiłam. Obudzi się pewnie w nocy - głośno myślała zmartwiona.
- Nie martw się - uspokoił ją. - To też już załatwiłem. Zagrzałem jej mleka i wypiła wszystko od razu.
- A...
- Umyłem ją, zmieniłem pieluszkę - wymieniał przerywając wcześniej zszokowanej Brömmel. - Nie martw się już dziś o nic, okej? O wszystko zadbałem - położył na jej barku rękę i spojrzał w tęczówki.
- Dzię... dziękuję Marco - wyznała i szybko się przytuliła do przyjaciela.
Ten bez przeszkód przytulił ją do siebie. Wiedział, że teraz przechodzi jeden z gorszych okresów jej życia. Potrzebowała teraz pomocnej dłoni i ramienia, w które mogłaby się wypłakać.
Ann natomiast, mimo problemów, żalu do jej chłopaka, uśmiechała się lekko w duchu. Dlaczego? Po prostu wie, że Wiktoria może spać spokojnie.
Po chwilowych czułościach, Kathrin zaprosiła Marco do domu. Rozebrali się z kurtek i usiedli w kuchni. Kobieta zaparzyła kawy, bo jak sam Reus powiedział, będzie siedział tutaj tak długo, dopóki Mario nie pojawi się w domu. Czuł, że może czekać ich długa noc. Czyżby?
Po około 20 minutach, gdy siedzieli na krzesełkach, rozmawiali o głupotach, usłyszeli nadjeżdżający samochód. Automatycznie wstali z miejsc i spojrzeli przez okno. To był on. To auto należało do piłkarza. Dziewczynie od razu ciśnienie skoczyło do góry, a serce zaczęło galopować niczym pędzące stado dzikich mustangów.
- Nie denerwuj się - mówił do niej, gdy zauważył w jej oczach zdenerwowanie.
- Postaram się - wyszeptała i udała się na korytarz.
Starli oparci o ścianę i patrzeli w podłogę, co jakiś czas zerkali na drzwi, w których ma za chwilę stanąć zawodnik Borussii Dortmund. Nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. I jego. Wyglądał na zmarnowanego, rozżalonego i jakby przed chwilą otarł się o śmierć. Nie zauważył ich od razy, ale gdy spojrzał przed siebie o mały włos nie zeszedł na zawał.
- Gdzie byłeś!? - jego dziewczyna od razu przeszła do konkretów. - Tylko mi nie ściemniaj! Mów kim ona jest i ile już to trwa?!
- Jaka ona?- pytał spokojnie i spojrzał się na swojego przyjaciela. - Marco? Co tu ty robisz? - gadał opanowany, ale ty tylko rozwścieczył Niemkę.
- No właśnie?! Co on tutaj robi?! Pomyśl, że zajmuje się twoją córką! To ty powinieneś być na jego miejscu! Wiesz jak się wszyscy o ciebie martwiliśmy?! A ty wracasz i zero wyjaśnień!
- Ja... - nie wiedział, co ma zrobić.
- Mario - zaczął spokojnie piłkarz z numerem jedenaście. - Powiedz, co się dzieje i będziemy mieli to z głowy. Chcemy ci pomóc.
- Ale ja nie potrzebuje pomocy. Nie pomożecie mi teraz. Muszę zrobić to wszystko sam... - odpowiedział.
- Co się z tobą dzieje!? - krzyczała ze łzami w oczach była modelka. - Nie poznaje cię...
- Nie mogę ci powiedzieć - odparł, ale po chwili żałował, bowiem dostał od Ann siarczystego policzka.
Odruchowo złapał się za zaczerwieniony polik i spojrzał na swoją oprawczynie. Widział w niej złość i ból, że musiała się do czegoś takiego zmusić. Zerknął też na Marco. Ten był zawiedziony. Chociaż wiedział, że on również najchętniej by mu przywalił.
- Nienawidzę cię, Götze! - krzyknęła i widział jak z jej oczy lecą słone łzy.
Chciał podejść, ale ona uniemożliwiła mu to. Natychmiast się odsunęła i w geście obrony schowała się lekko za Marco. Wtedy Mario zabolało to jeszcze bardziej.
- Teraz taki nagle jesteś chętny do czułości? - atakowała go. - Gdzie byłeś, gdy cię potrzebowałam najbardziej?!
Spuścił głowę. Wiedział, że już przegrał. Wiedział, że ona jest w furii i nic jej nie powstrzyma. Będzie na niego najeżdżać dopóki się nie zmęczy. Przegrał. Postanowił jednak walczyć do końca. Tylko, czy to w ogóle była walka, skoro nie mógł nic wyjaśnić?
Był z siebie bardzo dumny. Nie miał nawet pojęcia, że potrafi poradzić sobie sam z małym dzieckiem. Zazwyczaj w takich sytuacjach ktoś z nim był. Siostry, Mario, Ann, rodzice, czy nawet Wiktoria. Tym razem zrobił wszystko całkiem sam. Gdyby tylko Wiki to widziała...
Gdy schodził ze schodów obrał kierunek jego samochodu. Natychmiast się sam udał się po przyjaciółkę. Myślał, że przez ten czas mogła się już obudzić, ale okazało się, że dalej smacznie spała. Uśmiechnął się do siebie i podszedł do strony kierowcy i otworzył drzwi. Wsiadł lekko do auta i delikatnie szturchnął kobietę. Nie obudziła się od razu, ale po kilku próbach.
- Co się dzieje? - wymamrotała z zamkniętymi oczami. Lekko się przeciągnęła i obejrzała dookoła. - Już dojechaliśmy? Gdzie Diana? - pytała, na co Reus tylko zaśmiał się lekko.
- Już śpi. Zaniosłem ją do pokoju, a tobie pozwoliłem pospać dłużej - wyznał i wtedy oboje wyszli z pojazdu.
- Ale ja jej nie nakarmiłam. Obudzi się pewnie w nocy - głośno myślała zmartwiona.
- Nie martw się - uspokoił ją. - To też już załatwiłem. Zagrzałem jej mleka i wypiła wszystko od razu.
- A...
- Umyłem ją, zmieniłem pieluszkę - wymieniał przerywając wcześniej zszokowanej Brömmel. - Nie martw się już dziś o nic, okej? O wszystko zadbałem - położył na jej barku rękę i spojrzał w tęczówki.
- Dzię... dziękuję Marco - wyznała i szybko się przytuliła do przyjaciela.
Ten bez przeszkód przytulił ją do siebie. Wiedział, że teraz przechodzi jeden z gorszych okresów jej życia. Potrzebowała teraz pomocnej dłoni i ramienia, w które mogłaby się wypłakać.
Ann natomiast, mimo problemów, żalu do jej chłopaka, uśmiechała się lekko w duchu. Dlaczego? Po prostu wie, że Wiktoria może spać spokojnie.
Po chwilowych czułościach, Kathrin zaprosiła Marco do domu. Rozebrali się z kurtek i usiedli w kuchni. Kobieta zaparzyła kawy, bo jak sam Reus powiedział, będzie siedział tutaj tak długo, dopóki Mario nie pojawi się w domu. Czuł, że może czekać ich długa noc. Czyżby?
Po około 20 minutach, gdy siedzieli na krzesełkach, rozmawiali o głupotach, usłyszeli nadjeżdżający samochód. Automatycznie wstali z miejsc i spojrzeli przez okno. To był on. To auto należało do piłkarza. Dziewczynie od razu ciśnienie skoczyło do góry, a serce zaczęło galopować niczym pędzące stado dzikich mustangów.
- Nie denerwuj się - mówił do niej, gdy zauważył w jej oczach zdenerwowanie.
- Postaram się - wyszeptała i udała się na korytarz.
Starli oparci o ścianę i patrzeli w podłogę, co jakiś czas zerkali na drzwi, w których ma za chwilę stanąć zawodnik Borussii Dortmund. Nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. I jego. Wyglądał na zmarnowanego, rozżalonego i jakby przed chwilą otarł się o śmierć. Nie zauważył ich od razy, ale gdy spojrzał przed siebie o mały włos nie zeszedł na zawał.
- Gdzie byłeś!? - jego dziewczyna od razu przeszła do konkretów. - Tylko mi nie ściemniaj! Mów kim ona jest i ile już to trwa?!
- Jaka ona?- pytał spokojnie i spojrzał się na swojego przyjaciela. - Marco? Co tu ty robisz? - gadał opanowany, ale ty tylko rozwścieczył Niemkę.
- No właśnie?! Co on tutaj robi?! Pomyśl, że zajmuje się twoją córką! To ty powinieneś być na jego miejscu! Wiesz jak się wszyscy o ciebie martwiliśmy?! A ty wracasz i zero wyjaśnień!
- Ja... - nie wiedział, co ma zrobić.
- Mario - zaczął spokojnie piłkarz z numerem jedenaście. - Powiedz, co się dzieje i będziemy mieli to z głowy. Chcemy ci pomóc.
- Ale ja nie potrzebuje pomocy. Nie pomożecie mi teraz. Muszę zrobić to wszystko sam... - odpowiedział.
- Co się z tobą dzieje!? - krzyczała ze łzami w oczach była modelka. - Nie poznaje cię...
- Nie mogę ci powiedzieć - odparł, ale po chwili żałował, bowiem dostał od Ann siarczystego policzka.
Odruchowo złapał się za zaczerwieniony polik i spojrzał na swoją oprawczynie. Widział w niej złość i ból, że musiała się do czegoś takiego zmusić. Zerknął też na Marco. Ten był zawiedziony. Chociaż wiedział, że on również najchętniej by mu przywalił.
- Nienawidzę cię, Götze! - krzyknęła i widział jak z jej oczy lecą słone łzy.
Chciał podejść, ale ona uniemożliwiła mu to. Natychmiast się odsunęła i w geście obrony schowała się lekko za Marco. Wtedy Mario zabolało to jeszcze bardziej.
- Teraz taki nagle jesteś chętny do czułości? - atakowała go. - Gdzie byłeś, gdy cię potrzebowałam najbardziej?!
Spuścił głowę. Wiedział, że już przegrał. Wiedział, że ona jest w furii i nic jej nie powstrzyma. Będzie na niego najeżdżać dopóki się nie zmęczy. Przegrał. Postanowił jednak walczyć do końca. Tylko, czy to w ogóle była walka, skoro nie mógł nic wyjaśnić?
-Ty i Diana jesteście dla mnie najważniejsze! - zapewnił, ale spotkał się z wyśmianiem z strony Kathrin.
Bolało.
- To udowodnij to, bo jak na razie pokazujesz tylko, że nie dorosłeś do roli ojca. Jak ty się zachowujesz?! - wykrzyczała mu to prosto w twarz, a on nie mógł nic zrobić.
- Mam swoje powody... - powiedział cicho.
- To może oświecisz mnie?
- Przepraszam... nie mogę - po raz kolejny opuścił swoją głowę.
Zastygła. Nie powiedziała już nic. Ta furia już minęła. Teraz miała już dosyć i marzyła by zaleźć się w łóżku i spokojnie zasnąć. Jednak to nie będzie jej dane. Na pewno nie dzisiaj.
- W takim razie jutro z samego rana pakuje się i wyprowadzam do rodziców. Z nami koniec - mówiła na jednym tchu, wyminęła wszystkich i poszła na górę.
Zostali sami. On i jego najlepszy przyjaciel. jednak nie może liczyć na jakieś dobre słowo. Sam do tego doprowadził. Świadomie. Marco wie, że brunet ma jakiś pomysł, ale skoro nie chce od nikogo pomocy, nic na siłę. Zna go i wie, że jeżeli będzie chciał pogadać, to zrobi to. Teraz już nic nie może.
- Zadowolony jesteś? - zapytał go z wyrzutami.
Złapał za swoją kurtkę i wyminął go, a sam udał się do siebie.
Jechał ulicami. Cały czas w głowie miał swoich przyjaciół. Miał nadzieję, że to jakiś sen, albo po prostu wszystko się ułoży. Przecież ile razy on i Wiktoria mieli problemy? Ale za każdym razem się godzili, bo łączy ich wielka miłość. W tej sytuacji ma nadzieję, że również wygra miłość.
Zajechał na parking i zaparkował auto, a potem zaraz udał się na górę. Było po 21. Szedł i myślał o całej tej sytuacji, że o mały włos nie poszedłby piętro wyżej. Na szczęście w porę się opamiętał i złapał za klamkę od swojego mieszkania. Zastał tam Roberta, który siedział z Laurą i grali w fife. Zaśmiał się lekko widząc ten widok. Oni wkrótce też go zauważyli.
- I jak? Znalazł się? - spytał uśmiechnięty.
Marco jednak nie odpowiedział tylko swoją miną wyraził więcej niż mógł. Towarzystwo także spoważniało.
- Gdzie jest Wiktoria? - pytał, gdy rozbierał się z wyjściowych ciuchów.
- Na górze - odpowiedzieli równo, a ten od razu skierował się do swojej żony. Po takim dniu o niczym innym nie marzy niż tylko przytulenia się do niej. Wszedł od razy do sypiali i zastał ciemne pomieszczenie. Zapalił światło, a jego oczy ujrzały śpiącą dziewczynę. Uśmiechnął się i podszedł do niej, gasząc wcześniej światło. Popatrzał na nią i z twarzy nie znikało zadowolenia. Chociaż teraz mógł końcu zapomnieć o wszystkim, co spotkało go w domu Mario i Ann. Ułożył się obok i przytulił się lekko do niej.
- Kocham cię - szepnął i sam zamknął oczy.
Po chwili po prostu zasnął z ręką na jej brzuchu. Jeszcze nie wie, że w tym brzuchu rozwija się jego dziecko.
Po chwili po prostu zasnął z ręką na jej brzuchu. Jeszcze nie wie, że w tym brzuchu rozwija się jego dziecko.
___________________________________________________________
Cześć mordy!
Aż sama się zaskoczyłam, że skończyłam pisać, bo jakoś szło mi to wszystko szybciej niż ostatnio ;)
Mimo, że pisanie jakoś szło wydaje mi się, że jest to jeden z nudniejszych rozdziałów. Chciałabym, żeby tylko się wydawało, ale opinia jak zwykle należy do Was :)
Wiem, że każda też z Was chce by Wiktoria w końcu powiedziała o ciąży, ale spokojnie
Jest już bliżej niż dalej ;v
Może to nie jest miejsce odpowiednie na to, ale muszę to poruszyć.
Zapewne każda z Was wie co się stało w piątek w Paryżu. Każda z Was wie ile ludzi zginęło.
Jeszcze ten mecz... Byłam w szoku, jak rano się obudziłam i zobaczyłam te wszystkie zdjęcia i filmiki.
Nie wiem dlaczego, ale bardzo przeżyłam to, co wydarzyło się we Francji. Jedyne co możemy tylko zrobić, to nie dopuścić by takie coś się jeszcze wydarzyło.
I to co Mats napisał idealnie obrazuje dzisiejszy świat.
Serio jest spier*olony :(
Miejmy nadzieję, że to będzie lekcja dla ludzi i możemy tylko współczuć rodzinom ofiar...
Do następnego
Nie mogę się doczekać aż Wiktoria powie Marco o dziecku *o*
OdpowiedzUsuńAwww chciałabym zobaczyć Marco tak zajmującego się malutkim dzieckiem *___*
Musi to wyglądać przeslodko aww
Mam nadzieję że Wiktoria mu już powie i nie będziemy musiały czekać jeszcze w nieskończoność :D
Z niecierpliwością czekam na następny, życzę weny i pozdrawiam Aga <3
Awww piękny rozdział jeśli chodzi o wątek Marco i Wiki. Mam nadzieję że sprawa z Mario szybko się wyjaśni. Ciekawa jestem reakcji Reusa na wieści. Czekam z niecierpliwością na kolejny. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKochana, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że już mogłam przeczytać ten fantastyczny rozdział! ^^
OdpowiedzUsuńJestem taka wściekła na Mario, że nie potrafię tego określić! To samo czuję w stosunku do jego matki. Ona na pewno wie, co jest grane, a mimo to milczy. Jak może? Czy ona nie rozumie, że jej syn rani nie tylko Ann, ale i jej wnuczkę?
Myślę, że Ann postąpiła bardzo dobrze. Skoro nie idzie prośbą, ani groźbą, to trzeba czynami. Może ten fakt, że Ann chce wyprowadzić się do rodziców coś wskóra? Mam nadzieję, że Mario się otrząśnie i opowie wszystko partnerce... A przy okazji i my dowiemy się co jest grane. :)
Reus i Diana... ❤❤❤ Jeżeli on tak cudownie zajmować się będzie swoim dzieckiem to nie mam żadnych pytań! ^^ No, może prócz tego, kiedy się dowie, że jego potomek jest już w drodze?! :D No ile można, kobieto?! :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny! ^^
I pragnę zauważyć, że dziś jestem niemal na czas. xD
Buziaki! :*
PS. Co do tych wydarzeń... Nie wiem, co mogę powiedzieć. Żadne słowo, nie jest w stanie opisać tego, co czuję ja, co czują bliscy tych wszystkich ofiar... Nie pozostaje nam nic innego, jak po prostu modlić się za nich wszystkich. Za rannych, za zmarłych, za Paryż, za ludzi, którzy to wszystko widzieli... #pratforparis
Rozdział jak zwykle cudeńko kochana ❤❤☺
OdpowiedzUsuńMario mnie irytuje masakra..
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział kocham ❤❤❤❤❤
PS. Nie mam weny na komentarze ostatnio, wiec wybacz, że taki krótki. Kocham ❤
Tobie zawsze wybaczę 😘😘
UsuńCzytam prawie po wstawieniu, komentuje lata świetlne później...Ale już komentuję!:D
OdpowiedzUsuńCóż..mam niedosyt. Strasznie jakoś szybko się skończył. Nie wiem, czy faktycznie jest krótki, czy tak mnie pochłonął, że po prostu ją zaczęłam czytać a to już koniec...
Wiesz, może mecze ale ja cały czas nie mogę się doczekać, aż Wiki powie Marco o ciąży.Moze juz masz dosyć tego gadania, ale ja będę gadać aż do skutku! :D
Mario..Nie wiem w co on gra..Jego mama wie, a Ann i Diana tez w sumie jego rodzina. Popieram Ann w jej decyzji. Może to da coś Mario do myślenia...
No nic. Będę czekać cierpliwie (i niecierpliwie aż Wiki powie Marco!!!;) )
Weny!;*
Buziaki;***
Świetny ten rozdział! :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobała mi się końcówka, kiedy Marco wrócił do domu i poszedł prosto do Wiki ♡
Na miejscu Ann też miałabym dość. Götze jest głupi, a ona ciągle się o niego martwi, starając się dodatkowo ukryć wszystkie problemy przed ich córeczką. Ale tak zaczęłam się teraz zastanawiać... Może niesłusznie go oskarża, a Mario faktycznie jest chory..? Bo nic innego już nie przychodzi mi do głowy...
No i ja też już od kilku rozdziałów nie mogę się doczekać, kiedy Reus się dowie :D Mam dziwne wrażenie, że im dłużej Wiktoria zwleka, tym bardziej nieprzyjemna będzie reakcja Marco :D
Przepraszam za tak krótki komentarz, ale nieco się spieszę i jestem mega niewyspana... Jak żyć :<
Buziaki! (Ps. jutro zapraszam do siebie na bloga o dancing queen :))
Cóż ja mogę teraz napisać, kochana... Chyba na samym początku trzeba byłoby przeprosić za chwilową absencję w komentarzach. Przez minione dwa tygodnie nie wiedziałam w co ręce włożyć, ale teraz naszczęście już wszystko wraca do normy... Olimpiady dla mnie skończyły się w piątek,więc mogę wreszcie powrócić do bloggera i całej tej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńCo do samych rozdziałów (tego i poprzedniego) to profesjonalnie budujesz napięcie. Nie znam osoby, która potrafiłaby to robić lepiej, powaga! Jestem coraz to bardziej wściekła na Mario, ale z każdą kolejną odsłoną wątku Götze-Ann mam wrażenie, że to nie jest ani kochanka, ani choroba, czy tym bardziej ani żaden nowy transfer. To wszystko zaczęło się od momentu, w którym Mario miał pojechać do rodziców, a jeżeli rzeczywiście się tak stało jestem niemal w stuprocentach pewna, że wówczas się coś wydarzyło. Świadczyć o tym może zachowanie matki Mario, jak i samego zainteresowanego. Mam przeczucie, że Lena wcale nie jest zupełnie obcą osobom dla Ann i Diany. I nie chodzi mi tutaj o ich zapoznanie się w poprzez Reusów. A Lena tak chętnie zajmując się małą Götze MOŻE nieświadomie mieć pod opieką własną bratanicę. To oczywiście są tylko moje domysły,aoe jeżeli naprawdę Mario byłby bratem Leny to dlaczego nie chce powiedzieć o swoich problemach przyjaciołom i ukochanej...? Coś czuję, że za tym wszystkim może ukrywać się coś znacznie większego...
Natomiast to co zdarzyło się w Paryżu piątkowej nocy przechodzi ludzkie pojęcie. Wszystko, każdy szczegół był tak dokładnie zaplanowany, że żadne nawet najlepiej wyszkolone slużby nie mogły się temu przeciwstawić. I odrzucając już tutaj sport i sytuację na stadionie, bo to wszystko jest niedowiary. Zginęła masa młodych ludzi, ludzi, którzy w swoim państwie czuli się bezpieczni. Modlę się za ofiary i wszytkich rannych, aby odzyskali zdrowie zarówno fizyczne jak i psychiczne, bo po czymś takim sztuką jest się podnieść. Ja chyba nie dałabym rady.
Wybacz, że ten komentarz jest taki nieskładny,ale o tej porze mój mózg już nie funkcjonuje. Szczególnie biorąc jeszcze pod uwagę dwie nieprzespane noce... Nie chcę zarywać kolejnej, dlatego po prostu z niecierpliwością czekam na nexta i życzę weny, weny i jeszcze raz weny!
Dobranoc!
Do czego ten Gotze doprowadził...Ann odejdzie? Jejciu nie oni byli idealni razem:( Nie mogą się roztać przecież Diana ich łączy... Co do Wiki to nie moge się doczekać kiedy mu powie :D Marco spełnił się w roli wujka to w roli tatuśka tym bardziej powinien ;) Pozdrawiam i ściskam <3
OdpowiedzUsuń+Zapraszam na mojego nowego bloga :) -http://kazdymajakiscel.blogspot.com/
Czekam z niecierpliwością na następny! ❤❤
OdpowiedzUsuńCud, miód, malina jestem tobą zachwycona piszesz coś niesamowitego, brak słów żeby to opisać. Sama próbuje moich sił ale narazie nie mam odwagi opublikować może mogłabym przesłać tobie prolod czy nawet pierwszy rozdział żebyś oceniła? Jesteś super. Ja osobościr uwielbiam Piszczka mogłabyś go gdzieniegdzie umieścić w swoim opowiadaniu. Dodam jeszczę, że ja piszę o Reusie. Pozdrawiam Wiki:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za te wszystkie miłe słowa :*
UsuńI nie ma się czego bać!
My z natury obawiamy się nowych rzeczy, ale czasami trzeba zaczerpnąć nowości :) zobaczysz, że jak wciagniesz sięw blogsferę, to nie wyjdziesz z niej tak szybko :D
No i z chęcią przejrzę Twój prolog! Zawsze służę pomocą, więc jak tylko będziesz miała problem, to zapraszam ;)Byłabym zaszczycona, że zwracasz się z tym do mnie :*
Jeśli tylko będziesz miała ochotę, to pisz na mojego gmaila weronikamueller99@gmail.com
Jeśli zechcesz to bede czekać :*