sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 9

~*~
   Jesień otuliła już dostatecznie Dortmund. Wszędzie leżały kolorowe liście, które przykrywały, nie do końca już zieloną, trawę. W parkach tworzyły prawdziwy liściasty chodnik, w którym dzieciaki uwielbiały się bawić. Pogoda robiła się z dnia na dzień coraz zimniejsza, ale Niemcom to nie przeszkadzało, bo byli już przyzwyczajeni do jesiennych deszczy oraz słońca, które w niektórych dniach również się pojawiało. 
   W kawiarniach i restauracjach dominowały gorące napoje wraz z pysznymi, czekoladowymi deserami, które na ten zimny okres są idealne. 
   Rodziny spędzały teraz ze sobą więcej czasu. Wychodzili na spacery, na wspólne obiady. Dziwne, że to właśnie w tych zimnych miesiącach, w domach jest najcieplej. Ludzie po prostu nadrabiają zaległości.
   Siedział właśnie w parku, na placu zabaw ze swoją przyjaciółką na ławce. Obserwował uważnie, jak jego córeczka bawi się w drewnianej fortecy i zjeżdża na zjeżdżalni. Była zajęta sobą, więc oboje mieli czas na rozmowę. Siedzieli już godzinę i próbowali pogadać. Próbowali, bo ostatnie sytuacje przeszkadzały im w swobodnej rozmowie. Każde z nich najchętniej wypowiedziało wszystko, co może, ale nie mogą. Szczególnie on, który potrzebuje właśnie pomocy. Jest głównym winowajcą, ale to on potrzebuje wsparcia. Chociaż nie chce go. Chociaż potrzebuje bardziej niż mu się wydaje. 
- Mała już strasznie podrosła - skomentowała patrząc na dziewczynkę. - Pomyśleć, że w czerwcu minął rok - wspominała.
   Piłkarz się zaśmiał. 
- Pamiętam, jak była pierwszą noc u nas w domu, gdy Ann wróciła ze szpitala. Około pierwszej w nocy zaczęła swój koncert i ciągnęła tak do rana, a my nie mogliśmy nic zrobić. Prawie w ogóle nie spaliśmy, a ja miałem jeszcze mecz do zagrania. Nie miałem nic innego do zrobienia, jak po prostu wyjść w wyjściowym składzie. Thomas tak postanowił i nie masz prawa się kłócić. Ledwo żywy stanąłem na murawie i ta adrenalina była silniejsza, przez co zagrałem mecz życia - uśmiechnęli się oboje. - Dwie asysty i dwa gole. Wywalczony karny - wymieniał. - Schodząc do szatni wszyscy byli w szoku, a Ann popłakała się przed telewizorem z moimi rodzicami. Nie zapomnę tego meczu do końca życia. 
- Na pewno - Wiktoria powiedziała tylko tyle i dokładniej przykryła się swoją kurtką. Mario to zauważył.
- Zimno ci? Możemy już wrócić? - powiedział.
- Nie, ja i tak nie będę mogła wrócić razem z wami do domu, bo obiecałam spotkać się dzisiaj z rodzicami - oznajmiła.
- Rozumiem - kiwnął głową. - I tak doceniam to, że chciałaś się ze mną wyjść. Dawno nie mieliśmy czasu dla siebie - uśmiechnął się lekko, jednak zaraz po tym spoważniał, a może nawet posmutniał. - Zwłaszcza po ostatniej sytuacji... - powiedział cicho, prawie szeptem.
- I nie ukrywam, że miałam nadzieję, że właśnie w tej sprawie chciałeś się ze mną spotkać - powiedziała do niego, ale Götze patrzał w dal. Wstydził się tego, co zrobił? - Mario słyszysz mnie?
- Słyszę - spojrzał na nią. - Ale co mam ci powiedzieć? 
- Co się z tobą dzieje? Jaki masz problem, bo na pewno coś jest grane! - podniosła lekko głos, ale ciągle panowała nad sobą.
- Uwierz, że chciałbym powiedzieć, a szczególnie tobie, ale nie mogę. Muszę sobie sam z tym poradzić. Macie wszyscy wystarczająco dużo na głowie. 
- Przestań, bo chyba mnie zaraz rozsadzi, jak tak dalej będziesz mówił! Jak to mamy wystarczająco na głowie?! Mario! Jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy sobie nawzajem! - krzyknęła, ale pamiętała, by uważać na słowa, bo w pobliżu jest Diana.
- To nie chodzi o to, Wiki - zaprzeczył. - Czasami po prostu trzeba poradzić sobie samemu. 
- Jesteś idiotą.
- Wiem - zgodził się i na chwile oboje zamilczeli. 
- Wiesz, że krzywdzisz Ann. - ponownie się odezwała brunetka, bo nie wytrzymywała. Najchętniej rozszarpałaby go. - Ona myśli, że ją zdradzasz!
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale kocham ją i gdy ją spotkasz, uspokój, że nie mam żadnej kochanki. W życiu bym tego nie zrobił.
- Sam jej to powiedz! - oburzyła się. 
   Nagle podniosła się lekko i usadowiła, by być bardziej skierowana w stronę do Mario. Planowała powiedzieć mu teraz wszystko, co myślała. Chce mu przemówić do rozsądku. 
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie będę się powtarzała - zaczęła ostro. - Czy ty tego nie widzisz? Nie widzisz, jak twoja rodzina się wali, a ty zamiast temu zaradzić, to uciekasz od problemów i tylko dokładasz sobie nowych? Nie widzisz, jak Ann cierpi i marzy tylko o tym, byś wyjaśnił jej wszystko? Kochasz ją? Zobacz do czego doprowadziłeś! Twoja kobieta się wyprowadziła do Düsseldorfu! Twoja córka mieszka w innym mieście daleko od ciebie. Powinna być w twoim domu, w twoim domu się bawić. Cały czas, a nie tylko od święta. Chcesz być niedzielnym tatusiem? Napraw to Götze, bo jesteś w czarnej dupie, a może być jeszcze gorzej, jak Kathrin się wkurzy i całkowicie zabroni ci spotkać z Dianą! - mówiła, a Mario mimo, że patrzał w dal na córeczkę, która wesoło bawiła się w piaskownicy oraz coś mówiła sama do siebie.
   On ją słuchał i pochłaniał każde słowo, które wyszło z jej ust. To, co mówiła było jak najbardziej prawdziwie i zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego. Jednak to, co go spotkało było trudniejsze do wyjaśnienia. Owszem mógłby porozmawiać z kimkolwiek i na pewno ma potrzebę otrzymania pomocy, ale nie może na razie nikomu powiedzieć. Chociaż powinien.
- Ogarnij się Mario i dowiedź czego chcesz, bo jak się obudzić może być już za późno - gadała dalej.
   Piłkarz zamyślał się nad jej słowami i miał nagle w sobie jakąś siłę by nagle wyrzucić wszystko z siebie, ale natychmiast odrzucił takie myśli, bo usłyszał, jak Diana zapłakała. Od razy zerwał się na równe nogi i pognał do swojej księżniczki. 
- Co się stało? - zapytał z troską jak podszedł do płaczącej córeczki.
   Ona natomiast, z mokrymi policzkami od łez, pokazała swojemu tacie dłoń, na której był kawałek zdartej skóry.
- No już - wziął ją do siebie na ręce i kucając przytulał ją do swojej klatki piersiowej oraz rozmawiał do niej spokojnym, opanowanym głosem.
   Wiktoria od razu poszła kawałek za nim i przez ten czas przyglądała się tej uroczej sytuacji. Mario jest mimo wszystko dobrym ojcem. Kocha Dianę i zrobiłaby dla niej wszystko. Troszczy się o nią i obchodzi się jak z jajkiem. Ma po prostu jakiś problem, z którym nie chce się podzielić, ani nikt nie może tego rozgryźć.
- Już dobrze? - zadała pytanie przyjacielowi, a ten wstał wraz z dziewczynką i odpowiedział.
- Tak. Musiała tylko zadrapać się czymś. Nic wielkiego - uznał. - Jednak może być już trochę głodna, więc chyba zabiorę ją do siebie.
- Ta - zgodziła się i podała brunetowi parę rękawiczek, które Diana musiała zdjąć wcześniej. - Ja też będę się już zbierać - wyznała i poczuła, jak jej telefon wibruje.
   Wyjęła go i odczytała wiadomość.
- Marco? - zapytał towarzysz, bo zauważył, że na jej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech.
- Laura - poprawiła. - Napisała, że jest już po przeprowadzce.
- Przeprowadzce? - nie rozumiał.
- Ty nie wiesz? - upewniła się, a on pokiwał niepewnie głową. - Dużo opowiadać, ale Laura zatrzymała się u nas na kilka dni. Miała male problemy w domu - mówiła i ponownie spojrzała na sportowca, którego mina mówiła, żeby Wiktoria lepiej opowiadała ze szczegółami. - Dowiedziała się, że jest adoptowana.
   Mario zmarszczył brwi i zdziwił się bardzo.
- Co ty mówisz? - nie dowierzał.- Laura?! Ta blondynka z wesela, co z nią tańczyłem? - wspominał.
- Tak, ta - przyznała mu racje. - Ostatnio powiedziała, że nie chce siedzieć u nas dłużej na głowie. Miała szczęście, bo jej koleżanka akurat poszukiwała współlokatorki i zamieszkała z nią. Na razie nie chciała mieszkać z tymi ludźmi. Jakby straciła ich zaufanie - opowiadała.
- Nie wierzę... - kręcił głową.
- Takie rzeczy się dzieją, Mario - skomentowała. - Nie mamy na nie wpływu - powiedziała i schowała komórkę do kieszeni kurtki. - To ja lecę. Pa! - pożegnała się z nim i powoli zaczęła odchodzić. - A! - przypomniało się jej przy bramce. - To do kiedy jesteś "chory'? - w powietrzu utworzyła cudzysłów.
- Do niedzieli - odpowiedział. - W poniedziałek wracam do treningów - oznajmił. - Widzimy się jutro na meczu?
- Widzimy! Zdzwonimy się - uśmiechnęła się na koniec i miała już wychodzić na parking do swojego samochodu, ale coś jeszcze musiała załatwić. - Mario! - krzyknęła, gdy ten opuszczał plac zabaw.
   Odwrócił się i spojrzał w jej kierunki. Myślał, że znowu będzie prawiła mu jakieś wartości, ale ona powiedziała już, co miała. Teraz chodziło o nią.
- Muszę ci coś powiedzieć - wyznała, gdy była w pobliżu.

~*~
   Gdy skończył trening od razu udał się pod prysznic. Był wykończony, ale ostatnio to nic niezwykłego. Stara się, jak może. Nie odpuszcza i daje z siebie wszystko. Wie, że musi to robić by Tuchel zauważył zmiany w grze Polaka. I rzeczywiście tak jest. Thomas widzi, jak Robert ciężko ćwiczy. Nie szczędzi mu pochwał. Jest tez bardzo dumny. Dumny ze swojego zawodnika, bo potrafi pokazać na co go stać. Dumny, bo ma w swoim zespole walecznego Polaka. Jest też i dumny z siebie, bo postawił na swoim i zmusił w końcu Lewandowskiego do zmiany. Na razie daje mu się tylko pokazać i jest rezerwowym. Chce wyciągnąć z Lewego jeszcze więcej. Po prostu daje mu  czas.
   Po około 15 minutach wyszedł z pod prysznica i ubrał się w wyjściowe stroje. Było po 16, więc wypadałoby udać się na jakiś obiad. Ale pomyślał, że fajnie by było, gdyby sam coś ugotował. Przecież tak dawno tego nie robił. I jak pomyślał, tak planował zrobić. Ubrany wyszedł z szatni żegnając się wcześniej z kolegami. Szedł spokojnie podgwizdując i uśmiechając się lekko. Miał dobry humor. Ostatnimi czasy ma taki nastrój zdecydowanie częściej. Rzadko kiedy zdarza mu się wstać z łóżka i mieć wielkiego doła. Są to wyjątki. Kiedyś, taki dzień, jak ten, był wyjątkiem.
   Wsiadł do swojego sportowego auta i odjechał w stronę miasta. Nie wiedział dokładnie za co ma się zabrać, co przygotować, więc liczył na szczęście. Postanowił pochodzić trochę po sklepach i po prostu coś wybrać, a danie samo mu wpadnie do głowy. Zajechał na dzielnicę, gdzie  znajduje się wiele sklepów. Oczywiście ze zdrową żywnością. Zaparkował auto i zaczął krążyć od jednego sklepu do drugiego i co jakiś czas wyłapywał, to co mogło mu się przydać. Jednak dalej nie miał pomysłu, co wykonać. Rzecz jasna nie odbyło się bez wszelkiego rodzaju zdjęć, czy autografów. Chociaż fani, tutaj w Dortmundzie, rozumieją go i starają się nie nadużywać tej możliwości spotkania piłkarza. On też rozumiał ich. Starał się za każdym razem wyjść dobrze i szczęśliwie na zdjęciu, bo wie, co to dla takiego małego fana może znaczyć jego osoba. Dla wielu jest idolem, ale nie tylko pod względem umiejętności, ale i osobowości. Tego, co dokonał. Tutaj w największym mieście Zagłębia Ruhry wszyscy się znają i znają piłkarzy. To, że pozbierał się po stracie ukochanej żony, którą kochał nad życie i mimo to stara się żyć normalnie. To wymaga wielkiego zaangażowania i pomocy bliskich.
   Przechodził właśnie obok targów, gdzie jego Anna zawsze kupowała zdrowe jedzenie. Tym razem to on tu przyszedł. Szczerze? Przyszedł tu po raz pierwszy bez Ani. Nie orientował się za bardzo nad tym, co się gdzie znajduje i gubił się. Po przekroczeniu kilkunastu metrów, chciał zawrócić i już wykonał krok do tyłu. Odwracając się jednak, trawił na pewną przeszkodę.
- Auć - usłyszał.
   Kiedy kierował się do wyjścia, nieumyślnie wszedł w drogę komuś innemu. Kobiecie. Co najlepsze, znajomej kobiecie.
- Lauren? - powiedział zdziwiony.
   W tym samym momencie, brunetka spojrzała do góry i zobaczyła, kto ją potrącił. Od razu na jej twarzy pojawił się ten sam uśmiech, który zapamiętał Lewy. Ten sam, który ukazywał jej śnieżnobiałe zęby. Ubrana jak zwykle perfekcyjnie. Tym razem miała na sobie jasne jeansy, ale nie zapomniała o wysokich szpilkach. Zdobiła ją również cienka bluzeczka w czarne kropki, którą była widoczna przez odpiętą zieloną parkę. Włosy miała tym razem podkręcone i oczywiście nie zapomniała o czerwonej szmince na ustach.
- A jednak pamiętasz moje imię.
   Jak zwykle. Ironia przede wszystkim.
- Chyba powinien powiedzieć to bardziej o tobie. Miałaś się odezwać.
 Tak! W końcu to on się odgryzł, co oczywiście bardzo zaskoczyło Niemkę.
- Miałam wiele na głowie - odparła poprawiając torebkę na ramieniu. -  Szczerze, to przymierzałam się do tego by jednak umówić się z tobą, ale nigdy nie wiem, kiedy powinnam dzwonić - wyjaśniła.
- Następnym razem, to ja zadzwonię - zaśmiał się, a Lauren godząc się z przyjacielem, również się zaśmiała.
- Czyli właśnie nieświadomie się umówiliśmy? - podniosła do góry brew.
- A masz ochotę? - odpowiedział pytaniem.
- Co tam masz? - zaciekawiła się i spojrzała na torbę, którą trzymał w prawej ręce.
   Lewandowski spojrzał w dół.
- Aaa - ocknął się. - Wybrałem się na zakupy, bo chciałem coś ugotować, ale...
- ... nie wiesz co? - dokończyła za niego.
- Dokładnie - uśmiechnął się.
- To możemy iść coś przekąsić - zaproponowała. - W ramach naszego "umówienia się". Oczywiście ja stawiam - powiedziała i tak zrobili.
   Robert zgodził się, bo już był bardzo głodny, a jego koleżanka chciała zabrać go do restauracji, w której nigdy wcześniej się nie znalazł. Pojechali autem Roberta, jako że Lauren przyszła na pieszo. Jadąc poznawali się coraz bardziej i po raz pierwszy rozmawiali inaczej. Piłkarz w końcu nie czuł, że jest to jakieś formalne spotkanie. Gadali ze sobą, jak dwójka starych znajomych. Poczuli się swobodnie nawzajem.
   Po 20 minutach wysiedli do pewnej knajpy na wyjeździe z miasta. Polak nigdy tu nie jadł, ale zaraz po przekroczeniu poczuł domowe ciepło. Spodobało mu się od razu. Oboje usiedli gdzieś w kącie, bo nie chcieli robić sensacji. Obecność Roberta wzbudza wielkie zainteresowanie, ale w budynku nie było praktycznie nikogo z wyjątkiem pracowników. Usiedli i zamówili typowe niemieckie danie, w którym kuchnia tej restauracji się specjalizuje.
   Usiedli i w taki właśnie sposób spędzili swój wolny czas. Poznawali się nawzajem i mimo kolejnego spotkania, to chyba właśnie to, będzie tym najlepszym i najbardziej udanym. Lewandowski poznał Lauren z innej strony. Była teraz delikatna, śmiała się dużo i swój sarkazm schowała głęboko. Obydwoje pozwoli wejść w siebie nawzajem i poznać po prostu. Moss zauważyła w Robercie pełnego pasji, wartościowego człowieka z niesamowitą osobowością. Wesołego Polaka, który jest bardzo pozytywnym człowiekiem, On zobaczył w niej odważną i rozgadaną kobietę, która jest bardzo dumna z siebie i tego, co robi w życiu. Zakochana w swoim zawodzie. o dziwo potrafiła być niesamowicie przyjacielska, co pokazała Robertowi po raz pierwszy. Po raz pierwszy ukazali się prawdziwi. Ale czy na pewno?
- Przyszliśmy wtedy do niego z myślą dobrej zabawy, ale wszyscy wiemy, jak to się kończy. Przyszło więcej osób niż planowaliśmy. Chłopaki zaczęli tracić kontrolę, a szczególnie Marco - opowiadał historię, a jego towarzyszka słuchała go uważnie. - Oczywiście Mario wypił, jak zwykle najwięcej. Zaczął tańczyć na stole i rozbierać się - wybuchli śmiechem. - Reus chciał go zdjąć, ale jakoś tak się niefortunnie przechylili, że spadli. Do dzisiaj się śmiejemy, że Mario chciał zgwałcić Reusa - mówił i ocierał łzy z kącików oka.
- Jesteście chorzy - zakrywała czerwone usta dłonią. - Was powinno się pilnować!
- Najlepsze jest to, że wtedy, gdy oni leżeli na ziemi, przyszła była już dziewczyna Marco. Żebyś widziała jej minę - oparł twarz o rękę, która ułożona była na stole. - Ale to nie jedyny wyczyn tych debili. Na moich urodzinach Götze też zaczął tańczyć, a jeszcze kiedyś śpiewał polskie piosenki. Mówię ci, gdy kiedyś ich poznasz, to nie obędzie się bez śmiechu.
   Lauren pokręciła głową i poprawiła się na krześle. 
- Marco i Mario muszą być dla ciebie bardzo ważni? - zagadała.
- To bracia. Najlepsi przyjaciele, z którymi nie wyobrażam sobie funkcjonowania. Są najlepsi - odpowiedział uśmiechnięty.
- Robert? - powiedziała jego imię. - Dziękuję. 
   Polak się  zdziwił. 
- Za co mi dziękujesz? - zmarszczył brwi.
- Zmieniłeś się - wyznała powoli. - Jesteś inny od naszego ostatniego razu. Mówisz inaczej, zachowujesz inaczej. 
- Bo tak jest - wypowiedział mówiąc prosto w jej oczy. - Może to nie jest idealnie, ale...
- Tęsknisz za Anią? - zapytała przerywając.
   A Robert poczuł się , jakby własnie ktoś go trafił w serce. Spiorunował ją spojrzeniem, a ona jakby nigdy nic, czekała na odpowiedź.
- Lauren, było tak miło. Dlaczego psujesz tę atmosferę? 
- Nie możesz bać się mówić o śmierci Ani - podniosła głos. - To dla ciebie jest normalna rzecz. Jej już nie ma, Robert. Czas zejść na ziemie!
- Przesadziłaś - pokręcił lekko głową i wstał. - Po co w ogóle zaczynasz ten temat?
- Robert, zaczekaj - również wstała.
- Weszłaś w pewną sferę. Nie znamy się za dobrze, a ty już łamiesz pewną granicę. Było miło, ale muszę już jechać - odparł i postanowił skierować się do wyjścia. 
   Zostawił pieniądze w karcie, zabrał kurtkę i po prostu zostawił dziewczynę, która stała przy stole. Wyszedł szarpiąc za drzwi i podszedł szybko na parking, gdzie stało jego auto. Był zły, ale ochłonął już. Chciał wrócić do Lauren i jeszcze raz to wszystko wyjaśnić. Sam nie wie, dlaczego zareagował tak, a nie inaczej, ale chyba nie potrafił inaczej. Zabolało go stwierdzenie, że "Ani już nie ma". Ale może ona ma racje. Trzeba zapomnieć? Trzeba przestać się nad sobą użalać? Ale jaki ona ma w tym wszystkim cel?
- Robert!
   Nagle jego problem się rozwiązał, bo usłyszał, jak wola go Niemka. Odwrócił się szybko i zobaczył, że biegnie za nim. Zrobiło mu się głupi, bo jeszcze chwila i zostawił by ją samą, a przecież przyjechali tu razem.
- Lauren, przepraszam - podszedł do niej bliżej, a ona widocznie się zaskoczyła. - O mały włos bym cię zostawił
- Nic nie szkodzi - odparła i otuliła się bardziej kurtką. - Ja też przepraszam, ale chciałam ci tak pokazać, że czas ruszyć dalej, Robert. Chciałabym byś wrócił do normalności. Żebyś odżył - opuściła głowę.
- Ale dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? 
- Po prostu. Mam powody.
- Lauren, ale ja i tak się już zmieniłem, ale po prostu pewne rzeczy i tak pozostają. Ania była moją żoną. Kochałem ją nad życie i dalej ją kocham. Mam o niej zapomnieć? 
- Ona już nie żyje - powiedziała spokojnie. - Jest już wspomnieniem. 
- Zawsze jesteś taka dosadna? - oburzył się.
-Dlaczego nie dajesz sobie pomóc? Nie dajesz podejść przyjaciołom? Nie dajesz podejść mi? - pytała, ale czy on znał odpowiedź?
-Lauren, my się w ogóle nie znamy - zauważył słusznie, ale jej to w ogóle nie przeszkadzało.
-To znaczy, że nie mogę ci pomóc? Po za tym, kto powiedział, że nie możemy się lepiej poznać? Zależy mi na naszej znajomości.
-Dlaczego? - niczego nie rozumiał.
-Musi być powód?
   Tym razem to on opuścił głowę i głośno westchnął. Ile ona ma w tym wszystkim racji? Sam nie wiedział i właśnie się zastanawiał. Miła atmosfera z początku poszła się schować. Prysnęła jak bańska mydlana, ale czyja jest w tym wina? Lauren, czy Roberta?
   Z jednej strony zdawał sobie racje, że czas na zmianę. Że czas opamiętać się i przyjąć tę pomoc. Ania zawsze powtarzała, że trzeba dążyć małymi kroczkami do sukcesu. Nie wszystko na raz. Ale tutaj Moss sugeruje mu coś odwrotnego. Wymaga od niego natychmiastowej zmiany, a przynajmniej on tak sądzi i tak to odczytuje. Ile w tym racji? 
   Nie wiedział, co ma zrobić i co powinien sądzić. Wiedział jedno. Musi przemyśleć dzisiaj to wszystko i zrozumieć, co chce. Minęło już półtorej roku od śmierci Ani, a czy on w jakimś stopniu odżył? Dopiero teraz, gdy poznał nową koleżankę coś ruszyło. Powinien po raz kolejny zaufać?
- Chodź, odwiozę cię do domu - uśmiechnął się w jej kierunki po chwili długich rozmyślań. 
   Zgodziła się i podeszła do samochodu, a on otworzył jej drzwi. Wsiadła do środka, a on udał się na miejsce kierowcy. I ruszyli. Droga powrotna była inna. Nie śmiali się tak dużo, a każde z nich zastanawiało się nad sobą i swoimi problemami. Chcieli, jak najszybciej znaleźć się w domu, w łóżku i po prostu odpocząć od wrażeń dzisiejszego dnia, który był dziwny. Z jednej strony udany, ale z drugiej oboje mają powody do rozmyśleń. 
   Po 30 minutach byli już pod domem Lauren, która wcześniej powiedziała adres koledze. Piłkarz zaparkował przed drogimi apartamentami i wyłączył silnik. 
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego i przymrużyła oczy.
- Nie ma sprawy. Nie puścił bym cię samej - odparł i również pokusił się o ugięcie ust.
- Przepraszam jeszcze raz za to nieporozumienie, ale pamiętaj, że chciałam pomóc - wybroniła się jeszcze na końcu. - Było miło, mimo wszystko i mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. 
   Chciała już wyjść. Pociągnęła za drzwi od ferrari, ale Polak ją zatrzymał. 
- Zaczekaj - poprosił, a ona spojrzała w jego stronę. - Otwórz schowek - wydał polecenie.
   Nie zrozumiała, ale nie zamierzała się z nim kłócić, więc po prostu zrobiła to, o co ją poprosił. Złapała za małą klamkę i otworzyła schowek. Zmarszczyła czoło i dostrzegła dziwne kartki w żółtych i czarnych kolorach. Ponownie zerknęła w jego stronę, jakby pytała, czy właśnie o to chodzi. Piłkarz kiwnął głową, więc pociągnęła za, jak się potem okazało, bilety na mecz.
- Jutro gramy z Bayerem - wyjaśnił - Byłoby mi miło, gdybyś przyszła. Bilety są dwa, więc możesz kogoś zabrać byś nie poczuła się samotna. 
- Nie mogę tego przyjąć - nie zgodziła się.
- Możesz - stanowczo odpowiedział. - Co mecz dostajemy ich z kilka, a tym razem nie mam komu ich dać. Wtedy po prostu przepadną. To taki prezent, a co z nim zrobisz zależy od ciebie.
- Dziękuję - ukazała swoje idealne zęby. 
- To ja dziękuję - dodał Lewandowski.
   Kobieta się uśmiechnęła i wyszła z auta. Poszła w stronę budynku, a on odjechał. 
- Co za dziwny dzień - pomyślał. - Co za dziwna kobieta...
   Ale czy to właśnie nie to, przyciąga go do niej?
___________________________________________________________
Cześć kociaki, misiaki :* 
Wiem, że pewnie mnie już od dawna mnie nienawidzicie :)
* za to, że dodaje je strasznie nieregularnie
* za to, że jeszcze nie wyjaśniłam, co z Mario, a nawet jeszcze bardziej komplikuję
* za to, że Marco jeszcze nie wie o ciąży, a jak możecie zauważyć wiedzą już chyba wszyscy :)) 
:') 
No cóż, ale właśnie am tym polega trzymanie w napięciu ;) Nawet nie wiecie, jak już nie mogę się doczekać Wasze reakcje na wszystkie wątki i tajemnice!
Cierpliwości!!

Jestem ogromnie ciekawa tego rozdziału, bo jest... no jak widzicie chyba nawet ciekawy? ;) 
Lauren powróciła i zostanie na dłużej xoxo
Cieszycie się?

Aaa!
Muszę wam coś powiedzieć! XDD
Ostatnio zaczęłam czytać mojego poprzedniego bloga od nowa...
Matko boska! Jak ja kiedyś pisałam :OO
Próbuje to do tego porównać, co jest teraz i widzę ogromną różnicę. Rzeczywiście to wszystko się zmienia, ale tak se myślę po przeczytaniu pierwszych rozdziałów...
Co Was w tamtym blogu tak przyciągnęło? ahaha
Poważnie pytam :vv
I dlatego też w opowieści Roberta wplotłam historię z tamtego bloga. Pamiętacie o którą sytuację chodzi? :) 

W ramach przeprosin o to ten uśmiech, który występuje w rozdziale xoxoxo






PODAWAĆ SNAPY! 
TO ROZKAZ :*

Ja już zmykam i po raz kolejny zostawiam Was w nieświadomości :)) 
Coś czuję, że gdybym spotkała którąś z Was nie miałabym szans na przeżycie :oo
Buziole ♥

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 8


- Ja i Tim... On nie jest moim kochankiem.
-Tak jasne! Pogrążasz się już sama w swoich kłamstwach, nie rozumiesz, że...
-Robert ja jestem chora!
-Chora? Na co?

~*~
   Czuła, jak jej serce rozrywa się na miliony kawałków, które porozrzucały się po całej okolicy. Czuła, jakby traciła grunt pod nogami, a ziemia powoli się osuwała. Czuła się zniszczona przez jedną z najbliższych jej osób. Ktoś kto mówił, że ją kocha, ktoś kto mówił, że jest dla niego najważniejsza. Obiecywał, że nigdy jej nie zostawi. Ile razy powiedział te dwa piękne słowa? Niezliczoną ilość. Teraz to wszystko, jakby przepadło. 
- Ann spokojnie... Zobaczysz, że wszystko się wyjaśni i będziemy się z tego jeszcze śmiali - próbowała zachować pozytywne myślenie Polka.
   Niestety, ale nie bardzo przekładało się to na efekty. Cała piątka oraz Diana, która siedziała tym razem na kolanach Marco, usadowiła się w salonie i od kilku godzin bezskutecznie próbują nawiązać kontakt z Götze. Nawet Laura do nich dołączyła, a była modelka postanowiła im wszystkim opowiedzieć, co się dzieje w jej związku. Z jednej strony była zadowolona, że przełamała się, ale z drugiej było jej bardzo głupio i nie widzieć czemu, czuła się lekko winna. Nie powinna być, ale miała takie myśli, że może zrobiła coś nieumyślnie.
- Ciągle to samo - odezwał się Lewy, który właśnie wrócił z kuchni, gdzie dzwonił po raz kolejny do Mario. - Jego komórka nie odpowiada.
   Wrócił i usiadł na kanapie obok Wanke, która również przejęła się losem nowej znajomej.
- Ann, a próbowałaś dodzwonić się do jego rodziców? - zapytała blondynka.
   Kobieta podniosła głowę i spojrzała na nią. Nie pomyślała o tym. Rzeczywiście mogła już zrobić to wcześniej, ale nie wpadła na to. Po za tym, jak ona będzie wyglądać w oczach rodziców piłkarza.
- Nie - wypowiedziała. - Ale, co oni będą musieli sobie o mnie pomyśleć - złapała się za głowę swoimi dłońmi. - Nie wiem, gdzie jest ojciec mojego dziecka!
- Ann, to nie jest teraz ważne! - odkrzyknęła wstająca Wiktoria. - Dzwoń - praktycznie wepchała jej komórkę do ręki.
   Wahała się. Przez jakiś czas zwlekała, czy powinna, ale może dowie się czegoś, co jej pomoże. Jednak uznała, że zadzwonienie do nich jest już ostatnia deską ratunku. Nic więcej jej nie pozostało. Chwyciła, więc za iPhona i wybrała numer pani Astrid. Czekała chwile, a zaraz potem usłyszała głos kobiety.
- Halo? 
   Nie odpowiedziała od razu. Musiała poczekać i przełamać swój lęk.
- Ann? Jesteś tam?
    Westchnęła głośno.
- Tak - odpowiedziała w końcu - Dzień dobry! Ja chciałabym się spytać, czy wie pani, gdzie jest Mario? Może kontaktował się z wami?
- Mario? Niestety nie. Przykro mi, kochanie - wyznała, ale jednak w jej głosie dało się wyczuć nutkę niepewności.
- Na pewno? Nie dzwonił, czy pisał? Proszę mi powiedzieć cokolwiek. Martwimy się... 
   Oczy Ann zaszkliły się. Nie panowała już nad swoimi emocjami i tylko czekała aż wszystko wybuchnie. W międzyczasie jej wolną rękę ściskała Wiki, która właśnie tym chciała pomóc przyjaciółce. Chciała dodać jej tej pewności i dać poczucie, że nie jest sama.
   Nagle matka Mario również głośno westchnęła i powiedziała:
- Słuchaj Ann, nie martw się. Na pewno z Mario jest wszystko w porządku. Nie przejmuj się na zapas i zajmij się Dianką. Wszystko się ułoży. 
   Nic z tego nie rozumiała. Zmarszczyła brwi i pokręciła lekko głowa.
- Co? Pani coś wie? - mówiła. - Bardzo proszę nam pomóc!
- Do zobaczenia, Ann - powiedziała i nie zwlekając na prośby Kathrin rozłączyła się.
   Po raz kolejny jednego dnia została zraniona. Tym razem przez mamę Mario. Czyżby mieli to rodzinne? Nie rozumiała jej słów i co najgorsze mogła je interpretować na różne sposoby. Chciała jej powiedzieć, że już nie jest częścią jej rodziny? Że ma odpuścić sobie bruneta, bo ten znalazł sobie inną?
- Ann, kurczę! - krzyknęła nagle Reus, która jednocześnie obudziła ją z tego stanu. - Co ci powiedziała? - zapytała ponownie, ale tym razem Niemka to usłyszała.
- Mam tego dość! - krzyknęła rzucając wszystko wybiegła z salonu zostawiając wszystkich i ruszając do łazienki na dole, gdzie się zamknęła. Stanęła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Widziała zaszklone oczy, które od razu zamieniły się w oczy pełne płaczu i rozpaczy. Po jakimś czasie odkręciła wodę w zlewie i obmyła sobie nią płacz, co skutkiem było jeszcze bardziej rozmazany makijaż.
- Ann, otwórz - usłyszała pukanie.
- Odejdź Wiki, proszę! - odkrzyknęła rozpaczliwie.
- Pomyśl o Dianie...
   Tak, trafiła w jej czuły punkt. Dla jej córki jest w stanie zrobić wszystko. Kocha ją nad życie i nie może jej zostawić. Diana widzi dużo i widzi, że jej mama ma problem. Teraz ją zostawiła u dobrych ludzi, ale pewnie po raz kolejny wystraszyła się zaistniałej sytuacji.
- Za... zaraz wyjdę - wypowiedziała i usłyszała kroki odchodzącej brunetki.
   Sama też jeszcze obmyła swoją twarz i poprawiła rozmazany makijaż. Przejrzała się i odgarnęła długie włosy do tyłu. Wzięła głęboki wdech i wyszła z małego pomieszczenia, a następnie udała się do reszty. Siedzieli tak jak ostatnio, ale tym razem mieli bardziej zastanawiające się twarze. Marco, zupełnie jakby Diana była jego dzieckiem, siedział z nią na kolanach i zajmował się nią najlepiej, jak tylko potrafi. Wiktoria również widziała z jak wielką pasją i zaangażowaniem opiekuje się dzieckiem swojego najlepszego przyjaciela. Upewniła się, że piłkarz jest idealnym kandydatem na ojca. I ma taką nadzieję, że się sprawdzi.
   Gdy modelka pojawiła się w salonie, wszystkiego głowy skierowały się na nią. Jednak ona jakby nigdy nic podeszła do swojej córeczki i zabrała ją z kolan przyjaciela.
- Mamusia! - krzyknęła mała i przytuliła się do kobiety.
   Ta bez niczego po prostu odwzajemniła uścisk. Wiktoria wraz z Mario i Robertem oraz Laurą mogli patrzeć na nich ze współczuciem, ale z drugiej strony z ogromnym poszanowaniem ich relacji, która łączy Ann - Kathrin z Dianą. Po krótkim momencie czułości, Niemka pozwoliła córeczce tulić się do niej, a ona sama usiadła na skraju kanapy. Postanowiła powiedzieć, a właściwie wyjaśnić im, co się dowiedziała, a co podejrzewa.
- Może ja zabiorę Dianę, a wy porozmawiacie - zaproponowała Laura.
   Na początku kobieta nie chciała się zgodzić, ale po namowach uznała, że tak będzie lepiej. Sama przecież powiedziała, że dziewczynka rozumie więcej niż innym się wydaje, więc lepiej będzie, jak nie usłyszy rozmowy na temat jej taty.
   Gdy farbowana blondynka wyszła wraz z dzieckiem, Ann zaczęła opowiadać, a rozpoczęła to jednym zdaniem.
- Mario mnie zdradza - wyszeptała.
   Wiktoria i Marco spojrzeli na siebie, a potem na Lewandowskiego. Nie dochodziło do nich, co ona właśnie powiedziała i na jakiej podstawie tak sądzi. Jednak ciągle byli ciekawi, co takiego usłyszała od mamy Mario.
- Nie wierzę... Ann, jesteś pewna? Co matka Mario powiedziała? - pytał Marco.
- Powiedziała, że mam się nie martwić i zająć Dianą. Co innego ma to oznaczać?! - wybuchła i schowała twarz w swoje dłonie, które oparte były o kolana.
   W tej samej chwili podeszła do niej Wiki i objęła ją ramieniem. Nastała niezręczna cisza. Wszyscy analizowali słowa przyjaciółki i szukali racjonalnego wyjaśnienia. Ale takie w ogóle istnieje?
- To nic jeszcze nie znaczy - odezwała się w końcu Polka.
- Właśnie, Ann - dodał Reus. - Ona może rzeczywiście coś wiedzieć, ale nie miej od razu takich czarnych scenariuszy.
- Wy nic nie rozumiecie, bo nie jesteście w mojej sytuacji - powiedziała będąc ciągle w takiej samej pozycji.
- Pamiętasz, jak Ania powiedziała nam o chorobie? - rozpoczął Lewy i wtedy każdy, jak na zawołanie spojrzał na niego. Nawet Brömmel. - Pamiętasz w jakich okolicznościach? Na początku wszyscy oskarżyliśmy ją o zdradę, a najbardziej ja. Dopiero potem wyszła prawda. Nie lepsza, ale prawda. Nie oceniaj sytuacji, ani Mario, bo nie znasz prawdy. Poczekaj, a ona się wkrótce wyjawi. Co nie zmienia faktu, że Götze zachowuje się jak dupek. 
- Ale przyznaj, że patrząc na to teraz, wolałbyś by Ania cię zdradzała niż była chora - skomentowała Niemka.
   Lewy nic nie odpowiedział, a spuścił tylko głowę. Ann zrobiło się głupio, przez to co powiedziała, ale powoli traci kontrolę nad tym, co mówi. 
- Przepraszam - dopowiedziała cicho. 
- Lewy ma rację - odezwała się nagle młoda żona Marco. - Nie możesz popadać w histerię i wymyślać czarne scenariusze. Po pierwsze powinnaś z nim jeszcze raz porozmawiać...
- Ale ja robię to cały czas, Wiki! - kobieta nie dała jej dokończyć. - Staram się, ale z nim nie można już normalnie porozmawiać. Zachowuje się zwykły bachor!
- Tak, dlatego daj mi dokończyć - uśmiechnęła się. - Jeżeli dobie się nie uda, to ja wraz z chłopakami zrobimy porządek, okej? 
   Zgodziła się. Zrozumiała, że Wiktoria ma po części racje i nie powinna ulegać swoim złym myślą, bo mogą zaprowadzić donikąd. 
- Jadę do domu - oznajmiła nagle wstając ze swojego miejsca.
   Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Wiktoria była jedną z pierwszych osób, które wstały.
- Ann - powiedziała. - Nie sądzę, że jest to dobry pomysł - pokręciła głową. 
- Jest to bardzo dobry pomysł - odpowiedziała i zaraz zawołała Laurę. 
   Gdy ta przyszła z jej córką, wzięła ją od niej i zajęła się ubieraniem Diany w wyjściowe ciuszki. Reszta przyjaciół próbowała się tylko dowiedzieć, co ma zamiar teraz zrobić i że lepszą opcją jest zostanie w dom u Reusów.
- Nie - zaprzeczyła kolejny raz. - Pojadę, bo w każdej chwili mógł wrócić, albo już to zrobił. Zostanie tutaj i dzwonienie nic nie da. 
- Ona ma racje, Wiki - odezwał się nagle jej mąż, który stał oparty o ścianę z założonymi rękoma na klatce piersiowej. - Nie wiadomo, co temu debilowi wpadło do głowy. Możliwe, że wrócił do domu, albo już to zrobił - skończył i powolnym krokiem podszedł bliżej zbiegowiska. 
- Dziękuję Marco - powiedziała do przyjaciela Kathrin oraz uśmiechnęła się do niego blado. 
- Dlatego pojadę z nią - dodał po chwili, a wszyscy zerknęli na niego. 
- To dobry pomysł - zgodził się Lewy.
- Pojadę z Ann i poczekam na Mario. Jeżeli nie wróci na noc, to zaopiekuję się nimi. Sama powiedziałaś, że ktoś inny powinien przemówić mu do rozsądku - położył obie dłonie na barkach brunetki i patrzał się w jej niepewne oczy. - Z tobą i Laurą zostanie Lewy i będzie miał oko na was, okej? - podniósł brwi. 
   Zanim Wiktoria odpowiedziała, włączyła się już Brömmel, która w pełni ubrana oraz z córeczką na rękach czekała na rozwój sytuacji.
- Nie musicie się tak poświęcać. Poradziłabym sobie - poprawiła Dianę na rękach lekko podskakując.
- Ale chcemy - odparł szybko blondyn. - A dodatkowo, jak spotkam tego idiotę, to sobie z nim w końcu porozmawiam - zaśmiał się, a towarzystwo razem z nim. Nawet Ann, która lekko podniosła usta.
   Marco poszedł szybko po swoje dokumenty, a następnie ubierał już buty i kurtkę. Planował zabrać Ann swoim samochodem, a ona odbierze swój samochód przy okazji lub Polka ma jej przywieźć go w wolnej chwili.
- Trzymaj się - przytulił swoją żonę i pocałował ją w usta.
   Następnie Ann pożegnała się z dziewczynami i Robertem. Szczerze podziękowała Laurze, która mimo, że nie musiała i nie znała jej za dobrze, pomagała jej i wspierała ją. Była modelka bardzo to doceniła.
- Nic się Marco nie martw! - uspokajał go Polak. - Są pod wspaniałą opieką - zapewniał na co Reus teatralnie zaśmiał się i wyszedł trzaskając lekko drzwiami.
- To co? Partyjka w fife? -krzyknął Lewandowski.
- Jestem za! - zgodziła się Wanke i podniosła do góry rękę.
- Serio? - zdziwiła się lekko zdenerwowana gospodyni. - Mario zaginął, a wy chcecie grać w jakąś głupią grę?
- Nie zaginął, tylko pewnie chciał odpocząć od tego wszystkiego - wyznał, a dziewczyny skupiły wzrok na nim. - Faceci czasami tak mają, że jedyne czego pragną to samotność i samochód. Pojechała może na przejażdżkę i wróci cudownie odmieniony. Po za tym skoro jego matka powiedziała, że nie ma się czym przejmować, to może rzeczywiście nie ma?
- Długo nad tym myślałeś? - skomentowała jego wersje wydarzeń.
- Całe 16 sekund - pokazał jej język i odwrócił się od niej. - Gram pierwszy! - krzyknął i chwycił za pada od konsoli.
- Dobra, ale ja gram Realem! - dodała Laura.
- To ja Bayernem! - odkrzyknął.
- Wiesz o tym, że wypowiedzenie nazwy tego klubu w Dortmundzie jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy wymienia się drużyny, które straciły punkty, albo odpadły z jakiś rozgrywek? - zaśmiała się.
   Wiki już nie słuchała ich wymiany zdań, ale pozwoliła chociaż na chwilę odpocząć tej dwójce. Poszła do wspólnej sypialni i usiadła na łóżku. Głośno westchnęła, a za chwilę leżała już na wygodnej pościeli. Przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła samej sobie na lekki reset. Chciała też odpocząć. Ostatnie dni są ciężkie. Wymagają wysiłku od niej i ciągłego myślenia. Nawet teraz, gdy leży w zgaszonym pokoju i stara się wyłączyć, to ciągle w głowie ma kłopoty Ann. Zastanawia się, gdzie jest Mario i w głębi duszy prosi by ta optymistyczna wersja Roberta chociaż w jakimś stopniu się sprawdziła. Miała na głowie Laurę i zastanawiała się, jak jej może jeszcze pomóc. Gdzie ona będzie mieszkać? Na pewno jej nie zostawi, ale jednak nie oszukując się, życie jej i Marco nie będzie na dłuższa metę takie samo. To w końcu dodatkowa osoba, a Wiki i tak nie traktuje jej tak samo, jak Ann, czy Mario i Roberta lub kiedyś Anię. Zastanawiała się, jak i przede wszystkim kiedy powie Reusowi o ciąży. Najchętniej już teraz by to zrobiła, ale nawet gdyby mogła, to wolałaby oszczędzić wrażeń, jak na jeden dzień. Nie wiedziała nawet kiedy, ale gdy przewróciła się na jeden z boków, zwyczajnie zasnęła.

~*~
   Spokojnie mknęli ulicami niemieckiego miasta. Co jakiś czas zatrzymywali się na pasach lub światłach. Diana już spała. Usnęła w foteliku zaraz po tym, jak wsiadła do niego. Ann również była bliska zaśnięcia, mimo, że było około 20. Oparła się o szybę i obserwowała dobrze znany jej krajobraz. Wsłuchiwała się w dźwięk silnika i prawie niesłyszalnych ruchów kierownicy poruszanej przez Marco.
- Jeśli chcesz się zdrzemnąć, to nie ma problemu - odezwał się cicho piłkarz. - Obudzę cię.
- Nie opłaca mi się zasypiać już - odpowiedziała nie zmieniając pozycji i wpatrując się w ludzi stojących na przystanku. 
- No nie wiem - pokręcił głową. - Dzisiaj wyjątkowo jest tłoczno na drodze, więc może jeszcze nawet z 20 minut spędzimy na drodze.
   Kobieta nie odpowiedziała już nic, ale zwyczajnie w świecie zamknęła oczy. Posłuchała się rady przyjaciela i postarała się wyłączyć na chwile i pozwolić odpłynąć. Zasnęła. Przez całą drogę do domu jej i Mario spała. Reus miał racje i pod ich posiadłością był po 20 minutach. Wjechał na ich podwórko przez otwartą bramę i zaparkował pojazd. Nie zauważył tam auta jego przyjaciela, więc prawdopodobnie go jeszcze nie było. Cicho odpiął pasy oraz wyjął kluczyki ze stacyjki. Pierwsze co zrobił, to zajął się Dianą. Odpiął małą z fotelika i delikatnie wziął ją w swoje silne ramiona. Pozostała mu jeszcze Ann, ale pozwolił jej jeszcze chwilę pospać i korzystając ze swojej pary kluczy do domu Götzego, udał się do środka. Cały czas zachowywał się jak na cmentarzu. Nie wykonywał żadnych niepotrzebnych ruchów. W środku zapalił światło, a przy okazji sprawdził, czy dziewczynka jeszcze śpi i rzeczywiście tak było. Poszedł z nią na górę po schodach i skierował się do jej pokoiku. Zapalił nocną lampkę i rozebrał ją z ciuszków. Została jedynie w koszulce na krótki rękach i pampersie. Przez chwilę się zastanowił, czy nie powinien go zmienić, ale mała mogłaby się obudzić, a tego nie chciał by. Jednak postanowił, że zaryzykuje. Jednak, gdy tylko położył na ją specjalnym stoliku, otworzyła lekko oczy i zapłakała. Jednak pomocnik Borussii uporał się z tym i natychmiast ją uspokoił. Cały czas z nią rozmawiał i uśmiechał się do niej, dzięki czemu uporał się z zadaniem szybciej niż sam się spodziewał. Sam nie zdawał sobie sprawy, że potrafi takie rzeczy wykonywać. Później poszedł też do łazienki i umył jej buźkę oraz rączki by chociaż trochę zaczerpnęła wieczornej toalety. Następnie z małą Götze na rękach zszedł jeszcze na dom do kuchni i zagrzał jej ciepłego mleka. Dziewczynka nie jadła w ostatnim czasie za wiele, więc mleko będzie dla niej idealne. Diana piła, a Marco się śmiał, że zachowuje się zupełnie, jak Mario, gdy ten zauważy jedzenie. Po około 5 minutach, jak mała skończyła smakować mleko, odłożył butelkę na bok i zaniósł ją na górę. Widać było, że Götze jest już śpiąca i idąc na górę mówił do niej cicho i usypiająco. Tylko jak doszedł do pokoiku, dziewczynka miała lekko przymknięte oczy. Położył ją więc wygodnie w łóżeczku, przykrył kocykiem i podał smoczka, którego strasznie uwielbiała. Podłożył pod jej główkę ukochanego misia i czekał aż zaśnie. Dał jej swojego palca, by mogła go potrzymać. Zauważył, że jego siostra tak kiedyś robiła, gdy usypiała Nico. I ten gest chyba rzeczywiście pomógł, bo nie minęło kilka chwil, a ona już spała. Delikatnie zabrał swoją rękę, wstał i zgasił lampkę, a następnie wyszedł z pokoju. 
   Był z siebie bardzo dumny. Nie miał nawet pojęcia, że potrafi poradzić sobie sam z małym dzieckiem. Zazwyczaj w takich sytuacjach ktoś z nim był. Siostry, Mario, Ann, rodzice, czy nawet Wiktoria. Tym razem zrobił wszystko całkiem sam. Gdyby tylko Wiki to widziała...
   Gdy schodził ze schodów obrał kierunek jego samochodu. Natychmiast się sam udał się po przyjaciółkę. Myślał, że przez ten czas mogła się już obudzić, ale okazało się, że dalej smacznie spała. Uśmiechnął się do siebie i podszedł do strony kierowcy i otworzył drzwi. Wsiadł lekko do auta i delikatnie szturchnął kobietę. Nie obudziła się od razu, ale po kilku próbach. 
- Co się dzieje? - wymamrotała z zamkniętymi oczami. Lekko się przeciągnęła i obejrzała dookoła. - Już dojechaliśmy? Gdzie Diana? - pytała, na co Reus tylko zaśmiał się lekko.
- Już śpi. Zaniosłem ją do pokoju, a tobie pozwoliłem pospać dłużej - wyznał i wtedy oboje wyszli z pojazdu.
- Ale ja jej nie nakarmiłam. Obudzi się pewnie w nocy - głośno myślała zmartwiona.
- Nie martw się - uspokoił ją. - To też już załatwiłem. Zagrzałem jej mleka i wypiła wszystko od razu.
- A...
- Umyłem ją, zmieniłem pieluszkę - wymieniał przerywając wcześniej zszokowanej Brömmel. - Nie martw się już dziś o nic, okej? O wszystko zadbałem - położył na jej barku rękę i spojrzał w tęczówki.
- Dzię... dziękuję Marco - wyznała i szybko się przytuliła do przyjaciela. 
   Ten bez przeszkód przytulił ją do siebie. Wiedział, że teraz przechodzi jeden z gorszych okresów jej życia. Potrzebowała teraz pomocnej dłoni i ramienia, w które mogłaby się wypłakać. 
   Ann natomiast, mimo problemów, żalu do jej chłopaka, uśmiechała się lekko w duchu. Dlaczego? Po prostu wie, że Wiktoria może spać spokojnie.
   Po chwilowych czułościach, Kathrin zaprosiła Marco do domu. Rozebrali się z kurtek i usiedli w kuchni. Kobieta zaparzyła kawy, bo jak sam Reus powiedział, będzie siedział tutaj tak długo, dopóki Mario nie pojawi się w domu. Czuł, że może czekać ich długa noc. Czyżby?
   Po około 20 minutach, gdy siedzieli na krzesełkach, rozmawiali o głupotach, usłyszeli nadjeżdżający samochód. Automatycznie wstali z miejsc i spojrzeli przez okno. To był on. To auto należało do piłkarza. Dziewczynie od razu ciśnienie skoczyło do góry, a serce zaczęło galopować niczym pędzące stado dzikich mustangów. 
- Nie denerwuj się - mówił do niej, gdy zauważył w jej oczach zdenerwowanie.
- Postaram się - wyszeptała i udała się na korytarz.
   Starli oparci o ścianę i patrzeli w podłogę, co jakiś czas zerkali na drzwi, w których ma za chwilę stanąć zawodnik Borussii Dortmund. Nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. I jego. Wyglądał na zmarnowanego, rozżalonego i jakby przed chwilą otarł się o śmierć. Nie zauważył ich od razy, ale gdy spojrzał przed siebie o mały włos nie zeszedł na zawał.
- Gdzie byłeś!? - jego dziewczyna od razu przeszła do konkretów. - Tylko mi nie ściemniaj! Mów kim ona jest i ile już to trwa?!
- Jaka ona?- pytał spokojnie i spojrzał się na swojego przyjaciela. - Marco? Co tu ty robisz? - gadał opanowany, ale ty tylko rozwścieczył Niemkę.
- No właśnie?! Co on tutaj robi?! Pomyśl, że zajmuje się twoją córką! To ty powinieneś być na jego miejscu! Wiesz jak się wszyscy o ciebie martwiliśmy?! A ty wracasz i zero wyjaśnień!
- Ja... - nie wiedział, co ma zrobić.
- Mario - zaczął spokojnie piłkarz z numerem jedenaście. - Powiedz, co się dzieje i będziemy mieli to z głowy. Chcemy ci pomóc.
- Ale ja nie potrzebuje pomocy. Nie pomożecie mi teraz. Muszę zrobić to wszystko sam... - odpowiedział. 
- Co się z tobą dzieje!? - krzyczała ze łzami w oczach była modelka. - Nie poznaje cię...
- Nie mogę ci powiedzieć - odparł, ale po chwili żałował, bowiem dostał od Ann siarczystego policzka. 
   Odruchowo złapał się za zaczerwieniony polik i spojrzał na swoją oprawczynie. Widział w niej złość i ból, że musiała się do czegoś takiego zmusić. Zerknął też na Marco. Ten był zawiedziony. Chociaż wiedział, że on również najchętniej by mu przywalił.
- Nienawidzę cię, Götze! - krzyknęła i widział jak z jej oczy lecą słone łzy.
   Chciał podejść, ale ona uniemożliwiła mu to. Natychmiast się odsunęła i w geście obrony schowała się lekko za Marco. Wtedy Mario zabolało to jeszcze bardziej.
- Teraz taki nagle jesteś chętny do czułości? - atakowała go. - Gdzie byłeś, gdy cię potrzebowałam najbardziej?!
   Spuścił głowę. Wiedział, że już przegrał. Wiedział, że ona jest w furii i nic jej nie powstrzyma. Będzie na niego najeżdżać dopóki się nie zmęczy. Przegrał. Postanowił jednak walczyć do końca. Tylko, czy to w ogóle była walka, skoro nie mógł nic wyjaśnić?
-Ty i Diana jesteście dla mnie najważniejsze! - zapewnił, ale spotkał się z wyśmianiem z strony Kathrin.
   Bolało. 
- To udowodnij to, bo jak na razie pokazujesz tylko, że nie dorosłeś do roli ojca. Jak ty się zachowujesz?! - wykrzyczała mu to prosto w twarz, a on nie mógł nic zrobić.
- Mam swoje powody... - powiedział cicho.
- To może oświecisz mnie?
- Przepraszam... nie mogę - po raz kolejny opuścił swoją głowę. 
   Zastygła. Nie powiedziała już nic. Ta furia już minęła. Teraz miała już dosyć i marzyła by zaleźć się w łóżku i spokojnie zasnąć. Jednak to nie będzie jej dane. Na pewno nie dzisiaj.
- W takim razie jutro z samego rana pakuje się i wyprowadzam do rodziców. Z nami koniec - mówiła na jednym tchu, wyminęła wszystkich i poszła na górę. 
   Zostali sami. On i jego najlepszy przyjaciel. jednak nie może liczyć na jakieś dobre słowo. Sam do tego doprowadził. Świadomie. Marco wie, że brunet ma jakiś pomysł, ale skoro nie chce od nikogo pomocy, nic na siłę. Zna go i wie, że jeżeli będzie chciał pogadać, to zrobi to. Teraz już nic nie może.
- Zadowolony jesteś? - zapytał go z wyrzutami.
   Złapał za swoją kurtkę i wyminął go, a sam udał się do siebie. 
   Jechał ulicami. Cały czas w głowie miał swoich przyjaciół. Miał nadzieję, że to jakiś sen, albo po prostu wszystko się ułoży. Przecież ile razy on i Wiktoria mieli problemy? Ale za każdym razem się godzili, bo łączy ich wielka miłość. W tej sytuacji ma nadzieję, że również wygra miłość. 
   Zajechał na parking i zaparkował auto, a potem zaraz udał się na górę. Było po 21. Szedł i myślał o całej tej sytuacji, że o mały włos nie poszedłby piętro wyżej. Na szczęście w porę się opamiętał i złapał za klamkę od swojego mieszkania. Zastał tam Roberta, który siedział z Laurą i grali w fife. Zaśmiał się lekko widząc ten widok. Oni wkrótce też go zauważyli. 
- I jak? Znalazł się? - spytał uśmiechnięty. 
   Marco jednak nie odpowiedział tylko swoją miną wyraził więcej niż mógł. Towarzystwo także spoważniało.
- Gdzie jest Wiktoria? - pytał, gdy rozbierał się z wyjściowych ciuchów. 
- Na górze - odpowiedzieli równo, a ten od razu skierował się do swojej żony. Po takim dniu o niczym innym nie marzy niż tylko przytulenia się do niej. Wszedł od razy do sypiali i zastał ciemne pomieszczenie. Zapalił światło, a jego oczy ujrzały śpiącą dziewczynę. Uśmiechnął się i podszedł do niej, gasząc wcześniej światło. Popatrzał na nią i z twarzy nie znikało zadowolenia. Chociaż teraz mógł  końcu zapomnieć o wszystkim, co spotkało go w domu Mario i Ann. Ułożył się obok i przytulił się lekko do niej.
- Kocham cię - szepnął i sam zamknął oczy.
   Po chwili po prostu zasnął z ręką na jej brzuchu. Jeszcze nie wie, że w tym brzuchu rozwija się jego dziecko.
___________________________________________________________

Cześć mordy!
Aż sama się zaskoczyłam, że skończyłam pisać, bo jakoś szło mi to wszystko szybciej niż ostatnio ;)
Mimo, że pisanie jakoś szło wydaje mi się, że jest to jeden z nudniejszych rozdziałów. Chciałabym, żeby tylko się wydawało, ale opinia jak zwykle należy do Was :) 

 Wiem, że każda też z Was chce by Wiktoria w końcu powiedziała o ciąży, ale spokojnie
Jest już bliżej niż dalej ;v

Może to nie jest miejsce odpowiednie na to, ale muszę to poruszyć.
Zapewne każda z Was wie co się stało w piątek w Paryżu. Każda z Was wie ile ludzi zginęło. 
Jeszcze ten mecz... Byłam w szoku, jak rano się obudziłam i zobaczyłam te wszystkie zdjęcia i filmiki. 
Nie wiem dlaczego, ale bardzo przeżyłam to, co wydarzyło się we Francji. Jedyne co możemy tylko zrobić, to nie dopuścić by takie coś się jeszcze wydarzyło. 
I to co Mats napisał idealnie obrazuje dzisiejszy świat.
Serio jest spier*olony :( 
Miejmy nadzieję, że to będzie lekcja dla ludzi i możemy tylko współczuć rodzinom ofiar...

Do następnego 

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 7

~*~
   Jechała ulicami Dortmundu bardzo przepisowo, bo w końcu z tyłu wiozła swoją córkę. Mała siedziała w foteliku i wesoło rozmawiała sama do siebie, a w swoich rączkach trzymała pluszowego misia, którego otrzymała kiedyś od Reusów. 
   Postanowiła spotkać się ze swoją przyjaciółką i w końcu z nią porozmawiać. Uznała, że to odpowiedni moment. Dzisiaj już nie wytrzymała. Mario potraktował ją okropnie i to ją strasznie bolało. Jeszcze nigdy nie czuła się tak źle i samotnie. Została sama z małym dzieckiem, gdy Götze odszedł w siną dal bez żadnych wyjaśnień. Kobieta przepłakała kilka minut, a potem zadzwoniła do dietetyka i przełożyła spotkanie na inny termin. Po prostu już nie miała siły, a jedyną rzeczą, na którą ma ochotę to długa rozmowa z kimś zaufanym. Wiktoria jest idealną osobą. 
   Po jakimś czasie znalazła się pod apartamentem jej przyjaciół. Zaparkowała auto i wysiadła, a następnie wyjęła z niego Dianę. Potem, wraz z dzieckiem na rękach, pokonywała kolejne kroki i szła na górę. Chciała wejść do windy, ale zauważyła, że jest zepsuta. Niestety pozostały jej tylko schody, które do najkrótszych nie należały. Jednak ten okres, który spędziła na pokonywaniu pięter, pozwolił jej na chwilowe zastanowienie się. Zrozumiała, że Wiktoria wspomniała o małym problemie. Dopiero teraz zastanowiło ją to, co się stało i miała nadzieję, że nic strasznego. Zmartwiła się, ale skoro przez telefon zachowywała się normalnie to nie powinno być to coś strasznego.
- Jesteśmy! - krzyknęła, gdy właśnie weszła do środka. 
- Kuchnia! - usłyszała głos swojej przyjaciółki.
   Zdjęła płaszcz oraz kurteczkę Diany i z dziewczynką na rękach powędrowała do pomieszczenia, w którym znajduje się Wiktoria. Właśnie wlewała do kubków gorącą wodę, a Ann dodatkowo spostrzegła, że na talerzykach obok leżą kawałki ciasta.
- Postarałaś się widzę - skomentowała z uśmiechem. Zupełnie jakby sytuacja z rana nie miała miejsca.
- Starałam się - odpowiedziała odstawiając elektryczny czajnik na swoje miejsce - Pokaż mi tu lepiej swoją córeczkę, bo tak dawno jej nie widziałam - wyznała, a blondynka oddała jej Dianę, która nawet sama domagała się odwiedzenia ramion swojej przybranej cioci.
   Obie stały tak i zachwycały się dzieckiem. Polka co jakiś czas odbiegała daleko w przyszłość i widziała siebie, jak na rekach trzyma swoje własne dziecko. Swojego potomka. Uśmiechnęła się mimowolnie na tą myśl i już nie mogła się doczekać, aż zobaczy tę małą istotkę, co znajduje się w jej brzuchu. Jednak najpierw jest jeszcze inna rzecz do załatwienia, a konkretnie powiadomienie męża, że zostanie ojcem.
   W pewnym momencie Niemka usłyszała, że ktoś schodzi ze schodów. Dostrzegła tam Laurę. Kojarzyła ją ze ślubu i z opowiadań Wiktorii, ale z wyjątkiem zabawy nigdy nie miały jakiejś większej styczności ze sobą.
- Cześć - przywitała się z nowym gościem.
- Hej - odparła przekrzywiając lekko głowę. - Laura, tak? - zapytała, bo mimo, że znała ją, to wolała się upewnić.
- Tak - zgodziła się i podała jej rękę podchodząc bliżej.
- Ann, ale powinnaś mnie kojarzyć ze ślubu.
    Poznanie zakończone i Wiktoria ucieszyła się, że nie odbyło się bez jakiś nieprzyjemności.
- Chodźcie lepiej, bo kawy zaraz wystygną - przypomniała sobie nagle gospodyni i zaczęła powoli kierować się do kuchni.
- Widziałam, że miałaś tam jakieś ciasto - zauważyła słusznie Ann.
- Miałam. Wybrałam specjalnie te, które wiem, że lubisz - odparła.
- Słuchajcie, mam pomysł - odezwała się nagle Wanke.
    Obie spojrzały na nią, a nawet mała Diana, która z zaciekawieniem obserwowała nową postać.
- Pewnie chcecie sobie porozmawiać na spokojnie, a ja wam tylko będę przeszkadzać, to może zabiorę Dianę na spacer, a wy będziecie miały chwilkę dla siebie. Oczywiście jeżeli mogę - zaproponowała.
   Kobiety zastygły i spojrzały na nią, a potem zaraz na siebie.
- Laura, ale w żaden sposób nam nie przeszkadzasz - oznajmiła długowłosa blondynka.
- Właśnie - zgodziła się Reus. - Jesteś moim gościem i...
- Tak, wiem i bardzo doceniam, ale ja sama jednak wolałabym pobyć trochę sama i pomyśleć. Diana nie będzie mi przeszkadzać, a nawet wręcz przeciwnie, więc jeżeli Ann się zgadza...
- Skoro chcesz, to pewnie. Jednak ja przyjechałam samochodem i nie mam żadnego wózka, a z tym małym klockiem na rękach może być ci ciężko - wyznała i kobiety się lekko zaśmiały.
- Ale wiesz, co? - odezwała się brunetka. - Ostatnio była u nas Melanie i zostawiła jakiś wózek, bo potem wracała autem - opowiedziała.
- To w takim razie droga wolna - uśmiechnęła się blondynka i złapała od Reus swoją córkę, którą czekała mała wycieczka z nową osobą.
   Około 10 minut zajęło ubranie się Laury, a potem Diany. Dziewczyny zeszły, dostając wcześniej klucze do podziemnego garażu, gdzie powinien stać wózek siostry Marco. Za chwilę były już same i może rzeczywiście to dobrze. Kathrin nie chciała być niemiła i rzeczywiście osoba Laury jej nie przeszkadzała, ale prostu nie mogła się wygadać Wiktorii, a w sumie po to tu przyjechała. Teraz może w końcu powiedzieć, co się dzieje w jej życiu rodzinnym.
- Bardzo dobre ciasto - zaśmiała się, gdy usiadły w salonie.
- Wiem, bo sama wybierałam - odparła zwycięsko.
- Co się właściwie stało, że Laura jest u ciebie? - zapytała w końcu. Była trochę ciekawska jej wizyty.
   Wiki westchnęła głośno.
- Wczoraj przyszła do nas cała roztrzęsiona i zapłakania. Wpuściliśmy ją z Marco, a potem powiedziała, że właśnie dowiedziała się, że jest adoptowana - oznajmiła.
   Brömmel aż otworzyła usta ze zdziwienia i powiększyła oczy. 
- Żartujesz - nie docierało to do niej.
- Chciałabym, ale nie - wypowiedziała. - Wczoraj była w okropnym stanie. Nie mogła się pozbierać. Ale weź sama wyobraź sobie, że nagle twoi rodzice okazują się nimi tak naprawdę nie być. A prawdziwi są gdzieś w świecie.
- Okropne - zakryła usta dłonią. - A ona zna biologicznych rodziców? 
- Chyba nie. Znaczy nie mówiła mi o nich, więc raczej nie - odpowiedziała.
- Co chce teraz zrobić? 
- Ona sama nie wie. Mówi, że nie ma kompletnie pomysłu, ale ja jej pomogę. Nie zostawię jej przecież samej.
   Kobiety rozmawiały ze sobą na temat tej sytuacji jeszcze chwilę, ale zaraz przeszły na lepsze tematy. Niemka co jakiś czas chciała podjąć rozmowę o Mario, ale czasami brakowało jej zwyczajnie odwagi. Chciała się otworzyć, ale strach był silniejszy. Tak, bała się poruszyć ten temat, bo on sam był dla niej trudny. Jej mężczyzna, którego kocha przecież nad życie, zmienił się. 
- O, przypomniało mi się - zerwała się z fotelu i podeszła do swojej torebki, którą zostawiła na komodzie dalej. Wiktoria odprowadzała ja wzrokiem, a gdy zobaczyła, że Ann wyciąga coś z torby, wstała i poszła w jej kierunku. - Dostałam ostatnio te perfumy, ale są za mocne, jak dla mnie, a i tak mam podobne już. Pomyślałam, że może tobie by się spodobały.
- Widzę, że myślisz o mnie w każdej sytuacji. Schlebia mi to - zaśmiała się, a przyjaciółka wraz z nią.
   Polka postanowiła zobaczyć prezent i była modelka psiknęła zapachem, by mogła do powąchać. Rzeczywiście był bardzo silny. Po jakiś kilku sekundach  Wiktorii przypomniała się ciąża, zaraz po tym, gdy jej nozdrza drażniły drogie perfumy. Zapach był jednak na tyle silny, że Polce od razu zakręciło się w głowie oraz zrobiło niedobrze.
- Wszystko okej? Wiki? - zapytała blondynka, gdy zauważyła, że żona Marco wyraźnie pobladła oraz zakryła dłonią usta.
- Tak, ale... zapach jest chyba za mocny... - mówiła, a następnie szybko ją wyminęła i pobiegła do łazienki.
   Niemka była kawałek za nią, ale gdy weszła do toalety Polka kucała przy WC i wymiotowała. Szybko podeszła do niej bliżej i odgarnęła jej włosy, które bezwładnie opadały w dół.
- Już dobrze? - zapytała pełna troski, gdy zauważyła, że przyjaciółka przestała się męczyć. 
   Brunetka odchyliła się od toalety i jednym ruchem ręki spuściła w niej wodę. Sama z lekko otwartą buzią i spoconym czołem odsunęła się dalej oraz oparła o ścianę, która była blisko. Jeszcze nigdy w jednej chwili nie poczuła się tak okropnie i słabo. Chwilowo miała czarno przed oczami i wystraszyła się. To wszystko zdarzyło się nagle i gwałtownie. Nikt nie przygotowałby się na to. Nawet kobieta, która w tym stanie jest po raz kolejny.
- Wiki? Zawieźć cię do lekarza? - pytała dalej trzymając dłoń na ramieniu Polki.
- Nie - zaprzeczyła szybko i starając się ukryć lekkie zdenerwowanie tą sytuacją, uśmiechnęła się lekko. - Nie ma chyba takiej potrzeby.
- Chyba? Wiktoria, ty momentalnie pobladłaś i zaczęłaś wymiotować! - krzyknęła lekko. - Takich rzeczy nie można lekceważyć. 
   Nic nie odpowiedziała. Oparła się tylko głową o zgięte kolana i zaczęła głośno oddychać by uspokoić oddech. Zastanawiała się jednocześnie, jak i czy w ogóle jej się uda wybrnąć z tej sytuacji. Ann - Kathrin nie jest głupia, a w dodatku sama ma dziecko. Wie, jak wyglądają objawy ciąży. Wiktoria natomiast wie, że za chwile wszystko się wyda. 
- Wiki - skierowała się ponownie do niej. -  Nie możemy zostawić takich objawów. Skąd wiesz, co one oznaczają? - dopowiedziała i wstała. - Dobrze wiesz jak było z Anią? Nawet jeśli to nic, to przynajmniej będziemy mieli pewność - gadała ciągle, a młoda dziennikarka tylko czekała, aż połączy fakty. - Nie widziałam, żeby ktoś tak gwałtowne zareagował. Co najlepsze wyglądało to jakby zaszkodziły ci te perfumy, ale to niedorzeczne. Przecież... 
   Ocknęła się? Tak. Połączyła fakty? Jak najbardziej. Wydało się? Oczywiście. 
- Wiki... Czy ty...? -nie dowierzała. 
   Przykucnęła obok przyjaciółki i złapała ją za rękę. Ona w końcu spojrzała na nią i przełamując się ukazała promienny uśmiech, ale i jednocześnie bardzo skryty. 
- Nie wierzę... 
   Zakryła ręką swoje duże usta, a następnie uściskała Polkę najbardziej jak tylko mogła. 
- Dusisz mnie, wiesz? - wypowiedziała z trudnością.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - znowu zwróciła się do niej. 
- Tylko u mnie wygląda to tak, że nawet Marco nie wie - zaśmiała się, zadziwiając ponownie mieszkankę Dortmundu. 
- Co?! Dlaczego?
- To ma być niespodzianka. Nie chcę mu tego oznajmić w zwyczajny sposób. Chce go zaskoczyć, ale jak na razie to wszystko inne zaskakuje mnie. Wczoraj o mały włos udałoby się, ale przyszła właśnie Laura i nie mogłam jej zostawić. Innym razem przeszkodzili chłopaki, a jeszcze innym pogoda - opowiadała. - Los nie jest przychylny do naszej dwójki...
- Ale cieszysz się? - upewniła się.
- Tak, bardzo. To kolejny etap w moim życiu. Mimo, że dziecko nie było  planowane, to wiem, że wraz z Marco wychowamy je najlepiej jak tylko będziemy mogli. Tak jak ty i Mario - uśmiechnęła się serdecznie i dźgnęła w bok starszą od niej koleżankę. 
   Ann wcale jednak nie było do śmiechu. Wręcz przeciwnie. Dzięki wiadomości o dziecku Reusów, na chwilę zapomniała o swoim własnym problemie. Czy może nawet problemach. Zachowanie Götze jest dla niej niepojęte. Chciała by się komuś wygadać. Idealną osobą jest Wiktoria, która przyjaźni się z jej mężczyzną. Daje jej to duże pole do pomocy. Może Wiktoria zna problem Mario, albo przynajmniej zapewni ją, że to tylko chwilowe kłopoty i za chwilę się skończą oraz zapewni ją, że piłkarz kocha ją i Dianę najmocniej na świecie. Zbyt dużo? 
- Ann? Okej? - ocknęła ją nagle jej towarzyszka. - Odpłynęłaś - skomentowała, gdy zerknęła w końcu na nią.
- Wiem, Wiki. Ja przyszłam też do ciebie, bo potrzebuję pomocy. 
- Jakiej? Co się stało? - dochodziła. 
- Chodzi o to, że...
   Nagle jej przerwano. Był to głośny dźwięk trzaskania drzwiami. Obie od razu podniosły się, a po Wiki nie było śladu po poprzednim zajęciu. Udały się na korytarz  i zastały tam widok płaczącej Laury z Dianą na rękach. 
- Co się stało?! - zapytała szybko Ann - Kathrin. 
   Nie usłyszała jednak odpowiedzi, bo blondynka, która trzymała jej dziecko na rękach, szybko je oddała matce, a sama bez wyjaśnień, oblegana przez pytania Wiktorii, po prostu poszła na górę. Prawdopodobnie do swojego aktualnego pokoju. Zostawiła swoją koleżankę samą z milionem pytań. Polka po raz kolejny nie wiedziała, co ma począć. Ten dzień nie należy do najłatwiejszych. Już to wiedziała. Głośno westchnęła i podeszła do swojego gościa. Ann zdążyła już odejść ze swoją małą córeczką i usiadły na kanapie. Młoda Götze była lekko wystraszona, ale trzymała się. Tym bardziej, że znajduje się w ramionach swojej mamy.
- Nie mam pojęcia, co mam zrobić - wyznała i kłapnęła na sofę ponownie głośno oddychając. 
- Idź do niej - poradziła. - Jeżeli będzie chciała z tobą porozmawiać, to opowie ci. Jeżeli nie, to daj jej czas.
   Tak też zrobiła. Wstała, patrząc się jeszcze na Brömmel i poszła powoli po schodach. Chwile potem, stanęła przed drzwiami. Zanim nacisnęła klamkę przyłożyła głowę i usłyszała szloch. Zastanawiała się jeszcze chwile, czy na pewno dobrze robi. Czy na pewno powinna ingerować w jej życie. Jednak zna dobrze Laurę i wie, że ona tak naprawdę potrzebuje pomocy. Od nikogo innego niż od niej samej, nie otrzyma jej. Teraz jest jeszcze bardziej sama. To obowiązek młodej pani Reus.
- Mogę? - zapukała i zapytała jednoczenie przez drzwi. 
   Nie usłyszała odpowiedzi, więc ponowiła czyn. Zmarnowana i bezradna zamknęła oczy uspokajając się. 
- Laura wpuść mnie, proszę - mówiła. 
   Nie miała pewności, czy ona ją w ogóle słucha, ale zaryzykowała i ciągnęła dalej. 
- Pozwól mi wejść. Pogadamy i zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Laura... Proszę. 
   Nagle usłyszała kroki, które dochodzili z  pomieszczenia, gdzie jest Wanke. Po sekundzie ujrzała ją całą zapłakaną i zmarnowaną. Otwierając drzwi nawet nie czekała na Wiki. Zwyczajnie otworzyła jej drogę i cofnęła się do tyłu. Usiadła na łóżku i zaczęła wycierać łzy wraz z rozmazanym makijażem.
- Nie musiałaś pukać. To twój dom - odezwała się niespodziewane.
- Może i tak, ale kultura jednak wymaga zapukać - odgryzła się śmiejąc lekko.
   Niestety na twarzy Laury nie przebił się żaden promień uśmiechu. 
- To mogę zapytać? 
- I tak wiem, że to zrobisz - odparła markotnie pociągając nosem.
- Co się wydarzyło Laura? Wystraszyłaś nas obie, wiesz? Chodzi o rodziców? Czy o coś jeszcze innego? - próbowała zgadywać.
   Młoda Niemka nie myślała jednak by odpowiedzieć. Była ciągle w tej samej pozycji. Zmagała się. Zmagała się sama ze sobą. Wiktoria to widziała i nie naciskała. Rozumiała, że jak dziewczyna będzie chciała jej powiedzieć, to to zrobi. W końcu dokładnie taką samą techniką doszła do Laury wcześniej. Westchnęła głośno i postanowiła wstać, i gładząc głowę Wanke, swoją rękę, postanowiła odejść i dać jej spokój. Gdy znajdowała się przy drzwiach usłyszała cichy i jednocześnie słaby głos jej gościa.
- Spotkałam ich.
   Przystanęła. Czasami jedno zdanie potrafi zatrzasnąć człowiekiem. Podejrzewała, że właśnie to się stało. Podejrzewała, że właśnie spotkała ludzi, którzy uchodzili za jej rodziców. Podeszła do niej szybko i po prostu ją przytuliła. Nie widziała, co miała jeszcze zrobić. To była najlepsza opcja. Blondynka potrzebowała teraz ciepłego wsparcia i wrażenia, że jest potrzebna. 
- Spotkałam ich Wiki - szeptała. - Rozmawiałam z nimi. 
- Spokojnie - mówiła do niej. - Już jest dobrze. 
- Wiesz co mi powiedzieli? Uznali, że muszą mi wyjaśnić coś ważnego. 
- Co takiego? - zapytała.
- Mówili jak bardzo mnie kochają mimo wszystko. Nie chcieli mi tego powiedzieć ze względu na moje dobro. Chcieli jak najlepiej... 
- I tak na pewno jest - przerwała. 
- Może - stęknęła. - Jednak ja nie mogłam z nimi rozmawiać. Próbowałam i starałam się, ale nie mogłam.  Oni... Oni... - próbowała z siebie cośkolwiek wydusić. - Oni powiedzieli, że mam brata.
   Po tych słowach ponownie zatopiła się w ramionach zszokowanej Polki. 
- Gdzieś tu w Niemczech jest mój brat, który nie wiem nawet jak wygląda. Rozdzielili nas, gdy byliśmy mali... Spanikowałam i wróciłam z Dianą do was. Pewnie znowu zepsułam ci plany. Przepraszam...
- Laura przestań! - odpowiedziała. - Nie przepraszaj za nic, bo nie jesteś tu niczego winna. 
- Wiesz jakie to uczucie? Myśl, że jednak nie jesteś sama, ale z drugiej strony nie mogę w to wszytko uwierzyć. Miałam brata. Dalej mam, ale dlaczego nas rozłączyli? Co jest z moimi prawdziwym rodzicami? Dlaczego mnie akurat to wszystko spotyka?! - zastanawiała ale głośno.
   Polka była po prostu bezradna. Sama była w szoku i nie wiedziała, co się dzieje. Współczuła jej ogromnie, ale nie można było już nic zrobić. Ten ciąg wydarzeń, który miał teraz miejsce, jest ogromnym ciosem dla Laury, która nie może już sobie z tym poradzić. Jest już na skraju. Pozostało jej tylko pogodzenie się z rzeczywistością i sytuacją. Zaakceptowanie jej. Jednak, co dalej? Znalezienie rodziców i brata? Odcięcie się?
- Wiki, pozwól mi zostać samej, dobrze? 
- poprosiła.
- Jasne. Gdyby coś się działo, to wołaj mnie - poradziła i odeszła.
   Schodząc na dół zastanawiała się, co powinna powiedzieć Ann. Będąc już na niższym piętrze zobaczyła, jak spacerowała z po salonie ze swoją córeczką na rękach, która jest pewnie jeszcze w małym szoku. Dziewczynka może nie do końca to okazywała, ale Kathrin jako matka doskonale zna swoje dziecko. 
- Z małą wszystko okej? - zadała pytanie i podeszła do stołu, gdzie stało jej picie. Było już praktycznie zimne, ale to jej nie przeszkadzało. 
- Tak, była tylko lekko wystraszona, ale nie płakała, więc nie jest źle - zaśmiała się i również chwyciła za kubek kawy. - Bardziej martwiłabym się o Laurę. Nie wyglądała za dobrze. 
   Ponownie wzięła łyk swojego napoju i westchnęła lekko. Przymknęła oczy i powiedziała bez zbędnych wstępów. 
- Spotkała swoich rodziców, którzy powiedzieli jej, że ma brata gdzieś w Niemczech.
   Gdy kobieta to usłyszała była w nie mniejszym szoku od poprzedniczek. Nie mówiła nic przez dłuższy czas. Po prostu analizowała słowa przyjaciółki i współczuła jej. To zwykły ludzki odruch. który towarzyszy nam w życiu. Nie wiedzieć czemu, ale sama na moment odpłynęła i myślami była przy swoich problemach. Kłopotach w związku. Laura ma o tyle dobrze, że wie, co się dzieje. Ma tego świadomość, co ją spotkało i ma pełen obraz. Ona tego nie posiada. Nie ma pojęcia, co dzieje się z jej ukochanym. Nie wie, co ma robić. Co najgorsze, na ten moment jest sama, bo nie powiedziała nikomu o jej zmartwieniach. Nie chodzi o to, że nie chce. Po prostu nie wie, jak ma zacząć opowiadać o tym.
- Jesteś? - usłyszała nagle wołanie.
   Szybko zerknęła na młodszą dziewczynę, bo to od niej słyszała wołanie i czekała na odpowiedź.
- Przeprasza, ale zamyśliłam się - wyjaśniła. 
- Zauważyłam. Wszystko okej, Ann? Miałaś mi chyba coś powiedzieć? - dopytywała się. 
   Wtedy właśnie miała zamiar wyznać wszystko po kolei i mieć to z głowy. Gdy otwierała już usta, coś, a raczej ktoś, choć może nawet i dwa, przerwali jej. 
- Cze... o cześć Ann! - przywitał się Marco.
   Tak, to był on wraz z Robertem. Kobiety zdziwiły się, co we dwoje robią tak wcześnie. Przecież jest dopiero po 12, a trening powinien trwać jeszcze kilka godzin. 
- Hej, co wy tu robicie? - zaciekawiła się żona blondyna. 
   On natomiast podszedł do niej i czule pocałował w usta. Szkoda, że nie wiedzieli, że nieumyślnie dobijali Bömmel. 
- A co nie cieszysz się, że twój mąż wrócił wcześniej do domu? - odgryzł się.
- Nie, bo przeszkadzacie nam w damskich sprawach - skłamała żartując. 
- Trener miał nas chyba dzisiaj już dość, bo wygonił nas wcześniej - zaśmiał się, a reszta z nimi. Wtedy też mała Diana zaczęła domagać, by dostać się w ramiona ukochanego wujka Lewandowskiego. 
- Lewy teraz nie będzie miał spokoju - skomentowała matka małej dziewczynki. 
- A właśnie Ann, co tu robisz? - odezwał się Reus.
   Blondynka zmarszczyła brwi. Nie bardzo rozumiała, o czym mówił.
- Dlaczego pytasz? Miałam jakieś inne plany, o których nie mam pojęcia? - uśmiechnęła się.
   Marco również zrobił zastanawiającą się minę i popatrzał na Lewego, a ten na niego. Zupełnie, jakby mieli jakiś tajemniczy spisek i mogli porozumiewać się tylko za pomocą mimiki. 
- Jak to? Mario mówił, że opiekujesz się nim dzisiaj cały dzień w domu - odparł napastnik reprezentacji Polski.
- O czym ty mówisz? Przecież on wyszedł dzisiaj rano na trening - odpowiedziała, ale jednocześnie czuła, jak powoli osuwa jej się ziemia. Jak ktoś powoli jej wbija jej tysiące noży w serce.
- Ann... Mario dzisiaj nie było... 
___________________________________________________________

Dzień dobry :) 
Rozdział jak zwykle spóźniony, ale to już chyba norma XD 
Widzę, że w komentarzach domagacie się, że Wiki powie Marco o ciąży. Jak widzicie lubię trzymać Was w napięciu ❤️
Bądźcie cierpliwe! 
Co do Laury natomiast to powiem tyle, że nic nie dzieje się bez przypadku :) 
Taka mała podpowiedź :v

Wasze blogi, jak to zwykle bywa, nadrobię stopniowo :3

Dzisiaj derby! 
Kto się jara? XD 
Jakie wyniki obstawiacie? 

Buziole i do następnego ❤️