~*~
Jechała ulicami Dortmundu bardzo przepisowo, bo w końcu z tyłu wiozła swoją córkę. Mała siedziała w foteliku i wesoło rozmawiała sama do siebie, a w swoich rączkach trzymała pluszowego misia, którego otrzymała kiedyś od Reusów.
Postanowiła spotkać się ze swoją przyjaciółką i w końcu z nią porozmawiać. Uznała, że to odpowiedni moment. Dzisiaj już nie wytrzymała. Mario potraktował ją okropnie i to ją strasznie bolało. Jeszcze nigdy nie czuła się tak źle i samotnie. Została sama z małym dzieckiem, gdy Götze odszedł w siną dal bez żadnych wyjaśnień. Kobieta przepłakała kilka minut, a potem zadzwoniła do dietetyka i przełożyła spotkanie na inny termin. Po prostu już nie miała siły, a jedyną rzeczą, na którą ma ochotę to długa rozmowa z kimś zaufanym. Wiktoria jest idealną osobą.
Po jakimś czasie znalazła się pod apartamentem jej przyjaciół. Zaparkowała auto i wysiadła, a następnie wyjęła z niego Dianę. Potem, wraz z dzieckiem na rękach, pokonywała kolejne kroki i szła na górę. Chciała wejść do windy, ale zauważyła, że jest zepsuta. Niestety pozostały jej tylko schody, które do najkrótszych nie należały. Jednak ten okres, który spędziła na pokonywaniu pięter, pozwolił jej na chwilowe zastanowienie się. Zrozumiała, że Wiktoria wspomniała o małym problemie. Dopiero teraz zastanowiło ją to, co się stało i miała nadzieję, że nic strasznego. Zmartwiła się, ale skoro przez telefon zachowywała się normalnie to nie powinno być to coś strasznego.
- Jesteśmy! - krzyknęła, gdy właśnie weszła do środka.
- Kuchnia! - usłyszała głos swojej przyjaciółki.
Zdjęła płaszcz oraz kurteczkę Diany i z dziewczynką na rękach powędrowała do pomieszczenia, w którym znajduje się Wiktoria. Właśnie wlewała do kubków gorącą wodę, a Ann dodatkowo spostrzegła, że na talerzykach obok leżą kawałki ciasta.
- Postarałaś się widzę - skomentowała z uśmiechem. Zupełnie jakby sytuacja z rana nie miała miejsca.
- Starałam się - odpowiedziała odstawiając elektryczny czajnik na swoje miejsce - Pokaż mi tu lepiej swoją córeczkę, bo tak dawno jej nie widziałam - wyznała, a blondynka oddała jej Dianę, która nawet sama domagała się odwiedzenia ramion swojej przybranej cioci.
Obie stały tak i zachwycały się dzieckiem. Polka co jakiś czas odbiegała daleko w przyszłość i widziała siebie, jak na rekach trzyma swoje własne dziecko. Swojego potomka. Uśmiechnęła się mimowolnie na tą myśl i już nie mogła się doczekać, aż zobaczy tę małą istotkę, co znajduje się w jej brzuchu. Jednak najpierw jest jeszcze inna rzecz do załatwienia, a konkretnie powiadomienie męża, że zostanie ojcem.
W pewnym momencie Niemka usłyszała, że ktoś schodzi ze schodów. Dostrzegła tam Laurę. Kojarzyła ją ze ślubu i z opowiadań Wiktorii, ale z wyjątkiem zabawy nigdy nie miały jakiejś większej styczności ze sobą.
- Cześć - przywitała się z nowym gościem.
- Hej - odparła przekrzywiając lekko głowę. - Laura, tak? - zapytała, bo mimo, że znała ją, to wolała się upewnić.
- Tak - zgodziła się i podała jej rękę podchodząc bliżej.
- Ann, ale powinnaś mnie kojarzyć ze ślubu.
Poznanie zakończone i Wiktoria ucieszyła się, że nie odbyło się bez jakiś nieprzyjemności.
- Chodźcie lepiej, bo kawy zaraz wystygną - przypomniała sobie nagle gospodyni i zaczęła powoli kierować się do kuchni.
- Widziałam, że miałaś tam jakieś ciasto - zauważyła słusznie Ann.
- Miałam. Wybrałam specjalnie te, które wiem, że lubisz - odparła.
- Słuchajcie, mam pomysł - odezwała się nagle Wanke.
Obie spojrzały na nią, a nawet mała Diana, która z zaciekawieniem obserwowała nową postać.
- Pewnie chcecie sobie porozmawiać na spokojnie, a ja wam tylko będę przeszkadzać, to może zabiorę Dianę na spacer, a wy będziecie miały chwilkę dla siebie. Oczywiście jeżeli mogę - zaproponowała.
Kobiety zastygły i spojrzały na nią, a potem zaraz na siebie.
- Laura, ale w żaden sposób nam nie przeszkadzasz - oznajmiła długowłosa blondynka.
- Właśnie - zgodziła się Reus. - Jesteś moim gościem i...
- Tak, wiem i bardzo doceniam, ale ja sama jednak wolałabym pobyć trochę sama i pomyśleć. Diana nie będzie mi przeszkadzać, a nawet wręcz przeciwnie, więc jeżeli Ann się zgadza...
- Skoro chcesz, to pewnie. Jednak ja przyjechałam samochodem i nie mam żadnego wózka, a z tym małym klockiem na rękach może być ci ciężko - wyznała i kobiety się lekko zaśmiały.
- Ale wiesz, co? - odezwała się brunetka. - Ostatnio była u nas Melanie i zostawiła jakiś wózek, bo potem wracała autem - opowiedziała.
- To w takim razie droga wolna - uśmiechnęła się blondynka i złapała od Reus swoją córkę, którą czekała mała wycieczka z nową osobą.
Około 10 minut zajęło ubranie się Laury, a potem Diany. Dziewczyny zeszły, dostając wcześniej klucze do podziemnego garażu, gdzie powinien stać wózek siostry Marco. Za chwilę były już same i może rzeczywiście to dobrze. Kathrin nie chciała być niemiła i rzeczywiście osoba Laury jej nie przeszkadzała, ale prostu nie mogła się wygadać Wiktorii, a w sumie po to tu przyjechała. Teraz może w końcu powiedzieć, co się dzieje w jej życiu rodzinnym.
- Bardzo dobre ciasto - zaśmiała się, gdy usiadły w salonie.
- Wiem, bo sama wybierałam - odparła zwycięsko.
- Co się właściwie stało, że Laura jest u ciebie? - zapytała w końcu. Była trochę ciekawska jej wizyty.
Wiki westchnęła głośno.
- Wczoraj przyszła do nas cała roztrzęsiona i zapłakania. Wpuściliśmy ją z Marco, a potem powiedziała, że właśnie dowiedziała się, że jest adoptowana - oznajmiła.
Brömmel aż otworzyła usta ze zdziwienia i powiększyła oczy.
- Żartujesz - nie docierało to do niej.
- Chciałabym, ale nie - wypowiedziała. - Wczoraj była w okropnym stanie. Nie mogła się pozbierać. Ale weź sama wyobraź sobie, że nagle twoi rodzice okazują się nimi tak naprawdę nie być. A prawdziwi są gdzieś w świecie.
- Okropne - zakryła usta dłonią. - A ona zna biologicznych rodziców?
- Chyba nie. Znaczy nie mówiła mi o nich, więc raczej nie - odpowiedziała.
- Co chce teraz zrobić?
- Ona sama nie wie. Mówi, że nie ma kompletnie pomysłu, ale ja jej pomogę. Nie zostawię jej przecież samej.
Kobiety rozmawiały ze sobą na temat tej sytuacji jeszcze chwilę, ale zaraz przeszły na lepsze tematy. Niemka co jakiś czas chciała podjąć rozmowę o Mario, ale czasami brakowało jej zwyczajnie odwagi. Chciała się otworzyć, ale strach był silniejszy. Tak, bała się poruszyć ten temat, bo on sam był dla niej trudny. Jej mężczyzna, którego kocha przecież nad życie, zmienił się.
- O, przypomniało mi się - zerwała się z fotelu i podeszła do swojej torebki, którą zostawiła na komodzie dalej. Wiktoria odprowadzała ja wzrokiem, a gdy zobaczyła, że Ann wyciąga coś z torby, wstała i poszła w jej kierunku. - Dostałam ostatnio te perfumy, ale są za mocne, jak dla mnie, a i tak mam podobne już. Pomyślałam, że może tobie by się spodobały.
- Widzę, że myślisz o mnie w każdej sytuacji. Schlebia mi to - zaśmiała się, a przyjaciółka wraz z nią.
Polka postanowiła zobaczyć prezent i była modelka psiknęła zapachem, by mogła do powąchać. Rzeczywiście był bardzo silny. Po jakiś kilku sekundach Wiktorii przypomniała się ciąża, zaraz po tym, gdy jej nozdrza drażniły drogie perfumy. Zapach był jednak na tyle silny, że Polce od razu zakręciło się w głowie oraz zrobiło niedobrze.
- Wszystko okej? Wiki? - zapytała blondynka, gdy zauważyła, że żona Marco wyraźnie pobladła oraz zakryła dłonią usta.
- Tak, ale... zapach jest chyba za mocny... - mówiła, a następnie szybko ją wyminęła i pobiegła do łazienki.
Niemka była kawałek za nią, ale gdy weszła do toalety Polka kucała przy WC i wymiotowała. Szybko podeszła do niej bliżej i odgarnęła jej włosy, które bezwładnie opadały w dół.
- Już dobrze? - zapytała pełna troski, gdy zauważyła, że przyjaciółka przestała się męczyć.
Brunetka odchyliła się od toalety i jednym ruchem ręki spuściła w niej wodę. Sama z lekko otwartą buzią i spoconym czołem odsunęła się dalej oraz oparła o ścianę, która była blisko. Jeszcze nigdy w jednej chwili nie poczuła się tak okropnie i słabo. Chwilowo miała czarno przed oczami i wystraszyła się. To wszystko zdarzyło się nagle i gwałtownie. Nikt nie przygotowałby się na to. Nawet kobieta, która w tym stanie jest po raz kolejny.
- Wiki? Zawieźć cię do lekarza? - pytała dalej trzymając dłoń na ramieniu Polki.
- Nie - zaprzeczyła szybko i starając się ukryć lekkie zdenerwowanie tą sytuacją, uśmiechnęła się lekko. - Nie ma chyba takiej potrzeby.
- Chyba? Wiktoria, ty momentalnie pobladłaś i zaczęłaś wymiotować! - krzyknęła lekko. - Takich rzeczy nie można lekceważyć.
Nic nie odpowiedziała. Oparła się tylko głową o zgięte kolana i zaczęła głośno oddychać by uspokoić oddech. Zastanawiała się jednocześnie, jak i czy w ogóle jej się uda wybrnąć z tej sytuacji. Ann - Kathrin nie jest głupia, a w dodatku sama ma dziecko. Wie, jak wyglądają objawy ciąży. Wiktoria natomiast wie, że za chwile wszystko się wyda.
- Wiki - skierowała się ponownie do niej. - Nie możemy zostawić takich objawów. Skąd wiesz, co one oznaczają? - dopowiedziała i wstała. - Dobrze wiesz jak było z Anią? Nawet jeśli to nic, to przynajmniej będziemy mieli pewność - gadała ciągle, a młoda dziennikarka tylko czekała, aż połączy fakty. - Nie widziałam, żeby ktoś tak gwałtowne zareagował. Co najlepsze wyglądało to jakby zaszkodziły ci te perfumy, ale to niedorzeczne. Przecież...
Ocknęła się? Tak. Połączyła fakty? Jak najbardziej. Wydało się? Oczywiście.
- Wiki... Czy ty...? -nie dowierzała.
Przykucnęła obok przyjaciółki i złapała ją za rękę. Ona w końcu spojrzała na nią i przełamując się ukazała promienny uśmiech, ale i jednocześnie bardzo skryty.
- Nie wierzę...
Zakryła ręką swoje duże usta, a następnie uściskała Polkę najbardziej jak tylko mogła.
- Dusisz mnie, wiesz? - wypowiedziała z trudnością.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - znowu zwróciła się do niej.
- Tylko u mnie wygląda to tak, że nawet Marco nie wie - zaśmiała się, zadziwiając ponownie mieszkankę Dortmundu.
- Co?! Dlaczego?
- To ma być niespodzianka. Nie chcę mu tego oznajmić w zwyczajny sposób. Chce go zaskoczyć, ale jak na razie to wszystko inne zaskakuje mnie. Wczoraj o mały włos udałoby się, ale przyszła właśnie Laura i nie mogłam jej zostawić. Innym razem przeszkodzili chłopaki, a jeszcze innym pogoda - opowiadała. - Los nie jest przychylny do naszej dwójki...
- Ale cieszysz się? - upewniła się.
- Tak, bardzo. To kolejny etap w moim życiu. Mimo, że dziecko nie było planowane, to wiem, że wraz z Marco wychowamy je najlepiej jak tylko będziemy mogli. Tak jak ty i Mario - uśmiechnęła się serdecznie i dźgnęła w bok starszą od niej koleżankę.
Ann wcale jednak nie było do śmiechu. Wręcz przeciwnie. Dzięki wiadomości o dziecku Reusów, na chwilę zapomniała o swoim własnym problemie. Czy może nawet problemach. Zachowanie Götze jest dla niej niepojęte. Chciała by się komuś wygadać. Idealną osobą jest Wiktoria, która przyjaźni się z jej mężczyzną. Daje jej to duże pole do pomocy. Może Wiktoria zna problem Mario, albo przynajmniej zapewni ją, że to tylko chwilowe kłopoty i za chwilę się skończą oraz zapewni ją, że piłkarz kocha ją i Dianę najmocniej na świecie. Zbyt dużo?
- Ann? Okej? - ocknęła ją nagle jej towarzyszka. - Odpłynęłaś - skomentowała, gdy zerknęła w końcu na nią.
- Wiem, Wiki. Ja przyszłam też do ciebie, bo potrzebuję pomocy.
- Jakiej? Co się stało? - dochodziła.
- Chodzi o to, że...
Nagle jej przerwano. Był to głośny dźwięk trzaskania drzwiami. Obie od razu podniosły się, a po Wiki nie było śladu po poprzednim zajęciu. Udały się na korytarz i zastały tam widok płaczącej Laury z Dianą na rękach.
- Co się stało?! - zapytała szybko Ann - Kathrin.
Nie usłyszała jednak odpowiedzi, bo blondynka, która trzymała jej dziecko na rękach, szybko je oddała matce, a sama bez wyjaśnień, oblegana przez pytania Wiktorii, po prostu poszła na górę. Prawdopodobnie do swojego aktualnego pokoju. Zostawiła swoją koleżankę samą z milionem pytań. Polka po raz kolejny nie wiedziała, co ma począć. Ten dzień nie należy do najłatwiejszych. Już to wiedziała. Głośno westchnęła i podeszła do swojego gościa. Ann zdążyła już odejść ze swoją małą córeczką i usiadły na kanapie. Młoda Götze była lekko wystraszona, ale trzymała się. Tym bardziej, że znajduje się w ramionach swojej mamy.
- Nie mam pojęcia, co mam zrobić - wyznała i kłapnęła na sofę ponownie głośno oddychając.
- Idź do niej - poradziła. - Jeżeli będzie chciała z tobą porozmawiać, to opowie ci. Jeżeli nie, to daj jej czas.
Tak też zrobiła. Wstała, patrząc się jeszcze na Brömmel i poszła powoli po schodach. Chwile potem, stanęła przed drzwiami. Zanim nacisnęła klamkę przyłożyła głowę i usłyszała szloch. Zastanawiała się jeszcze chwile, czy na pewno dobrze robi. Czy na pewno powinna ingerować w jej życie. Jednak zna dobrze Laurę i wie, że ona tak naprawdę potrzebuje pomocy. Od nikogo innego niż od niej samej, nie otrzyma jej. Teraz jest jeszcze bardziej sama. To obowiązek młodej pani Reus.
- Mogę? - zapukała i zapytała jednoczenie przez drzwi.
Nie usłyszała odpowiedzi, więc ponowiła czyn. Zmarnowana i bezradna zamknęła oczy uspokajając się.
- Laura wpuść mnie, proszę - mówiła.
Nie miała pewności, czy ona ją w ogóle słucha, ale zaryzykowała i ciągnęła dalej.
- Pozwól mi wejść. Pogadamy i zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Laura... Proszę.
Nagle usłyszała kroki, które dochodzili z pomieszczenia, gdzie jest Wanke. Po sekundzie ujrzała ją całą zapłakaną i zmarnowaną. Otwierając drzwi nawet nie czekała na Wiki. Zwyczajnie otworzyła jej drogę i cofnęła się do tyłu. Usiadła na łóżku i zaczęła wycierać łzy wraz z rozmazanym makijażem.
- Nie musiałaś pukać. To twój dom - odezwała się niespodziewane.
- Może i tak, ale kultura jednak wymaga zapukać - odgryzła się śmiejąc lekko.
Niestety na twarzy Laury nie przebił się żaden promień uśmiechu.
- To mogę zapytać?
- I tak wiem, że to zrobisz - odparła markotnie pociągając nosem.
- Co się wydarzyło Laura? Wystraszyłaś nas obie, wiesz? Chodzi o rodziców? Czy o coś jeszcze innego? - próbowała zgadywać.
Młoda Niemka nie myślała jednak by odpowiedzieć. Była ciągle w tej samej pozycji. Zmagała się. Zmagała się sama ze sobą. Wiktoria to widziała i nie naciskała. Rozumiała, że jak dziewczyna będzie chciała jej powiedzieć, to to zrobi. W końcu dokładnie taką samą techniką doszła do Laury wcześniej. Westchnęła głośno i postanowiła wstać, i gładząc głowę Wanke, swoją rękę, postanowiła odejść i dać jej spokój. Gdy znajdowała się przy drzwiach usłyszała cichy i jednocześnie słaby głos jej gościa.
- Spotkałam ich.
Przystanęła. Czasami jedno zdanie potrafi zatrzasnąć człowiekiem. Podejrzewała, że właśnie to się stało. Podejrzewała, że właśnie spotkała ludzi, którzy uchodzili za jej rodziców. Podeszła do niej szybko i po prostu ją przytuliła. Nie widziała, co miała jeszcze zrobić. To była najlepsza opcja. Blondynka potrzebowała teraz ciepłego wsparcia i wrażenia, że jest potrzebna.
- Spotkałam ich Wiki - szeptała. - Rozmawiałam z nimi.
- Spokojnie - mówiła do niej. - Już jest dobrze.
- Wiesz co mi powiedzieli? Uznali, że muszą mi wyjaśnić coś ważnego.
- Co takiego? - zapytała.
- Mówili jak bardzo mnie kochają mimo wszystko. Nie chcieli mi tego powiedzieć ze względu na moje dobro. Chcieli jak najlepiej...
- I tak na pewno jest - przerwała.
- Może - stęknęła. - Jednak ja nie mogłam z nimi rozmawiać. Próbowałam i starałam się, ale nie mogłam. Oni... Oni... - próbowała z siebie cośkolwiek wydusić. - Oni powiedzieli, że mam brata.
Po tych słowach ponownie zatopiła się w ramionach zszokowanej Polki.
- Gdzieś tu w Niemczech jest mój brat, który nie wiem nawet jak wygląda. Rozdzielili nas, gdy byliśmy mali... Spanikowałam i wróciłam z Dianą do was. Pewnie znowu zepsułam ci plany. Przepraszam...
- Laura przestań! - odpowiedziała. - Nie przepraszaj za nic, bo nie jesteś tu niczego winna.
- Wiesz jakie to uczucie? Myśl, że jednak nie jesteś sama, ale z drugiej strony nie mogę w to wszytko uwierzyć. Miałam brata. Dalej mam, ale dlaczego nas rozłączyli? Co jest z moimi prawdziwym rodzicami? Dlaczego mnie akurat to wszystko spotyka?! - zastanawiała ale głośno.
Polka była po prostu bezradna. Sama była w szoku i nie wiedziała, co się dzieje. Współczuła jej ogromnie, ale nie można było już nic zrobić. Ten ciąg wydarzeń, który miał teraz miejsce, jest ogromnym ciosem dla Laury, która nie może już sobie z tym poradzić. Jest już na skraju. Pozostało jej tylko pogodzenie się z rzeczywistością i sytuacją. Zaakceptowanie jej. Jednak, co dalej? Znalezienie rodziców i brata? Odcięcie się?
- Wiki, pozwól mi zostać samej, dobrze?
- poprosiła.
- Jasne. Gdyby coś się działo, to wołaj mnie - poradziła i odeszła.
Schodząc na dół zastanawiała się, co powinna powiedzieć Ann. Będąc już na niższym piętrze zobaczyła, jak spacerowała z po salonie ze swoją córeczką na rękach, która jest pewnie jeszcze w małym szoku. Dziewczynka może nie do końca to okazywała, ale Kathrin jako matka doskonale zna swoje dziecko.
- Z małą wszystko okej? - zadała pytanie i podeszła do stołu, gdzie stało jej picie. Było już praktycznie zimne, ale to jej nie przeszkadzało.
- Tak, była tylko lekko wystraszona, ale nie płakała, więc nie jest źle - zaśmiała się i również chwyciła za kubek kawy. - Bardziej martwiłabym się o Laurę. Nie wyglądała za dobrze.
Ponownie wzięła łyk swojego napoju i westchnęła lekko. Przymknęła oczy i powiedziała bez zbędnych wstępów.
- Spotkała swoich rodziców, którzy powiedzieli jej, że ma brata gdzieś w Niemczech.
Gdy kobieta to usłyszała była w nie mniejszym szoku od poprzedniczek. Nie mówiła nic przez dłuższy czas. Po prostu analizowała słowa przyjaciółki i współczuła jej. To zwykły ludzki odruch. który towarzyszy nam w życiu. Nie wiedzieć czemu, ale sama na moment odpłynęła i myślami była przy swoich problemach. Kłopotach w związku. Laura ma o tyle dobrze, że wie, co się dzieje. Ma tego świadomość, co ją spotkało i ma pełen obraz. Ona tego nie posiada. Nie ma pojęcia, co dzieje się z jej ukochanym. Nie wie, co ma robić. Co najgorsze, na ten moment jest sama, bo nie powiedziała nikomu o jej zmartwieniach. Nie chodzi o to, że nie chce. Po prostu nie wie, jak ma zacząć opowiadać o tym.
- Jesteś? - usłyszała nagle wołanie.
Szybko zerknęła na młodszą dziewczynę, bo to od niej słyszała wołanie i czekała na odpowiedź.
- Przeprasza, ale zamyśliłam się - wyjaśniła.
- Zauważyłam. Wszystko okej, Ann? Miałaś mi chyba coś powiedzieć? - dopytywała się.
Wtedy właśnie miała zamiar wyznać wszystko po kolei i mieć to z głowy. Gdy otwierała już usta, coś, a raczej ktoś, choć może nawet i dwa, przerwali jej.
- Cze... o cześć Ann! - przywitał się Marco.
Tak, to był on wraz z Robertem. Kobiety zdziwiły się, co we dwoje robią tak wcześnie. Przecież jest dopiero po 12, a trening powinien trwać jeszcze kilka godzin.
- Hej, co wy tu robicie? - zaciekawiła się żona blondyna.
On natomiast podszedł do niej i czule pocałował w usta. Szkoda, że nie wiedzieli, że nieumyślnie dobijali Bömmel.
- A co nie cieszysz się, że twój mąż wrócił wcześniej do domu? - odgryzł się.
- Nie, bo przeszkadzacie nam w damskich sprawach - skłamała żartując.
- Trener miał nas chyba dzisiaj już dość, bo wygonił nas wcześniej - zaśmiał się, a reszta z nimi. Wtedy też mała Diana zaczęła domagać, by dostać się w ramiona ukochanego wujka Lewandowskiego.
- Lewy teraz nie będzie miał spokoju - skomentowała matka małej dziewczynki.
- A właśnie Ann, co tu robisz? - odezwał się Reus.
Blondynka zmarszczyła brwi. Nie bardzo rozumiała, o czym mówił.
- Dlaczego pytasz? Miałam jakieś inne plany, o których nie mam pojęcia? - uśmiechnęła się.
Marco również zrobił zastanawiającą się minę i popatrzał na Lewego, a ten na niego. Zupełnie, jakby mieli jakiś tajemniczy spisek i mogli porozumiewać się tylko za pomocą mimiki.
- Jak to? Mario mówił, że opiekujesz się nim dzisiaj cały dzień w domu - odparł napastnik reprezentacji Polski.
- O czym ty mówisz? Przecież on wyszedł dzisiaj rano na trening - odpowiedziała, ale jednocześnie czuła, jak powoli osuwa jej się ziemia. Jak ktoś powoli jej wbija jej tysiące noży w serce.
- Ann... Mario dzisiaj nie było...
___________________________________________________________
Dzień dobry :)
Rozdział jak zwykle spóźniony, ale to już chyba norma XD
Widzę, że w komentarzach domagacie się, że Wiki powie Marco o ciąży. Jak widzicie lubię trzymać Was w napięciu ❤️
Bądźcie cierpliwe!
Co do Laury natomiast to powiem tyle, że nic nie dzieje się bez przypadku :)
Taka mała podpowiedź :v
Wasze blogi, jak to zwykle bywa, nadrobię stopniowo :3
Dzisiaj derby!
Kto się jara? XD
Jakie wyniki obstawiacie?
Buziole i do następnego ❤️